Współczesne uzależnienia to już nie tylko alkohol, narkotyki czy hazard, ale także obsesja „bycia fit”. „Kult umięśnionej sylwetki może doprowadzić do zaburzeń o podłożu psychicznym” – ostrzega Ewa Galus-Raczyńska, założycielka Fundacji Światło dla Życia
Psychologowie ostrzegają, że nadmierne kładzenie nacisku na „bycie fit” może doprowadzić do poważnych zaburzeń odżywiania. Nie chodzi tylko o anoreksję czy bulimię, ale także o choroby takie jak ortoreksja (kompulsywna potrzeba jedzenia zdrowo), permareksja (uzależnienie od bycia na diecie), bigoreksja (obsesja umięśnionego ciała) czy pregoreksja (obsesyjna obawa przed nadmiernym przybraniem na wadze przez kobiety w ciąży).
Kiedy zdrowe życie staje się chorobą
Ewa Galus-Raczyńska nie ma wątpliwości, że każde z tych zaburzeń stanowi rodzaj uzależnienia, dla którego podłożem są zdrowe odżywianie i moda na aktywny tryb życia. „Jest to swego rodzaju piętno kultury zachodniej, kultu idealnego ciała i życia w stylu fit, które są napędzane przez media, kluby fitness, dietetyków, trenerów personalnych. Wszystko zaczyna się zazwyczaj niewinnie – od pierwszej diety i pójścia na siłownię, ale z czasem zamienia się w obsesję, której podporządkowujemy całe nasze życie” – dodaje.
Moment, w którym zdrowy tryb życia przestaje być zdrowy, a staje się chorobą, jest często trudny do wychwycenia. Osoby uzależnione często mówią, że to nawyk czy część codziennej rutyny. „To jest tak jak z alkoholem. Jeżeli do wieczornej kolacji wypijamy lampkę wina od czasu do czasu, to nie ma w tym nic złego. Natomiast jeżeli robimy to codziennie, a wina potrzebujemy coraz więcej, to powinniśmy zacząć się zastanawiać” – radzi założycielka Fundacji Światło dla Życia.
Uzależnionym jest się zawsze
Zaburzenia odżywiania są bardzo ciężkimi chorobami, których leczenie często wymaga długofalowej terapii. Podobnie jak w przypadku uzależnienia od alkoholu nie można się z nich do końca wyleczyć. Przejście terapii nie oznacza wcale, że problem nie powróci – w tej czy w innej postaci. Eksperci Fundacji Światło dla Życia zaznaczają, że nieraz się zdarza, iż osoby po przejściu leczenia w ośrodku wracają do swoich nawyków.
„Nie ćwiczą już potem same, na własną rękę, lecz oddają się w ręce trenerów personalnych, uznając, że to oni będą ich kontrolować. To jest przerażające, ale wchodząc na siłownię, możemy często gołym okiem ocenić, kto ćwiczy dla siebie, a kto robi to, bo jest uzależniony” – tłumaczy Galus-Raczyńska.
Jak dodaje, podobnie jest również z dietami. „Mieliśmy kiedyś pacjentkę, która przyjechała do nas z całą walizką książek o odchudzaniu. Chciała pokazać, że te wszystkie publikacje, które zazwyczaj poparte są różnymi badaniami i dowodami na skuteczność i nieszkodliwość, doprowadziły ją prawie do samobójstwa” – wspomina.
Problem jest powszechny
Uzależnienia nie są tylko problemem dla osoby chorej. Dotykają też jej najbliższych, znajomych, rodzinę. Chory powoli wycofuje się z życia społecznego, gdyż jego nawyki stają się coraz bardziej widoczne i zabierają coraz więcej czasu. Osoba uzależniona zaczyna się izolować, co może stanowić pierwszy krok do początków depresji. Na wzmocnienie, jak też na sam nawrót nawyków, może wpływać cały szereg czynników – od nagłej sytuacji kryzysowej po niepowodzenia w pracy czy słabą samoocenę.
Nie da się określić, które grupy są najbardziej narażone na takie zaburzenia. „One dotyczą wszystkich: kobiet i mężczyzn, starszych i młodszych, tych mocniejszych i tych słabszych psychicznie. Z doświadczenia wiem, że po pomoc częściej zgłaszają się kobiety. W przypadku mężczyzn o pomoc proszą ich żony, córki, matki” – mówi Ewa Galus-Raczyńska. „Umiar jest ważny z każdym aspekcie naszego życia” – podkreśla.