Węgierski rząd, od lat agresywnie sprzeciwiający się przyjmowaniu jakichkolwiek migrantów, akceptuje uchodźców z pogrążonej w kryzysie Wenezueli. „To Węgrzy wracający do domu” – podkreślają przedstawiciele władz w Budapeszcie
O przyjęciu uchodźców z Wenezueli nikt nie miał się dowiedzieć – wszystko odbywało się w atmosferze tajemnicy, a węgierski rząd zakazał im rozmów o okolicznościach przybycia. „Postawili sprawę jasno: to będzie trudne do przekazania z powodu histerycznej kampanii antyimigranckiej, którą (rząd) sam prowadzi” – mówi anonimowo jeden z migrantów w rozmowie z telewizją BBC.
Uchodźcy czy „autentyczni Węgrzy”?
Na Węgrzech schronienie, jak na razie, znalazło ok. 350 osób, a kolejne 750 czeka na dalszą pomoc w Caracas. Nie wiadomo, czy lista będzie się wydłużać. Żeby otrzymać węgierskie wsparcie: bilet lotniczy, mieszkanie, kursy językowe i pozwolenie na pracę, przybysze z Wenezueli muszą udowodnić węgierskie pochodzenie – choćby bardzo odległe. Portal Index.hu, który poinformował o sprawie, uważa, że więzi mogą być słabe: większość rozmówców dziennikarzy o wenezuelskich nazwiskach język czy lokalną kulturę poznało pierwszy raz dopiero po przyjeździe do Europy.
W rozmowie z BBC jeden z migrantów zaznacza, że kiedy rząd Nicolása Maduro upadnie, wróci do Wenezueli. „To jasne – tam jest mój dom” – podkreśla.
Węgierski rząd przekonuje, że uchodźcy to tak naprawdę autentyczni Węgrzy wracający do siebie. „Sprzeciwiamy się nazywaniu przez liberalną prasę wenezuelskich Węgrów migrantami. Oni nimi nie są. Wszyscy Węgrzy, gdziekolwiek znajdują się na świecie, mogą liczyć na ojczyznę” – powiedział wicepremier Zsolt Semjén, cytowany przez portal „Daily News Hungary”.
Większość Węgrów wyemigrowała do Ameryki Południowej, w tym także do Wenezueli, w dwóch falach: po II wojnie światowej i na skutek rewolucji w 1956 r. Węgierskie media przypominają, że schronienie znalazło tam wtedy ok. 5 tys. osób.
Antyimgracyjna histeria nad Balatonem
Rządząca partia Fidesz z premierem Viktorem Orbánem na czele, z polityki antyimigracyjnej zdołała w ostatnich latach zrobić „projekt flagowy”. W czerwcu 2018 r. przyjęto pakiet ustaw „Zatrzymaj Sorosa”, czyli przepisy pozwalające m.in. wymierzyć karę więzienia za pomoc nielegalnym migrantom. Na organizacje pozarządowe, które „przedstawiają migrację w pozytywnym świetle” – czyli praktycznie wszystkie pomagające uchodźcom – nałożono 25-procentowy podatek. Dochody, które uzyska państwo, mają być przeznaczone na wzmocnienie ochrony granic. Opozycja i niektóre media sugerują teraz, że partia rządząca powinna zatem zarejestrować się jako organizacja wspierająca migrantów i zapłacić ustanowiony przez siebie podatek.
„W prawie nie ma wyjątków, obywateli innego kraju z węgierskimi przodkami nie można traktować w inny sposób. Dlatego osoby zaangażowane (w pomoc – red.) powinny zapłacić podatek specjalny” – czytamy w raporcie serwisu Index.hu. „A opodatkowanie pomocy dostarczonej Wenezuelczykom z węgierskimi korzeniami to tylko przykład na to, jakim nonsensem jest to prawo” – podkreślono.
Antyimigracyjna atmosfera, panująca na Węgrzech na skutek polityki Fideszu, we znaki daje się również „wenezuelskim Węgrom”. Pierwsi uchodźcy, których sprowadzono na początku 2018 r., zostali zakwaterowani w turystycznej miejscowości nad jeziorem Balaton. Jak informuje telewizja BBC, miejscowi Węgrzy, wyglądając zza firanek, w przerażeniu zaczęli dzwonić na policję, gdy na ulicach zobaczyli, jak opisywali, „Murzynów”.
Źródła: Index.hu, BBC, Reuters, Daily News Hungary