W Nowym Jorku trwa debata o legalizacji płatnego macierzyństwa zastępczego. Zaproponowana ustawa miałaby znieść obecnie obowiązujące kary za zawieranie płatnych umów między surogatkami a potencjalnymi klientami
„Myślę, że to oznaka postępu naszej społeczności i rozwoju w zakresie przestrzegania praw człowieka” – skomentował senator Brad Hoylman, jeden z pomysłodawców projektu ustawy. „Niestety, zgodnie z obowiązującym prawem mój mąż i ja musieliśmy podróżować 3 tys. mil do Kalifornii, by stworzyć naszą rodzinę” – dodał.
Z kolei na Twitterze zamieścił wpis: „Moje dwie piękne córki urodziły się dzięki macierzyństwu zastępczemu. Są dla mnie wszystkim. Każda rodzina w Nowym Jorku, LGBTQ czy walcząca z niepłodnością, powinna mieć taką samą szansę”.
Postęp czy wykorzystywanie kobiet?
Projekt ustawy zyskał pełne poparcie gubernatora stanu Nowy Jork. Został także zaakceptowany przez Senat – izbę wyższą stanowego parlamentu. Jednak debata nad ustawą przerodziła się w kłótnię dotyczącą praw kobiet.
Zwolennicy projektu twierdzą, że prawodawstwo byłoby lekiem na trudności, z którymi spotykają się pary bezpłodne, związki LGBTQ i samotne kobiety chcące zostać matkami. Obecnie takie osoby są zmuszone do poszukiwania surogatek w innych stanach, co jest kosztowne i skomplikowane. Chodzi także o ochronę prawną. Jak podkreślają politycy, nieodpłatne umowy nie są w Nowym Jorku zakazane, co oznacza, że nie gwarantują ochrony żadnej ze stron oraz nie są prawnie wiążące.
„Kobieta staje się narzędziem”
Ustawie sprzeciwiają się niektórzy prawnicy, naukowcy i feministki, a także Kościół katolicki. Sprawę ostro skrytykowała światowa ikona feminizmu – Gloria Steinem. „Zgodnie z ustawą kobieta postawiona w trudnej sytuacji finansowej staje się pojemnikiem-narzędziem do wynajęcia. Płód, który nosi, jest własnością kogoś innego” – napisała w swoim oświadczeniu.
Zdaniem Steinem legalizowanie przez państwo przynoszącego profity biznesu posługującego się ciałami kobiet jest niepokojące. W jej opinii uderza to chociażby w osoby, które nie mając finansowej alternatywy, decydują się na zarabianie pieniędzy w ten właśnie sposób.
Deborah Glick, demokratka i pierwsza jawnie homoseksualna członkini Zgromadzenia Stanowego, wyraziła zdanie, że prawo dotyczące płatnego macierzyństwa zastępczego niekoniecznie jest wskaźnikiem równości dla społeczności LGBTQ, biorąc pod uwagę, że w sprawę są zaangażowane pieniądze.
Zmiany w przepisach
W 1984 r. Mary Beth Whitehead z New Jersey odpowiedziała na ogłoszenie w gazecie, dotyczące umowy macierzyństwa zastępczego. Elizabeth i William Stern szukali surogatki. Głośna sprawa znalazła swój finał w sądzie. Biologiczna matka zdecydowała, że ostatecznie nie chce oddać dziecka. Sąd, „kierując się jego dobrem”, przyznał prawo do opieki nad dzieckiem małżeństwu Sternów. Sprawa „Baby M” pokazała konflikt pomiędzy zawieraniem kontraktu a biologiczną więzią matki i dziecka.
W rezultacie wiele stanów, w tym Nowy Jork, zakazało płatnego macierzyństwa zastępczego. Jednak w ostatnich latach sytuacja się zmieniła. W 2018 r. Waszyngton i New Jersey zdecydowały się na legalizację, dołączając do kilkunastu innych stanów. Pozostałe nie mają w tej sprawie jasnych przepisów bądź dopuszczają płatne macierzyństwo zastępcze tylko w pewnych okolicznościach, np. w Luizjanie jest ono legalne tylko dla małżeństw heteroseksualnych, które używają własnego jaja lub spermy.
Według rządowego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób w latach 1999–2014 w Stanach Zjednoczonych ponad 18 tys. niemowląt urodziło się w wyniku macierzyństwa zastępczego, w tym 10 tys. po 2010 r.
USA na przekór innym państwom?
Jak podaje raport przygotowany przez Szkołę Prawa Uniwersytetu Columbia, surogatka w USA może zarobić od 20 tys. dolarów do nawet 200 tys. dolarów.
Według dziennika „New York Times” złagodzenie prawa i wzrost zainteresowania takim sposobem zakładania rodziny w USA to trend odwrotny do sytuacji w innych częściach świata. W większości europejskich krajów płatne macierzyństwo zastępcze jest bowiem zakazane.
Źródła: New York Times, Associated Press