Fake newsy często są finansowane przez państwo, które w danym kraju chce wywołać zamęt informacyjny albo wesprzeć przychylną sobie opcję polityczną. Jak nie dać się oszukać w epoce postprawdy i manipulacji?
O fake newsach i metodzie fact-checkingu rozmawiamy z Bartoszem Pawłowskim ze Stowarzyszenia Demagog, które zajmuje się sprawdzaniem wypowiedzi polityków i weryfikacją wiadomości w sieci. W Polsce działa ono od 2014 r. i opiera się na pracy studentów wolontariuszy, którzy chcą promować rzetelność w mediach i polityce.
Newsy zbyt szokujące, by mogły być prawdziwe
Klasyczne fake newsy rzadko dotyczą wydarzeń szeroko komentowanych w mediach, bo wtedy łatwo zweryfikować informację na innym portalu. „Najczęściej są to wiadomości dotyczące tematów mało popularnych, ale obliczone na wywołanie emocji, szokujące. W głównych mediach – choć wiele im można zarzucić – rzadko pojawiają się informacje zupełnie nieprawdziwe. A jeśli zdarzy się jakaś wpadka, szybko jest to poprawiane, publikowane jest oświadczenie, przeprosiny” – mówi nam Bartosz Pawłowski.
Na co trzeba zwracać uwagę, by nie paść ofiarą fałszywych wiadomości? Po pierwsze – jak radzi analityk Stowarzyszenia Demagog – jeśli jakiś tytuł wydaje nam się zbyt szokujący, by mógł być prawdziwy, to najprawdopodobniej taki nie jest. „Wracamy po pracy do domu, wchodzimy do internetu i nagle widzimy informację, która doprowadza nas do szału. Wtedy często bez żadnego zastanowienia klikamy »udostępnij«. W takiej sytuacji najlepiej odczekać pół godziny, godzinę. Jeśli po tym czasie, kiedy emocje w nas opadną, nadal będziemy uważali, że tą informacją trzeba się podzielić, udostępnijmy” – radzi Pawłowski.
Po drugie, kiedy już klikniemy w taki clickbaitowy link, warto zwrócić uwagę na wygląd strony i domenę. Portal może udawać mainstreamowe serwisy informacyjne, zmieniając jedynie nieco kolorystykę i posługując się bardzo podobnym adresem URL. Warto też stosować crosschecking, czyli sprawdzić daną informację w kilku innych miejscach.
Łatwe pieniądze i łatwa polityka
Dlaczego ktoś zadaje sobie trud, by tworzyć całe strony internetowe, które podają nieprawdziwe wiadomości? „Odpowiedź jest bardzo trywialna, chodzi o pieniądze. Tytuły na takich serwisach są bardzo klikalne. A przy każdym kliknięciu otwiera nam się najczęściej reklama, na której zarabia właściciel fake newsowego portalu” – mówi Bartosz Pawłowski.
Fake newsy i manipulacje są też często wykorzystywane politycznie. „Wówczas są to już dobrze przygotowane portale, z dużo większym budżetem, z profesjonalnymi redakcjami. Raczej nie publikują całkowicie nieprawdziwych wiadomości, ale pokazują fakty bardzo jednostronnie, zgodnie z daną linią polityczną. To kreuje dużo większy wpływ niż typowo fake newsowe strony” – zaznacza ekspert.
Bardzo często są one finansowane przez państwo, które w danym kraju chce wywołać zamęt informacyjny albo wesprzeć przychylną sobie opcję polityczną.
Okazuje się jednak, że samo hasło fact-checking także może być wykorzystane do nieetycznych posunięć politycznych. Kilka dni temu na czas debaty Borisa Johnsona i Jeremy’ego Corbyna konto twitterowe CCHQPress, czyli think tanku partii Torysów, zmieniło swoją nazwę na factcheckUK i publikowało posty weryfikujące wypowiedzi lidera laburzystów.
Zaraz po zakończeniu debaty think tank przywrócił swoją starą nazwę. „To był atak nie tyle na Partię Pracy czy Jeremy’ego Corbyna. To był atak na prawdę” – skomentował dla „Wired” publicysta James Temperton.