Z roku na rok rośnie liczba turystów, którzy w ramach wakacyjnych wojaży odwiedzają światowe dzielnice biedy. Internet roi się od reklam zachęcających do zwiedzania slumsów Karaczi, Rio de Janeiro czy Mumbaju. Kim są ludzie decydujący się na taką wyprawę?
Slumsy rodziły się wraz z rewolucją przemysłową w Europie. Gdy Stary Kontynent stopniowo się industrializował, na obrzeżach miast, w których powstawały fabryki, w szybkim tempie rosły dzielnice robotnicze zapewniające tanią siłę roboczą. Współcześnie, jak wynika z analiz ONZ, największą liczbę mieszkańców zamieszkujących slumsy, proporcjonalnie do ogółu populacji, znajdziemy w państwach Afryki, Azji i Ameryki Południowej.
Slumsy spotkamy jednak nie tylko w krajach określanych dawniej mianem Trzeciego Świata, ale także w Europie. W Madrycie, kilka kilometrów od ścisłego centrum, funkcjonuje okryta złą sławą Cañada Real, największa dzielnica biedy w Unii Europejskiej. W Rzymie enklawy slumsów rozproszone są po całym mieście, podobnie jest także w niektórych dzielnicach Paryża, takich jak Enclos St-Laurent, gdzie strefy skrajnej nędzy gryzą się z przepychem.
All inclusive to już przeszłość. Czas na slumming
Aleksandra Gutowska, socjolożka z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, w artykule „Wycieczki po slumsach, czyli gdzie się podziała podmiotowość i sprawczość mieszkańców” podkreśla, że początki turystyki do dzielnic biedy, obecnie zwanej slummingiem, sięgają XIX w. Slumsy najpierw odwiedzali przedstawiciele klasy wyższej oraz naukowcy, którzy osobiście chcieli zapoznać się z warunkami panującymi w dzielnicach biedy. Trend nasilił się w początkach następnego stulecia, gdy wśród podróżujących po USA Brytyjczyków zapanowała moda na wycieczki do najbiedniejszych dzielnic wielkich amerykańskich miast. Wraz z upowszechnieniem się turystyki pod koniec XX w. moda na slumming znacząco wzrosła, nie tylko wśród elit, ale także wśród zwykłych turystów.
Największą popularnością cieszą się obecnie brazylijskie fawele oraz Dharavi, slumsy w Mumbaju. Jak wynika z raportu przygotowanego przez Elizabeth Monroe i Petera Bishopa dla brytyjskiej fundacji Tourism Concern – Action for Ethical Tourism, część turystów udaje się do najbiedniejszych dzielnic świata z ciekawości i chęci poznania prawdziwego wymiaru biedy. Motywacje innych są trudne do zdefiniowania, lecz – jak przekonują autorzy raportu – często mamy do czynienia ze zwyczajnym zaspokajaniem pasji podglądacza. W podobny sposób możemy zróżnicować reklamy biur podróży. Część z nich, zwłaszcza tych o zasięgu lokalnym, sprzedaje i organizuje wycieczki do slumsów po to, by wizyta w faweli czy bombajskim Dharavi odmieniła stereotypy na temat biednych dzielnic. Ale są i takie biura, które reklamują swoje wycieczki, epatując nędzą, dramatem, przestępczością czy plagą narkomanii. Ceny są różne, zależnie od oferowanego „programu” zwiedzania. Wizyta w bombajskim Dharavi – według najtańszego cennika – kosztuje 12 dolarów za dwie godziny z przewodnikiem. Pół dnia spędzonego z mieszkańcami może nas już kosztować nawet 80 dolarów. Z kolei za czterogodzinny spacer po dzielnicy Rocinha, jednej z faweli w Rio de Janeiro, zapłacimy ok. 40 dolarów. Porównywalne ceny znajdziemy w Manili, Johannesburgu czy Karaczi.
Chociaż z ankiet opracowanych przez brytyjskich badaczy nie wyłania się spójny obraz turysty odwiedzającego slumsy, to jedną z cech wyróżniających jest fakt pochodzenia z „lepszej części świata”. Jak przekonuje Adam Leszczyński w artykule „Slumsowa turystyka: klasa średnia zwiedza dzielnice biedy”, mimo iż status materialny zwiedzających z natury rzeczy bywa zróżnicowany, to na terenie slumsów stają się na chwilę wspólnotą ludzi, która w kieszeni posiada odpowiedni paszport i bilet powrotny do życia w lepszym świecie. Co chwila zatrzymując się i znienacka robiąc zdjęcia mieszkańcom w trakcie ich codziennych czynności, mimowolnie przyjmują pozycję oglądających zwierzęta w zoo spacerowiczów.
Badacze slummigu często stawiają pytanie o etyczny wymiar tej kontrowersyjnej formy turystyki. Entuzjaści podkreślają jej ekonomiczne znaczenie. Bodziec, jakim dla mieszkańców biednych dzielnic jest możliwość partycypacji w zyskach (produkcja i sprzedaż pamiątek, oprowadzanie), nie jest bez znaczenia, choć – zdaniem ekonomistów, na których powołuje się wspomniany już raport – trudno mówić o znaczącej skali takich przedsięwzięć. Mają one raczej charakter jednostkowych przypadków. Slumming można postrzegać także w jego wymiarze społecznym. Poprzez bezpośredni kontakt obu światów taka forma turystyki pozwala odkłamać negatywny stereotyp slumsów jako matecznika biedy i brutalności.
Nie wszyscy badacze jednak traktują to zjawisko w jednakowy sposób. Melissa Nisbett z King’s College London przekonuje, że „trasy wycieczek są prowadzone tak, by utwierdzić uprzywilejowaną zachodnią klasę średnią w poczuciu własnej wyższości”. Zdjęcia i nagrania wideo, które później zostaną umieszczone na portalach społecznościowych, utrwalą stereotypy o nędzy, braku perspektyw i beznadziei życia najbiedniejszych. Krytycy dowodzą ponadto, że zyski z lukratywnego biznesu rzadko trafiają do tych, którzy z definicji znajdują się potrzebie. Wskazują także na kryminogenne konsekwencje turystycznego biznesu, który, nawet jeśli początkowo został zorganizowany przez mieszkańców, często jest przejmowany przez lokalnych przestępców.
Najważniejsza jest perspektywa mieszkańców slumsów, którzy nie chcą być traktowani jako dodatek do czyjejś egzotycznej podróży. Dla wielu zwiedzających bieda może być utożsamiana, nawet podświadomie, z brakiem poczucia godności osobistej i dumy. Bitwa o godność zaczyna się już w ogłoszeniach lokalnych przewodników. Rahil, mieszkający w Dharavi, który organizuje prywatne wycieczki po swojej dzielnicy, reklamuje je w taki sposób: „Spotkaj się z mieszkańcami, zobacz ich domy i miejsca pracy. Poznaj ich silnego ducha, który triumfuje w obliczu przeciwności losu. Z nami zobaczysz najprawdziwsze oblicze slumsów, zupełnie inne od tego prezentowanego przez media. Będziesz zaskoczony, gdy zobaczysz, jak pogodni i przedsiębiorczy są mieszkańcy Dharavi!”
Nowy wymiar turystyki. Moralność post-turysty
Rozważając moralny wymiar wycieczek do dzielnic biedy, należy wziąć pod uwagę cele i motywacje ich uczestników. Warto odróżnić turystów, którzy traktują spacer po slumsach jako możliwość pochwalenia się kolejnym zdjęciem na Facebooku od turystów, dla których wizyta może stać się początkiem przemiany owocującej większą wrażliwością na potrzeby innych ludzi.
Jak podkreśla kulturoznawca Paweł Cywiński, masowy i globalny wymiar współczesnej turystyki powoduje, że należy spojrzeć na to zjawisko z innej, post-kolonialnej perspektywy. Prawdziwy turysta, którego na użytek swojego projektu nazywa post-turystą, to nie ktoś, kto odkrywa miejsca, o których nie śniło się jego znajomym z Facebooka, lecz turysta świadomy zachodzących procesów, skłonny do refleksji, otwarty na inność. Slumming wpisuje się w dużo szerszy kontekst niż sama gotowość do odwiedzenia niezbyt oczywistych miejsc.