Jakiś czas temu poprosiłam kilkoro przyjaciół, żeby napisali plan swojego pogrzebu. W formie dramatu, reportażu, scenariusza, listy gości czy spisu piosenek. O dziwo, zadanie wykonałam tylko ja
„Mój pogrzeb” to niedokończony krótki film, którego nigdy nie nakręcę. Brakuje w nim emocji, bo ja umarłam, a rodziny i przyjaciół nie chcę mieszać w konflikty. W notatkach zapisałam, że to film o lękach człowieka, które ujawniają się w starannie zaplanowanej ceremonii.
Laura (1): Chciałam napisać, ale okazało się, że do śmierci mam stosunek jak pięciolatka. Jestem sparaliżowana. Nie byłam na wielu ceremoniach, ale pamiętam, że były to dla mnie jedne z najstraszniejszych przeżyć. Najgorsze pogrzeby, jakie mogły się wydarzyć. Padało, a wszyscy mieli czarne parasole. Kaplice były takie smutne i zimne. Trzymałyśmy się z kuzynką za ręce i płakałyśmy.
Na Zachodzie usługa pre-funeral planning, czyli planowania swojego pogrzebu za życia, staje się coraz bardziej popularna.
Amerykańskie i zachodnioeuropejskie kampanie społeczne przekonują, że ułożenie planu swojego pogrzebu to gwarancja jego personalizacji, organizacji zgodnie ze swoimi preferencjami i oszczędzenie rodzinie zmartwień i stresów. Skoro zmarły sam wszystko za życia ustali, to jego najbliżsi – zwykle pogrążeni w smutku czy rozpaczy – nie muszą już podejmować żadnych decyzji, dodatkowo się martwić czy o cokolwiek spierać.
Patrycja: Chciałabym, żeby na moim pogrzebie wszyscy ubrali się na czerwono. A potem niech pójdą na piwo, do parku albo pubu i dobrze się bawią.
Według badań amerykańskiego stowarzyszenia zakładów pogrzebowych NFDA prawie 90 proc. Amerykanów uważa, że rozmawianie z bliskimi o swoich zamiarach pogrzebowych jest ważne. Prawie 70 proc. (w grupie po 40. roku życia) deklaruje, że chciałoby zaangażować się w organizowanie własnej ceremonii pogrzebowej. Konkretne przygotowania robi co piąty Amerykanin.
Karolina: Może niektórzy w ten sposób oswajają się z myślą, że umrą, i jest im łatwiej?
Również w internecie widać, że temat śmierci przestaje być tabu. Wiele serwisów w USA, Wielkiej Brytanii czy Niemczech oferuje np. listy rzeczy do zaplanowania online dotyczące ceremonii pogrzebowej. Swoje życzenia można zapisać i wysłać do zaufanych osób.
Igor: Niektóre punkty są dla mnie konieczne: kremacja, urna, najlepiej w marokańskie wzory, rodzinna miejscowość na Kaszubach. Przy wartościach, które wyznaję, przede wszystkim zależy mi, aby ceremonia była świecka.
Używając takich portali jak amerykański TheDignityPlanner.com, można, siedząc w łóżku z laptopem, zaplanować każdy detal pogrzebu. Decyzje dotyczą skremowania lub pochowania ciała, religijnej albo świeckiej ceremonii. Później trzeba wybrać miejsce uroczystości, trumnę i menu na stypę. Ceny są podane w widełkach, żeby oszacować przybliżony koszt. Można dodać rozrywki, jak kapela grająca na żywo, pokaz slajdów czy odczytanie wzruszającego wiersza. Szkicem najlepiej podzielić się z wybranym zakładem pogrzebowym.
Planowanie pogrzebu to też poważne pytania, jak czy chcemy zostać dawcami organów lub oddać swoje zwłoki do badań naukowych.
Igor: Mam problem, bo kiedy wyobrażam sobie swój pogrzeb, wszyscy płaczą. Może jeśli byłbym w trampkach i leciałoby „The End” The Doors wyglądałoby to inaczej?
A jak jest w Polsce? W sieci nie ma wielu możliwości. W 2011 r. na polski rynek weszła firma Mementis, oferując m.in. planowanie pogrzebów. Umożliwiła to na witrynie internetowej, na wzór amerykańskich serwisów. Okazało się, że zainteresowanie mediów było większe niż klientów.
Jednak wyszukiwarka wypluwa kilka zakładów pogrzebowych, które posiadają w ofercie pre-funeral planning. Ile przedsiębiorstw prowadzi taką działalność i jak dużo osób z niej korzysta? W Polskim Stowarzyszeniu Pogrzebowym dostaję informację, że może to być kilka lub kilkanaście firm. Zainteresowanie tematem jest tak małe, że nie prowadzi się żadnej ewidencji ani badań.
Dzwonię do zakładów znalezionych w internecie. Właścicielka firmy oferującej usługi funeralne w Warszawie opowiada, jak wyglądałoby zaplanowanie mojego pogrzebu. „Nie podpisałam jeszcze żadnej umowy, wszystko działa w warstwie teoretycznej. Chcę to robić, ale jest pani pierwszą zainteresowaną osobą ” – tłumaczy.
Najpierw spotkałybyśmy się w biurze. Przede wszystkim powinnam zdecydować się na rodzaj ceremonii. Później wybrałabym produkty i akcesoria, kwiaty oraz muzykę. Zadecydowałabym, kogo chcę zaprosić, a kogo nie. Co napisać w nekrologach i gdzie je rozwiesić. Wybrałabym sobie – lub ściślej mówiąc, swojemu ciału – ubranie, fryzurę i manicure.
Samo zaplanowanie ceremonii jest usługą darmową. Jak tłumaczą przedsiębiorcy, gwarantują sobie w ten sposób przyszłego klienta. Podobno można też przedpłacić. Zakład pogrzebowy powinien wtedy dostać informację, komu: członkowi rodziny lub jakiemu stowarzyszeniu czy fundacji przekazać ewentualną nadwyżkę, jeśli w przyszłości ceny wybranych usług okażą się niższe. Swoją wolę trzeba spisać w testamencie i wyznaczyć jej wykonawcę, same pełnomocnictwa nie wystarczą, bo wygasają po śmierci.
To wszystko jednak na razie ekstrawagancja.
W praktyce pre-funeral planning w Polsce od lat wygląda tak samo. Starsze lub schorowane osoby wykupują sobie miejsce na cmentarzu, ewentualnie stawiają nagrobek lub pomnik. Czasem grawerują na nich swoje nazwisko i datę urodzenia, zostawiając miejsce na dzień śmierci. Spotyka się to często ze zdziwieniem czy rozpaczą rodziny. Wygląda jak zła wróżba czy wywoływanie wilka z lasu.
Według przedstawicieli branży pogrzebowej w kwestii organizacji pogrzebów Polacy pozostają raczej tradycjonalistami. Drewniana trumna z drzewa krajowego, skrzypce lub trąbka i rodzinna stypa – to pogrzebowy standard. Mało kto decyduje się na świecką ceremonię. Przedstawiciele branży opowiadają, że ekstrawagancja to pojedyncze przypadki.
Jednym z powodów jest archaiczne prawo. Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych pochodzi z 1959 r., a tak naprawdę powiela rozwiązania, które znajdowały się w regulacjach z 1932. Trudno więc mówić o dowolności w organizacji pogrzebu: podejście do pochówku czy kremacji regulują państwo i Kościół katolicki.
Grób czy urna z prochami mogą się znajdować tylko i wyłącznie na cmentarzu. Prochów nie wolno nigdzie rozsypać, nawet na prywatnej działce czy wielohektarowym polu, którego spadkobiercami są dzieci zmarłego. Nie wolno też prochów przerabiać na pamiątki czy biżuterię (w niektórych krajach można je np. wykorzystać do zrobienia pierścionka).
Laura: Gdybym planowała pogrzeb, robiłabym to tradycyjnie. Nie wiem, co mogłabym wymyślić, żeby rodzina nie czuła się później dziwnie, wykonując moje życzenia.
Igor: Chciałbym, żeby jakiś element mojego wizerunku był zawarty w pogrzebie. Aby nie był taki bezpłciowy, smutny i straszny.
W Polsce panuje przekonanie, że organizacja pogrzebu to sprawa rodziny, nie zmarłego. Wiele kwestii dotyczących rynku usług pre-need zatrzymuje się na murze państwa socjalnego. Zasiłek pogrzebowy to 4 tys. zł, który zazwyczaj wystarcza, żeby pokryć przynajmniej część kosztów pogrzebu. Takie świadczenie w większości krajów zachodnich nie istnieje lub jest symboliczne.
Rodzina przyjęła planowanie mojego pogrzebu jak śmiesznostkę czy artystyczny eksperyment. Kiedy zapytałam o ich własne ceremonie, zaczęli się denerwować albo uciekać od tematu: będą mieli czas o tym pomyśleć lub to nie będzie już ich interes.
Okazuje się, że nie tylko planowanie, ale nawet rozmowy o planowaniu pogrzebu są uznawane za kontrowersyjne. Dlaczego?
„O śmierci boimy się mówić, należy do tematów, o których ludzie wypowiadają się w sposób kontrolowany. Lepiej je szybko domknąć, nie drążyć – mówi dr Mateusz Zatorski, współpracujący z Centrum Badań nad Traumą i Kryzysami Życiowymi Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. – Jeśli człowiek ma możliwość wyjaśnienia śmierci w szybki i prosty sposób, który daje ulgę, wykorzysta to”.
Większość ludzi w Polsce to katolicy, którzy takie szybkie i proste wyjaśnienie mają. Po śmierci czeka ich życie wieczne lub potępienie, zależnie od tego, jak żyli na ziemi. Przygotowaniem do śmierci powinno być dobre postępowanie.
Karolina: Nie mam planów związanych z tym, co stanie się po mojej śmierci, i z nikim o nich nie rozmawiałam. Ale znaczenie ma dla mnie sama śmierć: myślę czasem, w jaki sposób wolałabym umrzeć. Porównuję różne rodzaje śmierci. Kilka lat temu śniła mi się moja stypa. Chodziłam między bliskimi i obserwowałam, jak się zachowują.
Są religie, które przygotowanie do śmierci traktują bardzo poważnie, np. buddyzm tybetański.
Buddyści poświęcają dużo czasu na rozważania o umieraniu. Chodzi o przygotowanie umysłu do okresu bardo, który następuje po śmierci i jest decydujący dla osiągnięcia kolejnego wcielenia lub stanu oświecenia.
„Przygotowaniem są rozmowy o śmierci, które pozwalają ją oswoić. Ważna jest medytacja, ćwicząca i uspokajająca umysł. Dzięki niej może być na tyle plastyczny, żeby przyjąć szok, jakim jest śmierć, i dalej funkcjonować. Albo praktyka świadomego umierania, poła, polegająca głównie na medytacji” – wymienia Michał Szwejkowski, praktykujący buddysta.
Dodaje, że rozważania o śmierci są obecne prawie na każdym wykładzie i medytacji. „Żartuje się ze śmierci, ludzie mają trochę lżejsze podejście. Do najtrudniejszej wyprawy swojego życia warto się trochę przygotować” – dodaje.
Czy planowanie pogrzebu to obsesja kontroli? Próba zapanowania nad swoim wizerunkiem nawet po śmierci? Chęć jej wyreżyserowania? A może racjonalna decyzja i przełamanie tabu?
Skoro mój pogrzeb będzie taki, jak chcę, to oznacza, że mam nad umieraniem kontrolę
Przeczytałam bliskiej osobie scenariusz mojego pogrzebu i usłyszałam, że to „performance”. Zadbałam przede wszystkim o to, żeby mój pogrzeb miał wiele znaczeń. Tak naprawdę, scenariusz składa się z przypadkowych scen, które zapamiętałam z wszystkich ceremonii, w których uczestniczyłam. Tych spersonalizowanych akcentów, bo smutną rutynę wymazałam z pamięci.
„Planowanie własnego pogrzebu to nisza rynkowa, która bazuje głównie na tym, że ludzie chcą pokonać strach. Skoro pogrzeb będzie taki, jak chcemy, to oznacza, że mamy nad umieraniem kontrolę. To kolejna forma wyjścia z lęku przed śmiercią. Podobnie jak religia czy wiara, że nauka nas unieśmiertelni” – uważa dr Zatorski.
Jego zdaniem bardzo cienka jest granica pomiędzy komercjalizacją umierania a oswajaniem śmierci i podejmowaniem ważnych decyzji dotyczących np. przeszczepu organów czy tego, co stanie się z naszym ciałem po odejściu.
„Pokazanie, że w trumnie nie znajduje się tylko ciało, ale osoba, która miała uczucia, historię i ulubione rzeczy, jest dobre. O ile nie będzie to prowadzić do skrajnej personalizacji, którą wykorzysta rynek. Sytuacji, w której każdy, kiedy odchodzi z tego świata, musi pokazać, że jest indywidualnością” – mówi dr Zatorski.