Zbliżenie w stosunkach Indie – Stany Zjednoczone jest faktem. Tak samo jak osobista więź, jaka wytworzyła się między Narendrą Modim i Donaldem Trumpem, których łączą wielkie ego oraz kontrowersje wywoływane ich posunięciami
NRG Stadium to gigantyczny, liczący 72 tys. miejsc obiekt, na którym zazwyczaj mecze rozgrywają futboliści zespołu Houston Texans. Jednak pod koniec września arenę sportowej chluby największego miasta w Teksasie przejęła indyjska diaspora. W ostatnich latach powiększa się ona w zawrotnym tempie. Według danych Pew Reserch Center w 2015 r. w Stanach Zjednoczonych mieszkało blisko 4 mln Hindusów (w samym Houston – ok. 150 tys.), co oznacza dwukrotny wzrost w porównaniu z początkiem XXI w.
„Howdy, Modi!”
Hindusi stanowią najszybciej rosnącą społeczność imigrantów z Azji i jedną z najszybciej rozwijających się grup etnicznych w USA (pod względem liczebności ustępują jedynie migrantom pochodzenia chińskiego i filipińskiego). Nie dziwi zatem, że masowy wiec pod nazwą „Howdy, Modi!” zgromadził dziesiątki tysięcy ludzi, którzy zebrali się, by powitać premiera Indii. Narendra Modi zajrzał na południe przed rozpoczęciem szczytu klimatycznego ONZ w Nowym Jorku.
„Howdy, Modi!” był dokładnie przygotowanym i wyreżyserowanym spektaklem. Setki indyjskich flag, czerwony dywan i wielkie ekrany, na których wyświetlano wizerunek szefa rządu Indii. Nie pozostawiono miejsca na wątpliwości, kto jest tu gospodarzem. Na scenie, w charakterze gościa, pojawił się też Donald Trump. Liderzy dwóch największych demokracji świata weszli na podest, trzymając się za ręce, poklepali się po plecach, po czym Modi zastosował najskuteczniejszą obecnie strategię w stosunkach dyplomatycznych z USA – przy akompaniamencie szalejącego tłumu wygłosił pean na cześć amerykańskiego prezydenta.
„Jego imię zna każda osoba na naszej planecie. Był znany i popularny, jeszcze zanim objął najwyższy urząd w tym wspaniałym kraju. Od prezesa firmy do naczelnego dowódcy. Z sal konferencyjnych do Gabinetu Owalnego. Ze studia na globalną scenę” – mówił. Dodał też, że podziwia troskę Trumpa o każdego Amerykanina, jego wiarę w przyszłość kraju i zdecydowane postanowienie, by Ameryka znów stała się wielka. Trump nie pozostał dłużny i pochwalił Modiego za wyjątkową pracę, po czym zwrócił się do zebranych: „Wzbogacacie naszą kulturę, podtrzymujecie nasze wartości i jesteście naprawdę dumni z bycia Amerykanami. My także jesteśmy dumni z tego, że jesteście Amerykanami. Dziękujemy, kochamy was i chcę, żebyście wiedzieli, że moja administracja dba o was każdego dnia”.
Nowy „deal” na horyzoncie
W ten sposób obaj przywódcy osiągnęli swoje cele. Trump pokazał, że w wyborach prezydenckich w 2020 r. jest gotów powalczyć o głosy obywateli hinduskiego pochodzenia, co będzie dla niego sporym wyzwaniem. Według analizy Asian American Legal Defence and Education Fund w poprzednich wyborach poparło go jedynie 14 proc. wyborców wywodzących się z tej grupy, podczas gdy Hillary Clinton – 84 proc. Z kolei Modi miał szansę na zmniejszenie napięć we wzajemnych relacjach, jakie pojawiły się w ubiegłym roku, gdy Stany Zjednoczone, powołując się na przepis z czasów zimnej wojny, nałożyły cła na import indyjskiej stali i aluminium.
Indie wniosły sprawę na wokandę Światowej Organizacji Handlu, gdzie domagały się odszkodowań za poniesione z tego tytułu straty. W konsekwencji oba państwa wpadły w spiralę działań odwetowych, m.in. w postaci nakładania i podwyższania taryf na kolejne produkty. Co więcej, Waszyngton anulował przyznany Indiom specjalny status przysługujący krajom rozwijającym się, rozważał także wprowadzenie sankcji za import irańskiej ropy i zakup uzbrojenia od Rosji.
Pomimo niesnasek udało się jednak uniknąć dalszej eskalacji. Pod koniec października indyjski minister handlu Piyush Goyal poinformował, że porozumienie handlowe jest blisko. Stwierdził, że Indie spoglądają w kierunku amerykańskich technologii i innowacji, a same mają do zaoferowania atrakcyjny rynek i wykwalifikowaną siłę roboczą. W przyszłym tygodniu do Indii z wizytą wybiera się delegacja z Waszyngtonu. Wszystko wskazuje na to, że jej efektem będzie dopracowanie i zatwierdzenie ostatecznego kształtu umowy, która utoruje drogę do dużego paktu handlowego między oboma krajami.
Wagę i potrzebę takiego porozumienia najlepiej oddają liczby. Stany Zjednoczone są najważniejszym partnerem handlowym Indii, a Indie – dziewiątym największym partnerem Ameryki. W 2018 r. wartość dwustronnej wymiany handlowej wyniosła 142,6 mld dol. Do tego hinduska diaspora jest ważnym źródłem inwestycji, doświadczenia i know-how. Z kolei Stany Zjednoczone mocno angażują się w rozwój Indii – od obszarów miejskich (smart cities) przez zdrowie publiczne po inicjatywy dotyczące edukacji i energii. Zawarcie porozumienia, zdaniem ekspertów, będzie świadczyć o dojrzałości i nowej jakości w relacjach między oboma państwami. Z wyliczeń US-India Strategic Partnership Forum wynika, że handel dwustronny ma wzrosnąć w 2025 r. do wartości 238 mld dol.
„Premier Modi i prezydent Trump wznieśli stosunki indyjsko-amerykańskie na nowy poziom” – mówił Goyal. Rzeczywiście, w ostatnich kilkunastu latach relacje obu państw zaczęły nabierać większej dynamiki, ale to za prezydentury Trumpa i kadencji Modiego okazały się niezwykle owocne. Stosunki handlowe to jednak tylko jedna strona medalu, druga to współpraca w wymiarze strategicznym. Potwierdza to prof. Bogdan Góralczyk, dyplomata i znawca Azji: „Stosunki USA – Indie ostatnio mocno się polepszyły i nabrały większej treści. Stany Zjednoczone pragną wkomponować Indie do koncepcji sojuszu geostrategicznego zwanego Indo-Pacyfikiem”.
Strategiczny Indo-Pacyfik
Dwa lata temu, na szczycie APEC w Wietnamie, Donald Trump przedstawił swoją wizję „wolnego i otwartego” Indo-Pacyfiku, który ma cechować się niezakłóconymi obrotami handlowymi, swobodą żeglugi oraz poszanowaniem praworządności, suwerenności i istniejących granic. „Aby to marzenie stało się faktem, musimy mieć pewność, że wszyscy przestrzegają zasad. Ci, którzy to zrobią, będą naszymi najbliższymi partnerami handlowymi. Ci, którzy tego nie zrobią, mogą być pewni, że Stany Zjednoczone nie będą przymykały oczu na naruszenia i oszustwa. Te dni minęły” – powiedział wtedy. Prezydent podkreślił też, że USA – w miejsce dużych, niekorzystnych porozumień handlowych – zawrą dwustronne umowy z każdym państwem Indo-Pacyfiku, które dostosuje się do wyżej wymienionych zasad.
Indie, w obliczu ekspansji Chin i trudności w relacjach z Pakistanem, mają kluczowe znaczenie dla powodzenia tego planu. W praktyce jednak Stany Zjednoczone są dalekie od urzeczywistnienia wizji Indo-Pacyfiku. Administracja Trumpa nie ma klarownej i skutecznej strategii, która pozwoliłaby wprowadzić ją w życie. Wręcz przeciwnie, Stany Zjednoczone pozostają zaskakująco bierne chociażby na Morzu Południowochińskim, gdzie Chiny nagminnie łamią prawo międzynarodowe, budując i militaryzując sztuczne wyspy, tym samym zmieniając układ sił na kluczowym morskim szlaku handlowym. Sytuacji tej nie rozwiążą sankcje ekonomiczne, które choć bolesne dla Pekinu, nie sprawią, że porzuci on swoje mocarstwowe ambicje.
Pewną nadzieję można by wiązać z Quadrilateral Security Dialogue (QUAD), który jest nieformalnym sojuszem Stanów Zjednoczonych, Indii, Australii i Japonii. Reaktywowany w 2017 r., bywa określany mianem azjatyckiego NATO. Nie jest to jednak sojusz wojskowy, ale jedynie obiecująca platforma współpracy w zakresie bezpieczeństwa, która rzadko wychodzi poza prace na poziomie ministerstw. Sporadyczne spotkania na szczycie mają jedynie pokazać innym państwom, że QUAD wciąż żyje. Bez mocnego sygnału strategicznego wsparcia USA nawet członkowie inicjatywy, którzy mieli stać się filarami koncepcji Indo-Pacyfiku, nie opowiedzą się jednoznacznie po stronie Waszyngtonu.
Państwo obrotowe
Dotyczy to zwłaszcza Indii, których granica z Chinami liczy ponad 3 tys. km, a od dekad między oboma państwami trwa spór o tereny Aksai Chin i Północno-Wschodni Obszar Graniczny (NEFA). W wyniku przegranej przez Indie wojny w 1962 r. pierwszy z nich został przyłączony do Chin. New Delhi obawia się też aktywności chińskiej marynarki na Oceanie Indyjskim oraz przejęcia kontroli nad akwenem za pomocą „sznura pereł”, jak nazywa się porty przejmowane przez Pekin w Pakistanie, na Sri Lance czy Malediwach.
Z kolei sąsiedni Pakistan, z którym Indie wiodą spór o Kaszmir, pozostaje w bardzo zażyłych stosunkach z Chinami. Dlatego też, jak mówi prof. Góralczyk, „Indie na zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi idą, ale pod jednym warunkiem – nie chcą być zakładnikiem w stosunkach z Chinami i nie wejdą w sojusz wprost wymierzony w Chiny. Pamięć o klęsce 1962 r. jest głęboka”.
„New Delhi odpowiada koncepcja największego na globie państwa obrotowego (swing state). Niedawna odmowa wejścia do – forsowanej przez Chiny – strefy RCEP (Wszechstronne Regionalne Partnerstwo Gospodarcze – red.) jest jeszcze jednym na to dowodem. Nie spodobało się to w Pekinie, spodobało w Waszyngtonie, ale to nie znaczy, że narodzi się z tego głęboki sojusz. Indie raczej będą grały na równy dystans między Chinami, Rosją, Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską” – zaznacza naukowiec. Zresztą Indie jednocześnie dbają o rozwój stosunków z innymi państwami regionu – Wietnamem, Indonezją czy Tajlandią.
Należy pamiętać, że Indie, z uwagi na potencjał nuklearny oraz ludnościowy, mają swoje własne ambicje, znacznie wykraczające poza rolę wasala Stanów Zjednoczonych w regionie Indo-Pacyfiku. Modi po objęciu władzy w 2014 r. zaczął prowadzić dużo odważniejszą politykę zagraniczną, która ma pozwolić Indiom zająć należne im miejsce na światowej szachownicy. Dobitnym tego przykładem jest strategia sprzed czterech lat, w której określono, że interesy morskie Indii rozciągają się od cieśnin indonezyjskich przez Ocean Indyjski aż po Kanał Sueski. Pilnować ich ma silna marynarka wojenna, którą Modi obiecał stworzyć.
Zbliżenie w stosunkach Indie – Stany Zjednoczone jest niewątpliwym faktem. Tak samo jak osobista więź, jaka wytworzyła się między Modim a Trumpem, których łączą wielkie ego i nie mniejsze kontrowersje wywoływane ich posunięciami. Pytanie tylko, jak dalej będzie wyglądał ten taniec samców alfa, kiedy okaże się, że trudno pogodzić hasło „America First” z kampanią „Make in India”.