Przedstawiciele Korei Północnej ogłosili, że ich kraj wycofuje się z rozmów ze Stanami Zjednoczonymi dotyczących programu nuklearnego. Budząca niepokój eskalacja – paradoksalnie – nie powinna być jednak zaskoczeniem, bowiem reżim w Pjongjangu umiejętność budowania napięcia opanował do perfekcji
Arsenał gróźb i szantaży
Ju Yong Chol, doradca misji dyplomatycznej przy ONZ, winą za zakończenie rozmów obarczył Waszyngton, który – jak mówił – zamiast łagodzić napięcie, nakładał na Koreę Północną kolejne „nieludzkie i brutalne” sankcje. Warto prześledzić ostatnie tygodnie, by odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób doszło do tej sytuacji. Kluczowe znaczenie mają wydarzenia z ostatnich dwóch miesięcy, a zwłaszcza zapowiedź wycofania się z negocjacji z USA ogłoszona przez komunistyczne władze Korei Północnej w grudniu 2019 r. Trwające 18 miesięcy rozmowy, które miały skłonić Pjongjang do rezygnacji z programu atomowego, nie doprowadziły do przełomu. W rezultacie Kim Dzong Un oraz jego najbliższe otoczenie sięgnęli do arsenału gróźb i szantaży, szykując grunt pod kolejne działania.
Jednym z kroków była „wymiana” ministra spraw zagranicznych, którym został Ri Son Gwon – emerytowany wojskowy w stopniu pułkownika. Na stanowisku ministra zastąpił on Ri Yong Ho, zawodowego dyplomatę, co jest zwiastunem usztywnienia kursu w polityce wobec Stanów Zjednoczonych. Władze w Pjongjangu, decydując się na wycofanie się z rozmów z Amerykanami, oczyściły przedpole Gwonowi, który będzie mógł teraz płynnie wejść w narrację o „grze Waszyngtonu na czas” i „braku dobrej woli”.
Decyzja o mianowaniu nowego szefa MSZ nastąpiła dwa tygodnie po ostrym oświadczeniu Kima Kye Gwana, doradcy Kim Dzong Una. Według niego, USA przez półtora roku „zwodziły” Pjongjang w rozmowach na temat programu nuklearnego. Wcześniej w tej sprawie, w dużo bardziej kategoryczny sposób, wypowiedział się „najwyższy przywódca” Kim Dzong Un. W orędziu noworocznym podkreślił, że jego kraj „nigdy” nie podda się denuklearyzacji z uwagi na – jak to określił – „wrogą politykę” Stanów Zjednoczonych.
Wyprawa na świętą górę
Obecną eskalację sygnalizowały także inne wydarzenia. Najbardziej czytelnym z nich była wizyta Kim Dzong Una, wraz z żoną Ri Sol Ju oraz gen. Pakiem Jong Chonem, na górze Pektu-san w grudniu 2019 r. Ważna była symbolika tej wyprawy, jako że góra w koreańskiej tradycji jest uznawana za świętą. To tutaj miał urodzić się Dungun, założyciel pierwszego koreańskiego królestwa, z kolei komunistyczna propaganda utrzymuje, że było to miejsce narodzin Kim Dzong Ila, ojca obecnego „najwyższego przywódcy”.
Co ciekawe, media opublikowały zdjęcia z wyprawy na Pektu-san w trakcie szczytu NATO w Londynie, w którym uczestniczył m. in. Donald Trump. Prezydent USA nie wykluczył wtedy użycia środków wojskowych, jeśli Korea Północna nie zrezygnowałaby z kontynuowania programu nuklearnego. W odpowiedzi Choe Son Hui, wiceminister spraw zagranicznych, stwierdziła, że słowa Trumpa wywołały „falę nienawiści” w jej kraju i rozdrażniły samego Kim Dzong Una.
Zachodni analitycy przypomnieli, że poprzednie wizyty na Pektu-san poprzedzały ważne oświadczenia wygłaszane przez Kim Dzong Una. Tak było i tym razem w związku z noworocznym orędziem, w którym poruszył on m. in. kwestię amerykańskiej polityki wobec Korei Północnej. Obecne wydarzenia są pochodną krytycznych słów wypowiedzianych przez „najwyższego przywódcę”, który po raz kolejny zdecydował się zaostrzyć sytuację na Półwyspie Koreańskim.
Wysoka stawka nuklearnej rozgrywki
Korei Północnej zależy na zniesieniu części sankcji w zamian za rozmontowanie technologii służących do produkcji broni atomowej. Kością niezgody są także wspólne ćwiczenia wojskowe organizowane przez Stany Zjednoczone i Koreę Południową. Choć Waszyngton i Pjongjang nadal mają o czym rozmawiać, wznowienie negocjacji w najbliższym czasie stoi pod znakiem zapytania. Dynyeon Kim, doradca Międzynarodowej Grupy Kryzysowej, ocenił, że działania Korei Północnej w ostatnich tygodniach oznaczają „podniesienie ceny” już za sam powrót do stołu rozmów.
Co więcej, gdyby do tego doszło, negocjacje byłyby znacznie trudniejsze niż dotychczas. Ostatnie roszady na szczytach władz w Korei Północnej, przypominające o wysokim stopniu zintegrowania armii z aparatem państwa, są jasnym sygnałem pod adresem krajów, które chciałyby doprowadzić do denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Widmo zbrojnej konfrontacji, z ryzykiem użycia broni atomowej, spędza sen z powiek nie tylko Amerykanom, lecz także przywódcom państw Unii Europejskiej czy Chin.
W przypadku konfrontacji militarnej Stany Zjednoczone mogłyby liczyć na swoich sojuszników w regionie – Koreę Południową i Japonię. Oba kraje znajdują się w zasięgu północnokoreańskich rakiet, które niejednokrotnie – w ramach testów – były wystrzeliwanie w ich kierunku. Ale demonstracje siły tego typu nie miały jedynie charakteru militarnego – ich celem było wywarcie nacisku politycznego i skłonienie USA do ustępstw. Nie do przecenienia jest także efekt psychologiczny, zwłaszcza dla ludności cywilnej, w ramach budowania napięcia przez Pjongjang.
Nadzieje na pokój i rakiety balistyczne
Dla Donalda Trumpa Korea Północna jest jednym z priorytetów polityki zagranicznej. Jego administracja zaangażowała się w negocjacje z Pjongjangiem, ale Amerykanie nieustannie podkreślają także wagę sojuszu wojskowego z Koreą Południową. Ale perspektywa ocieplenia stosunków, nawet pomimo nadziei po obiecującym spotkaniu Trumpa z Kim Dzong Unem w Singapurze w 2018 r., zawsze była bardzo niepewna, także z uwagi na ostre, konfrontacyjne słowa, które w ostatnich latach padały z obu stron.
Sytuacji nie ułatwiają najnowsze informacje dotyczące programu nuklearnego Pjongjangu. Telewizja CNN zaprezentowała ostatnio zdjęcia satelitarne, z których wynika, że Koreańczycy odbudowują ośrodek rakietowy Sohae. Zresztą jest to ten sam ośrodek, który – jak twierdził Donald Trump po spotkaniu w Singapurze – miał zostać rozmontowany. Co więcej, dzisiejsza deklaracja władz Korei Północnej oznacza, że kraj – już oficjalnie – „odmrozi” swój program nuklearny i powróci do ryzykownych testów rakietowych.
Pjongjang nie dąży jednak do otwartego konfliktu zbrojnego z Koreą Południową i Stanami Zjednoczonymi. Korea Północna znajdująca się od lat w katastrofalnej sytuacji gospodarczej po raz kolejny próbuje podnieść stawkę gry, której celem jest skłonienie USA do zniesienia sankcji. W najbliższych tygodniach można spodziewać się przeprowadzenia północnokoreańskich manewrów wojskowych i testowego odpalenia pocisków. A wszystko to zgodnie z doktryną budowania napięcia, która dla Kim Dzong Una jest najlepszym sposobem na przypomnienie światu o zagrożeniu, jakie stanowi jego komunistyczny reżim.