„Społeczeństwo ma problem z rozumieniem sztuki nie dlatego, że się nią nie interesuje, lecz z powodu braku efektywnej edukacji. Sukces można zatem osiągnąć za pomocą prostych kluczy: edukacji i rozmowy z publicznością.Wierzymy, że da się to zmienić, jednak będzie to długotrwały proces” – mówią w rozmowie z Holistic.news Aleksander Celusta, kurator sztuki i współwłaściciel galerii Henryk oraz Krzysztof Gil, artysta młodego pokolenia
KATARZYNA DOMAGAŁA: Od wielu lat pojawia się teza, że większość ludzi ma problem ze zrozumieniem sztuki, szczególnie współczesnej. Co jest tego przyczyną?
KRZYSZTOF GIL*: Mam nieodparte wrażenie, że to wynik braku edukacji w zakresie sztuki. Większość społeczeństwa nie ma narzędzi, które pozwalają – lub ułatwiają – analizować i choć w części rozumieć sztukę. Z drugiej strony bywa też tak, że to artyści, tworząc dzieło, zamykają się w swoim intelektualnym getcie, budując mur między sobą a publicznością.
ALEKSANER CELUSTA**: Problem jednak nie leży wyłącznie w artystach, ale również w instytucjach sztuki i kultury, które często prezentują sztukę niedostosowaną do możliwości odbiorcy.
W jakim sensie?
A.C.: Brakuje merytorycznego wsparcia i komunikacji dostosowanej do językowych kompetencji odbiorcy. Na przykład odwiedzając wystawę, odbiorca powinien dostać materiały, które pomogą mu zrozumieć konkretne dzieło. Takich rozwiązań wciąż brakuje w powszechnych instytucjach.
K.G.: Mamy różne dzieła sztuki, są i trudne – lecz za którymi kryje się wartościowe przesłanie, ale są też takie, gdzie autor nie mówi odbiorcy nic istotnego, jednocześnie posługując się krzykliwą, a nawet agresywną formą utrudniającą odbiorcy refleksję. W takich niezrozumiałych dziełach zazwyczaj zostaje zaburzona harmonia między treścią a formą.
Sugerujesz, że takie prace są bezwartościowe w kontekście kapitału symbolicznego – uznania odbiorców?
K.G.: W pewnym sensie tak, ponieważ zamiast konkretnego przesłania oraz kunsztu autora odbiorca widzi jedynie jego wybujałe – często niezrozumiałe – artystyczne ego. Dla mnie takie dzieła sztuki są po prostu nieudane.
I mogą przyczynić się do tego, że ludzie oddalają się od sztuki. Jak zachęcić ich do regularnego obcowania z pracami artystów?
A.C.: Klucz jest prosty – trzeba umiejętnie przekonać ludzi do tezy, że sztuka wnosi do naszego życia coś więcej. Jak to zrobić? Zacząć od najmłodszych – wprowadzić do szkół większą ilość zajęć plastycznych, które pomogą dzieciom zaprzyjaźnić się ze sztuką, a w niektórych być może zaszczepią miłość do prac plastycznych. Z mojego doświadczenia pracy u podstaw wynika, że mamy nieco ograniczoną inteligencję estetyczną. A jest to efekt m.in. ubogiej edukacji w tym zakresie.
A gdyby ta inteligencja była na wyższym poziomie?
A.C.:To moglibyśmy uniknąć kiczowatych projektów architektonicznych, krzykliwych reklam czy zupełnie nietrafionych aranżacji wnętrz. W naszej kulturze doszło też do pewnego przykrego zjawiska – piękna, choć już niemodna, tradycja została wyrugowana na rzecz byle jakiej nowoczesności.
K.G.: Jednocześnie wydaje mi się, że ludzie mają problem z rozumiem sztuki nie dlatego, że się nią nie interesują, lecz z powodu braku efektywnej edukacji w tym temacie.
Czyim zadaniem jest kształcenie społeczeństwa w zakresie sztuki?
A.C.: Szkół, instytucji kultury, kuratorów, galerzystów oraz samych artystów. Te wszystkie podmioty powinny odczuwać misję edukacyjną.
W takim razie jakie formy edukacji proponujecie jako ludzie sztuki?
A.C.: Każda większa polska instytucja kulturalna ma obowiązek prowadzić działania edukacyjne, ale nie każda robi to efektywnie. Myślę, że jesteśmy w takim momencie, w którym należy zastanowić się, jakiej edukacji w zakresie sztuki potrzebuje polskie społeczeństwo.
Od początku prowadzenia galerii stawiałem na szeroko pojętą dyskusję oraz bliski kontakt z publicznością, i to się sprawdzało – ludzie wracali zaciekawieni, pytali o kolejne wystawy. Myślę, że trafną formą edukacji są również praca u podstaw i edukacja warsztatowa.
Na czym polega praca u podstaw w wydaniu Henryka?
A.C.: Prowadziliśmy długofalowe warsztaty edukacyjne – zarówno teoretyczne, jak i praktyczne – w każdej niemal grupie wiekowej w Krakowie. W efekcie bardzo szybko udało nam się zbudować stałą publiczność galerii. Poza tym, było to również miejsce otwarte na różne twórcze inicjatywy.
Czy uprawianie sztuki współczesnej jest tak samo trudne, jak jej zrozumienie przez społeczeństwo?
A.C.: Doświadczenie podpowiada mi, że jest tak samo zagmatwane! To spore wyzwanie, by sensownie zajmować się sztuką. Szczególnie że społeczeństwo postrzega to jako podejrzaną działalność, rzadko przynoszącą realne zyski materialne.
K.G.: To ciężka, często bardzo niewdzięczna droga, którą porównałbym do walki.
O co walczysz, tworząc?
K.G.: Ciągle walczymy, by poprzez sztukę zbliżyć się do ludzi. Mam szczęście, że znam już swój cel, więc mogę skupić się na jego realizacji, ale jest wielu młodych artystów, którzy wciąż błądzą. Według mnie to w dużej mierze efekt systemu edukacji na artystycznych uczelniach wyższych. Ich absolwenci po zakończeniu studiów nie wiedzą, jak odnaleźć się na rynku pracy.
Oczekiwalibyście, że uczelnie będą przygotowywać studentów do kariery? Przecież to nie jest ich zadanie.
K.G.: Absolutnie. Uważam, że studentom byłoby wtedy łatwiej podjąć decyzję, czy rzeczywiście chcą iść tą drogą. Szczególnie, że ogrom pracy, jaki artysta wkłada w stworzenie dzieła, często nie przekłada się na efekty wymierne – uznanie odbiorców czy zysk finansowy.
A jakie były twoje początki?
K.G.: W moim przypadku sprawy układały się zazwyczaj po mojej myśli, więc rzadko miałem chwile zwątpienia. Z pewnością pomagało mi również poczucie, że tworzę nie tylko dla samorealizacji zawodowej, ale – patrząc na temat mojej twórczości – dla pewnej misji społecznej. Miałem poczucie, że w Polsce wciąż mało mówi się o historii Romów, ich prześladowaniu. Ten temat otwierał przede mną szeroką perspektywę działania.
W swojej sztuce dużo mówisz o wykluczeniu etnicznym, rasizmie, ksenofobii. W instalacji „Tajsa wczoraj i dziś” przedstawiasz okrutne sceny z polowania na Romów. Czy takie prace zmieniają coś w myśleniu o społeczności romskiej?
K.G.: Na szczęście tak, a reakcje ludzi są tego potwierdzeniem. Praktycznie wszędzie, gdzie pokazywaliśmy instalację, reakcje publiczności były podobne – wzruszenie i refleksja. Wierzę, że idzie za tym zmiana myślenia dotyczącego uprzedzeń wobec innych narodowości. Szczególnie, że jest to problem bardzo realny, wręcz namacalny, tym bardziej jest to dla mnie ważne i inspirujące. Do opowiadania prawdy poprzez sztukę najbardziej motywuje mnie moje doświadczenia dyskryminacji. Tworzę, by wyrazić sprzeciw wobec takich zjawisk.
Doświadczyłeś dyskryminacji jako Rom?
K.G.:Oczywiście. Mieszkałem na osiedlu, które ochrzczono mianem romskiego getta. Ataki rasowe były codziennością. Trauma związana z tamtymi wydarzeniami, a także poznanie głęboko historii Romów skłoniły mnie do mówienia o tym wszystkim poprzez sztukę.
Współpracujecie razem od momentu premiery wspomnianej wystawy. Aleksander, jakim kluczem dobierasz artystów, których prace wystawiasz w swojej galerii?
A.C.: Praktycznie zawsze kieruję się intuicją i podchodzę do artysty w sposób maksymalnie indywidualny. Pociąga mnie sztuka, która pobudza do myślenia, otwiera nowe horyzonty, a przede wszystkim jest wiarygodna. Prawdziwość przekazu dzieł konkretnego artysty oraz jego dobry warsztat to konieczne warunki, abym rozpoczął z nim współpracę.
Twierdzicie, że zajmowanie się sztuką to ciężki kawałek chleba, ale Henryk jest przykładem młodej instytucji, której szybko udało się osiągnąć sukces – już po roku działalności pisały o galerii prestiżowe magazyny sztuki. Jaka jest recepta?
A.C.: To jest składowa kilku elementów. Po pierwsze, znaleźć się we właściwym miejscu i we właściwym czasie z odpowiednimi osobami. Po drugie, zbudować program galerii oparty nie tylko na działalności wystawienniczej, ale także edukacyjnej.
Cieszy mnie to, że jesteśmy jedyną galerią w Polsce, która prowadzi zajęcia edukacyjne w tak szerokim zakresie. Zależy mi na tym, aby była to przestrzeń otwarta i twórcza, by ludzie mogli przychodzić tam nie tylko oglądać sztukę, ale także ją tworzyć.
Sukces można zatem osiągnąć za pomocą prostych kluczy: edukacji i rozmowy z publicznością. W Henryku staramy się być (wraz z Mateuszem Piegzą, współwłaścicielem galerii) po prostu dobrymi gospodarzami, którzy serwują swoim gościom kompleksową obsługę po każdej wystawie. W Krakowie byliśmy rodzajem fenomenu. W początkowym okresie działalności do galerii, która miała powierzchnię 60 m kw., w noc otwarcia wystaw potrafiło przewinąć się 200 czy 300 osób.
Kiedy narodziła się w tobie potrzeba zajmowania się sztuką na poważnie?
A.C.: Długo szukałem medium, przy pomocy którego mógłbym porozumiewać się ze światem w sposób pokojowy i w końcu znalazłem. Jeśli ktoś pyta: czym jest dla mnie sztuka, odpowiadam: najlepszą formą rozmowy z drugim człowiekiem. Oczywiście, na początku tej drogi zdawałem sobie sprawę, że będzie ona trudna.
Dlaczego?
A.C.: Ponieważ sztuką wciąż interesuje się zaledwie garstka społeczeństwa, jednak – żeby nie kończyć pesymistycznie – wierzę, że poprzez pracę u podstaw i rozmowę możemy zwiększyć zainteresowanie. Frekwencja odwiedzin Henryka potwierdza, że u ludzi jest głód sztuki.
Uważacie, że sztuka jest dzisiaj luksusem? W końcu niewielu ludzi może pozwolić sobie na jej kolekcjonowanie.
A.C.: Sztuka nie musi być luksusem, ale jeśli stać ludzi na nieustanną konsumpcję, to dlaczego nie mielibyśmy pozwolić sobie od czasu do czasu na zakup obrazu? Dla mnie kolekcjonowanie sztuki to forma dialogowania ze współczesnym światem i świadomego uczestnictwa w społeczeństwie obywatelskim.
K.G.: Ja natomiast mam nieco inne zdanie. Wydaje mi się, że ludzie przestali doceniać wartość i rolę sztuki w swoim życiu. Doskonale zastępują ją sobie telewizorem, drogim samochodem czy smartfonem. Zapomnieli o sztuce, która bezsprzecznie jest dobrem wyjątkowym, owianym aurą metafizyki – oprócz tego, że posiada wartość artystyczną, ma również ładunek intelektualny. Zadaniem artystów czy kuratorów jest przypominanie ludziom o tym dobru.
Myślisz, że jest szansa, że takie działania przyniosą pozytywne efekty?
K.G.: Wierzę, że tak, ale potrzeba wielu przemyślanych działań edukacyjnych ze strony instytucji kultury czy szkół. Będzie to jednak długi proces, wymagający ogromnego zaangażowania.
Dlaczego warto zajmować się sztuką?
A.C.: Wierzę, że sztuka jest jedynym pokojowym narzędziem zmiany myślenia, jakie wynalazła ludzkość. Traktuję je jako rodzaj ćwiczenia z myślenia, a edukację poprzez sztukę jako rodzaj inżynierii społecznej.
K.G.: Sztuka jest dla mnie narzędziem do komentowania rzeczywistości, jej aspektów, które są dla mnie istotne.
Krzysztof Gil* – artysta romskiego pochodzenia, doktor sztuki, wykładowca akademicki, wielokrotny laureat stypendium ministra MSWiA. Stałym motywem jego twórczości są Romowie, szczególnie historia ich prześladowań. Jego instalacja, a jednocześnie praca doktorska, „Tajsa wczoraj i jutro” odniosła sukces w Polsce i za granicą.
Aleksander Celusta** – kulturoznawca, galerzysta, popularyzator i kurator sztuki. Od kilku lat prowadzi działania wystawiennicze, nieustannie redefiniując pojęcie „galeria sztuki”. Współwłaściciel krakowskiej szkoły malarstwa i rysunku, a jednocześnie galerii Henryk, która uchodzi za fenomen w polskiej branży. Zajmuje się też poszukiwaniem i wprowadzaniem w środowisko artystyczne młodych talentów.