Pod koniec września do USA poleci delegacja australijskich parlamentarzystów ze wszystkich opcji politycznych. Będą zabiegać, aby amerykański wymiar sprawiedliwości przestał ścigać Assange’a. Posłowie i senatorowie chcą wesprzeć premiera Anthony’ego Albanese, który w październiku ma odwiedzić Biały Dom i rozmawiać o możliwej ekstradycji z prezydentem Joe Bidenem.
Assange jest obywatelem Australii, programistą komputerowym i dziennikarzem. Założył portal WikiLeaks, na którym ukazały się setki tysięcy stron tajnych i poufnych amerykańskich dokumentów rządowych. Były wśród nich m.in. raporty wojskowe z Afganistanu i Iraku oraz depesze dyplomatyczne. W 2012 roku w związku z obawami o to, że może zostać aresztowany i wydalony do Stanów Zjednoczonych schronił się w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, gdzie przebywał przez siedem lat. Gdy cofnięto mu azyl Assange rzeczywiście trafił do więzienia z zarzutami naruszenia ustawy o szpiegostwie. Od tamtej pory przed brytyjskimi sądami toczyło się już kilka procesów o jego ekstradycję do USA.
Przez liczne lata spędzone w izolacji, a potem w więzieniu, Assange znacznie podupadł na zdrowiu. Jego brat Gabriel Shipton przekazał, że biorąc pod uwagę okoliczności „i tak trzyma się nieźle”.
„Często rozmawia przez telefon ze swoją żoną Stellą i tylko to utrzymuje go jeszcze przy życiu. Nie będzie mógł tego robić po ewentualnej ekstradycji”
– mówi Shipton.
Wolność słowa ograniczana?
Wiele osób uważa, że twórca WikiLeaks padł ofiarą prześladowań politycznych. Oskarżenia pod jego adresem mają być dowodem na to, że rządy zachodnich krajów ograniczają prawo do informacji.
„Chiny i Rosja zamykają niepokornych dziennikarzy w więzieniach. Sprawa ekstradycji to dla propagandystów Pekinu i Moskwy przykład hipokryzji Waszyngtonu, który kreuje się na lidera w kwestii wolności słowa”
– komentuje Greg Barns, doradca Australian Assange Campaign (organizacji społecznej zabiegającej o uwolnienie założyciela WikiLeaks).
„Julian Assange nie powinien stawać przed sądem za mówienie prawdy”
– tak brzmi oficjalne stanowisko chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych.
„Stany Zjednoczone lubią pouczać innych na temat demokracji i praw człowieka. Przez sprawę ekstradycji Chińczycy zyskali mocne argumenty na to, że Waszyngton nie przestrzega głoszonych przez siebie wartości”
– komentuje Barns.
Jasny sygnał dla Bidena
W skład delegacji australijskich parlamentarzystów wejdą m.in. były wicepremier Barnaby Joyce i niezależna posłanka Monique Ryan. Ich wizyta jest jasnym dowodem na to, że cały kraj stoi murem za swoim uwięzionym w Londynie obywatelem.
Polecamy:
„Nie ma lepszego sojusznika Stanów Zjednoczonych w naszym regionie. W tym kontekście parlamentarzyści nie lecą grzecznie prosić, tylko stanowczo żądać uwolnienia Assange’a”
– uważa Barns.
„Premier Albanese powinien powiedzieć Bidenowi, że to sprawa, którą rozwiążemy sami w Australii. Potrzebna jest dobra wola i zrozumienie między sojusznikami i przyjaciółmi”
– mówi Shipton.
Niebezpieczny precedens
Sekretarz stanu USA Antony Blinken odrzuca skargi dotyczące prób ekstradycji, które składa australijski rząd.
„W grę wchodzi nasze bezpieczeństwo narodowe”
– tłumaczy Blinken.
Joyce uważa jednak, że wydanie Assange’a w ręce Stanów Zjednoczonych „stanowiłoby bardzo niebezpieczny precedens”.
„Obywatel Australii miałby stanąć przed sądem kraju trzeciego, w którym nie przebywał nawet w chwili popełniania zarzucanych mu czynów? To niedopuszczalne”
– mówi poseł.
Ryan przypomina, że pierwsza poprawka do Konstytucji USA gwarantuje wolność słowa i prasy.
„Nasza prośba jest uzasadniona. Assange jest dziennikarzem i nie powinien być sądzony za przestępstwa związane z publikowaniem treści”
– podkreśla Ryan.
Australijscy delegaci spotkają się z członkami Izby Reprezentantów i Senatu, urzędnikami amerykańskiego departamentu sprawiedliwości oraz grupami zajmującymi się wolnością słowa i mediów.
Granice wolności słowa?
Sprawa uwięzienia i ekstradycji założyciela WikiLeaks rodzi pytania o granice wolności słowa. Są osoby, które popierają udostępnianie wszystkich dokumentów rządowych. Argumentują, że ich utajnianie może pomóc w tuszowaniu skandali.
Część społeczeństwa uważa jednak, że niektóre akta powinny być poufne, ponieważ ich ujawnienie mogłoby zagrozić na przykład bezpieczeństwu żołnierzy przebywających na zagranicznych misjach.
Rządzącym należy patrzeć na ręce, ponieważ pokusa nadużywania prawa i ograniczania wolności słowa jest bardzo duża. Prościej manipuluje się ludźmi, którzy nie mają dostępu do niezależnych mediów i nie znają wszystkich niewygodnych faktów. Dzięki temu można łatwiej utrzymać władzę.
Dowiedz się więcej:
Zobacz też:
Źródło: The Guardian