Coraz częściej pojawiające się głosy, by religię zastąpić etyką, mogą wynikać z błędnych przesłanek. „Jest w tym zawarte napięcie: albo religia, albo etyka. Jakby te dwa pojęcia walczyły ze sobą o rząd dusz. W perspektywie szkolnej jest to szkodliwie, bo zarówno etyka, jak i religia pomieściłyby się w jednej szkole” – mówi Konrad Butas, doktorant w Instytucie Filozofii UJ i były nauczyciel etyki
ADAM WOŹNIAK: Jak długo byłeś nauczycielem?
KONRAD BUTAS*: Nauczycielem byłem ponad rok. Ofertę pracy dostałem jeszcze na studiach, na początku drugiego roku studiów magisterskich. Był październik 2017 r., więc już po rozpoczęciu roku szkolnego. Pracowałem do stycznia 2019 r., gdy rozpoczęły się ferie zimowe.
Jakie są twoje doświadczenia?
Różnorodne. Przyjmując ofertę pracy, nie wiedziałem w zasadzie, co to znaczy uczyć w szkole. Aby ją dostać, musiałem skończyć studium pedagogiczne, gdzie zdobywałem wiedzę o psychologii dzieci i młodzieży oraz o zasadach prowadzenia zajęć. Obowiązkowe były także praktyki w szkole. Ja swoje odbyłem, prowadząc zajęcia w ramach kół filozoficznych. Jednak różnica między kołem a lekcją jest taka, że na koło przychodzą osoby chętne. Lekcja jednak wymaga tego, by uczeń był obecny, niezależnie od jego nastroju i samopoczucia. Jest to zatem dodatkowe wyzwanie – tak skonstruować lekcję, by przyciągnąć uwagę ucznia i zainteresować go treścią zajęć.
Jak dużo czasu zajmowały przygotowania do lekcji?
Przez pierwsze pół roku wstawałem bardzo wcześnie. Projekty lekcji doszlifowywałem czasami przed porannymi zajęciami, bo coś jeszcze wpadło mi do głowy – jakiś ciekawy fragment tekstu, fragment filmu, obraz albo zdjęcie. Bardzo zależało mi na tym, by prowadzić zajęcia takie, w jakich sam chciałbym uczestniczyć.
Robiłeś coś oprócz pracy w szkole?
Tak, na drugim roku studiów magisterskich z filozofii podjąłem jeszcze studia ogrodnicze. Z jednej strony miałem pomysł, by mieć kompetencje do zajmowania się interdyscyplinarnymi zagadnieniami, np. estetyką i historią ogrodów albo filozofią biologii i innych nauk przyrodniczych, z drugiej zaś studia ogrodnicze dawały mi dodatkowe kompetencje na rynku pracy. Jak wspomniałem, propozycję pracy dostałem w okolicach października; był więc czas, gdy studiowałem dwa kierunki i uczyłem w szkole.
Początkowo myślałem, że praca w szkole będzie zdecydowanie mniej angażująca i uda się ją ładnie włączyć jako aktywność dodatkową. Okazało się, że przygotowywanie lekcji zabiera dużo czasu, który procentuje później na lekcji. Trzeba bowiem przeprowadzić całą lekcję w głowie: wymyślić temat, potem zadać do niego pytania, a następnie spróbować wyobrazić sobie, jak będą odpowiadać uczniowie.
Trzeba być także przygotowanym na sytuację, kiedy temat nie zainteresuje uczniów. Wszak nie można się poddać, lekcja musi trwać. Na takie sytuacje też trzeba być przygotowanym. Nie jest bez znaczenia doświadczenie – z każdą kolejną lekcją czułem się coraz pewniej. Jednak początki pracy nie są proste, bo to jest świat, który nauczyciel poznaje na żywo, w działaniu. Na żywo odnosi w nim swoje sukcesy i na żywo doznaje w nim też pedagogicznych upadków. Tych drugich osobiście nie zaznałem, jednak nie były konieczne, by odczuć ciężar odpowiedzialności.
Jak wspominasz współpracę z nauczcielami – grupą, która, przynajmniej wśród zwolenników rządu, nie cieszy się ostatnio szczególną sympatią?
Pracując ponad rok, poznałem ludzi o wielu pasjach, żywo przejętych losem swoich podopiecznych. Pojęciem, które nasuwa mi się po tym czasie, na określenie tej grupy zawodowej, jest „inteligencja”. Ta inteligencja, której obraz znamy z literatury polskiej, a która stara się swoim kosztem działać na rzecz dobra wspólnego poprzez edukację i zaangażowanie – czasowe, emocjonalne, ale także finansowe.
Trzeba pamiętać, że szkoła jest miejscem, w którym dzieci spędzają kilka godzin dziennie przez pięć dni w tygodniu. Jest to bardzo ważne miejsce w ich rozwoju. Nauczyciele, z jednej strony, w tym czasie są ich opiekunami, a z drugiej są też ludźmi – ze swoimi trudnościami, zmęczeniem, życiem osobistym. Jest to praca bardzo angażująca element emocjonalny, nie sposób bowiem uczyć, nie nawiązując więzi z uczniami.
Dlaczego w takim razie zrezygnowałeś z pracy w szkole?
Kończąc studia, magisterskie miałem zamiar podjąć studia doktoranckie z filozofii. Marzyłem o doktoracie od czasów liceum i konsekwentnie zmierzałem do celu. Pomysł na zdobycie uprawnień nauczycielskich pojawił się pod koniec studiów licencjackich. Początek doktoratu jest jednak bardzo angażujący. W efekcie czas, jaki poświęcałem na pracę w szkole, okazał się na tyle kosztowny, że odczułem jego deficyt w pracy naukowej.
Należy zaznaczyć, że praca w szkole to nie tylko spędzone tam godziny, lecz także przygotowanie lekcji oraz dojazdy. W obecnej sytuacji zmiany formy studiów doktoranckich, gdzie od przyszłego roku rozpocznie się nabór do szkół doktorskich, sprawiają, że przepisy i warunki prowadzenia studiów się zmieniają. Okresy przejściowe zawsze są trudne i wiążą się z nimi komplikacje. Dlatego postanowiłem, że na pierwszym miejscu zadbam o postępy na studiach doktoranckich.
To była trudna decyzja?
Odejście ze szkoły nie jest proste, posiadam wiele cennych i pięknych wspomnień związanych z tym czasem. Praca nauczyciela wiele mnie nauczyła w kwestii pracy z ludźmi, organizacji czasu, przedstawiania treści i opowiadania o nich. Wzmocniła moją pewność siebie. Pokazała mi także, że szkoła może być świetnym miejscem, w którym młodzi ludzie będą mogli odkrywać świat, jego bogactwo i różnorodność. Z tego względu nadal waham się, czy w nowym roku nie powrócić do szkoły. Nie dlatego, że nigdzie indziej nie znajdę pracy, lecz dlatego, że szkoła – mimo iż jest bardzo wymagającą pracą – jest także piękna i fascynująca.
No dobrze, przejdźmy do meritum: czy uważasz, że religia zamiast etyki to dobry pomysł?
Jest w tym pytaniu zawarte napięcie: albo religia, albo etyka. Jakby te dwa pojęcia walczyły ze sobą o rząd dusz. W perspektywie szkolnej to szkodliwie spojrzenie, bowiem prowadzi do niepotrzebnych podziałów. Myślę, że zarówno etyka, jak i religia pomieściłyby się w jednej szkole. Dobrze byłoby jednak, by etyka była obecna jako przedmiot obowiązkowy. Byłaby nie tylko lekcją, gdzie omawiane są koncepcje etyczne, lecz przestrzenią do rozmowy o trudnych wyborach, korzyściach i wadach konkretnego zachowania, pytań i rozmów o dobru, złu, miłości, przyjaźni, pracy, poświęceniu, o tym wszystkim, czym żyje współczesny świat.
Można powiedzieć, że od tego jest lekcja wychowawcza. Lecz lekcja ta często jest godziną administracyjną, gdzie omawia się usprawiedliwienia i inne szkolne formalności, przygotowuje się uroczystości szkolne albo rozwiązuje spory klasowe. Są to bardzo ważne rzeczy w życiu klasowym i dobrze, że są omawiane. Celem etyki jest jednak coś innego – wspólny namysł i rozmowa. A są to rzeczy, które są bardzo potrzebne w społeczeństwie.
Czym w takim razie różniłoby się religijne podejście do namysłu nad dobrem i złem od tego, które proponuje etyka?
Podejście religijne, a mówiąc precyzyjnie – chrześcijańskie – wskazuje pewne normy zachowania. Jest to m.in. Dekalog, gdzie podane jest, co należy czynić, a co jest zabronione. Dzieje się tak, gdyż Bóg przekazał Dekalog do wypełnienia. Myślenie religijne jest zatem rodzajem instrukcji postępowania. Etyka, mówiąc o problemie dobra i zła, zazwyczaj opisuje ją w kontekście danej sytuacji, by potem próbować wyprowadzić ogólne wnioski. W religii jest na odwrót: najpierw mamy regułę ogólną, którą staramy się stosować w różnych sytuacjach.
Jest jeszcze jedna różnica – pojęcie grzechu, które nie pojawia się raczej w rozważaniach etycznych…
To również związane z Bogiem. Religia, omawiając problem zła, orientuje go w istotnym stopniu jako zło względem Boga, przekroczenie boskich nakazów. Sytuację taką nazywamy grzechem. W etyce pojęcie grzechu nie występuje, gdyż stara się nie angażować Boga do swoich rozważań. Główny pomysł etyki, jaki staram się przedstawić uczniom, jest następujący: „Jak możemy, nie odwołując się do nakazów boskich, rozważyć dane zachowanie, a następnie spróbować je ocenić?” Pomysł ten sięga do dwóch dużych działów etyki: etyki opisowej, która stara się jak najdokładniej ująć problematykę danej sytuacji, oraz etyki normatywnej, w ramach której staramy się wyznaczyć zasady postępowania.
Zauważyć trzeba, że pomimo różnic etyka nie jest przeciwnikiem religii, a przykłady z Biblii są omawiane na etyce. Jest tak w przypadku Hioba, Abrahama i Izaaka, dobrego Samarytanina. Są to nie tylko postacie religijne, ale także figury danych postaw etycznych. Z tego względu też etyka uczy otwartości na inne sposoby myślenia i mówienia o świecie oraz odwagi do ponownego, świeżego namysłu nad wielkimi problemami: cierpieniem Hioba, odwagą ofiary Abrahama czy otwartością Samarytanina na biedę drugiego człowieka.
Jak takie myślenie mogłoby wpłynąć na myślenie młodych ludzi – nawet tych wierzących, którzy oprócz etyki chodziliby na religię?
Przede wszystkim zajęcia z etyki rozwinęłyby tolerancję na inne poglądy. Na moich zajęciach starałem się, aby uczniowie nie tylko odpowiadali na moje pytania, lecz także by dyskutowali ze sobą. Wtedy odkrywa się, że rozmawiając i słuchając się wzajemnie, można mieć różne widzenia danej kwestii. Pamiętam zajęcia poświęcone bioetyce i zagadnieniu osoby, na których uczniowie odkryli, że jest to skomplikowana kwestia w zależności od tego, jakie wyznaczniki przyjmie się za kluczowe.
Czy zdarzali ci się uczniowie, którzy chodzili i na etykę, i na religię?
Tak, i nie zauważyłem przy tym tworzenia się obozów, w których uczniowie barykadowaliby się i bronili usilnie swoich poglądów. Zamiast tego miałem grupę młodych ludzi ciekawych świata, posiadających różne przekonania religijne, ale potrafiących rozmawiać, pytać i spierać się w twórczy i interesujący sposób.
W dzisiejszym świecie, kiedy coraz częściej mamy kontakt z ludźmi z różnych kręgów kulturowych, zauważalny jest pluralizm poglądów i postaw życiowych. Uczniowie coraz częściej podróżują na dalekie krańce świata. Cieszę się, że jeżdżą, bo prawdą jest, że podróże kształcą. Kształcą także te intelektualne podróże, a do takich należą lekcje etyki. Pokazują one, jak mógłby pomyśleć inny człowiek. Wyciągają nas z naszej perspektywy i stawiają pytanie: „Dlaczego byś tak zrobił?”, „Co jest tutaj najważniejsze?”, „Jak to rozumiesz?”. Lekcje etyki otwierają na różnorodność myślenia.
Być może właśnie zestaw etyka plus religia pozwoliłby na szersze spojrzenie niż mocno ograniczające „albo – albo”. To dałoby możliwość zmierzenia się z argumentami przeciw wyznawanym regułom, przećwiczenia obrony własnych poglądów. Ale zapytam jeszcze o coś innego: jak myślisz, skąd to przekonanie, że nie można uczyć i religii, i etyki?
Odpowiedzi na to pytanie trzeba poszukać w historii kraju. Na mocy konkordatu lekcje religii weszły do szkół. Wcześniej odbywały się one w salkach parafialnych. Raz jeszcze trzeba podkreślić: lekcje etyki abstrahują od pojedynczej optyki religijnej na rzecz wielości różnych optyk. Trzeba też podkreślić, że nie oznacza to nastawienia antyreligijnego. Podobnie jest z takimi pojęciami jak „świecki” czy „laicki”. Z uwagi na uwarunkowania historyczne stanęły one w opozycji do określeń podkreślających aspekty religijne.
Wracając jednak do etyki – niemożność ich pogodzenia wynika po części z braku zrozumienia, czego się na etyce uczy, a drugą rzeczą jest nieszczęsny fakt, że jeśli dziecko nie chodzi na religię, to musi chodzić – często w tym samym czasie – na etykę. Etyka jest tu postawiona na równi z religią jako „nauki o moralności”. Wybór, na które z zajęć pójdzie dziecko, jest dla rodziców wyborem etycznym, bo oznacza – posyłać czy nie posyłać dziecka na lekcje religii. Trzeba zrozumieć, że etyka nie odciąga od religii. Dość powiedzieć, że Karol Wojtyła specjalizował się w etyce. Jestem jednak przekonany, że coraz więcej dyrektorów szkół stara się tak ustawiać zajęcia, by młodzież mogła korzystać z pełni oferty szkolnej, w tym etyki.
*Konrad Butas – doktorant w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, nauczyciel etyki. Naukowo zajmuje się filozofią kultury, a w ramach pasji – wspinaczką oraz literaturą.