Masowa inwigilacja, którą wprowadził rząd Modiego w Indiach, przypomina wizje Orwella
Indie powoli zamieniają się w państwo policyjne. Z inicjatywy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych dziesięć dodatkowych służb i instytucji zyskało narzędzia do całkowitej i wręcz nieograniczonej infiltracji obywateli. Cokolwiek myślał premier Modi, raczej nie spodziewał się, że 900 mln obywateli po prostu przejdzie nad tym do porządku dziennego.
W kraju wybuchły protesty prawników, polityków i aktywistów na rzecz ochrony danych i bezpieczeństwa w internecie. Przeciwnicy nowych regulacji twierdzą, że uderzają one w podstawowe prawa człowieka, m.in. prawo do prywatności.
Dzięki nowej ustawie wskazane przez rząd służby mogą bez żadnych przeszkód monitorować prywatne komputery obywateli. Tak uzyskane dane nie są w żaden sposób chronione. Służby mogą je przechwytywać i przetrzymywać. Są to wszelkie informacje: otrzymane, wysłane, transmitowane i przechowywane przez użytkownika sieci. Dodatkowym uprawnieniem jest możliwość konfiskaty wszystkich urządzeń elektronicznych oraz deszyfrowania wszystkiego, co zabezpieczyli co uważniejsi Hindusi.
Wśród służb z możliwościami do hiperinwigilacji znalazły się m.in. główna komenda policji w New Delhi, indyjskie służby wywiadowcze, biuro ds. walki z narkotykami, a także urząd podatkowy – ten ostatni wybór wyjątkowo rozsierdził miliony obywateli. „Jestem uczciwym człowiekiem. Dlaczego urząd podatkowy może ściągać wszystkie dane z mojego komputera?!” – pytał zirytowany Manev, 25-letni Hindus, w mediach społecznościowych.
Jednak to nie infiltrujący urząd podatkowy spędza sen z powiek indyjskich internautów. Rząd Modiego ustanowił specjalny przepis, według którego każdy obywatel musi współpracować z organami ścigania i krajowym wywiadem. Jeśli nie zgodzi się na kooperację, grozi mu nawet siedem lat więzienia.
Co istotne, inwigilujące służby nie potrzebują żadnej „podkładki prawnej” do rozpoczęcia kontroli. Mogą ścigać wszystkich obywateli, bez względu na to, czy są to przestępcy, czy uczciwi ludzie. Nowe kompetencje dla dziesięciu dodatkowych organów zaostrzyły i tak rygorystyczne przepisy. Osiem lat temu rząd wprowadził prawo umożliwiające przesłuchiwanie rozmów telefonicznych obywateli i włamania na ich konta na portalach społecznościowych.
Ostatecznie sprawę podjął indyjski Sąd Najwyższy. Jego zadaniem będzie dokładne sprawdzenie uprawnień służb do nadzorowania obywateli przez rząd.
Jak podały indyjskie media, rząd ma ustosunkować się do zarzutów w ciągu sześciu tygodni.
Źródła: BBC/Guardian/PAP