Donald Trump to w pierwszej kolejności showman, w drugiej biznesmen, a dopiero w którejś kolejnej polityk. I to biznesowo-showmeńskie podejście jest aż nadto widoczne w kolejnych jego pomysłach. Najnowszy to zakup Grenlandii – największej wyspy świata, a jednocześnie autonomicznego terytorium Danii
Tym razem okazało się, że wbrew hołdowanej przez Trumpa zasadzie nie wszystko jest na sprzedaż. Do nieoficjalnej propozycji szybko odniosło się Ministerstwo Spraw Zagranicznych Grenlandii, które zamieściło specjalne oświadczenie na Twitterze. „Grenlandia posiada bogate złoża surowców naturalnych, czystą wodę i lód, zasobne łowiska, energię odnawialną i rozwijającą się turystykę. Jesteśmy otwarci na biznes, nie na sprzedaż” – podkreślono.
Mniej wyrozumiałe okazały się jednak władze Danii. Premier Mette Frederiksen określiła pomysł Donalda Trumpa mianem absurdalnego. Z kolei poseł Søren Espersen z Duńskiej Partii Ludowej w niezbyt dyplomatycznych słowach zasugerował, że amerykański prezydent zwariował. W rezultacie Trump odwołał wizytę w Danii, którą miał złożyć na początku września.
Bogactwa „zielonej ziemi”
Zdecydowana reakcja duńskich oficjeli nie powinna dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę, jak zmienia się strategiczne znaczenie Grenlandii, która do tej pory pozostawała na marginesie światowej polityki. Postępujące zmiany klimatu prowadzą jednak do topnienia tamtejszych lodowców, co stwarza szansę na eksploatację bogactw, które kryje w sobie „zielona ziemia”. To, co najcenniejsze na Grenlandii, jest ukryte bowiem pod warstwą lodu, który pokrywa 80 proc. jej powierzchni.
Ropa (eksperci z Wood Mackenzie szacują złoża wyspie na 20 mld baryłek, co stanowiłoby największe nieeksploatowane dziś pokłady na świecie), gaz, złoto, aluminium, rudy żelaza, metale rzadkie, a nawet uran – Grenlandia to prawdziwa tablica Mendelejewa, na którą chrapkę ma wiele państw. Już teraz Grenlandię coraz częściej odwiedzają przedstawiciele Chin, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii czy Unii Europejskiej. W stolicy, Nuuk, obecne są także największe światowe koncerny, które starają się o uzyskanie koncesji na poszukiwania i wydobycie surowców. Wydano ich już w sumie ponad sto.
Kluczowe znaczenie ma także geostrategiczne położenie Grenlandii pomiędzy Ameryką a Europą. Już od lat 50. XX w. w Qaanaaq (dawniej Thule), w odległości 750 mil na północ od koła podbiegunowego, funkcjonuje baza lotnicza Stanów Zjednoczonych. Umieszczono w niej stację radarową będącą częścią amerykańskiego systemu wczesnego ostrzegania przed pociskami balistycznymi. Grenlandia jest również bramą do Arktyki, która staje się miejscem rywalizacji mocarstw w wyścigu po surowce i otwierające się szlaki transportowe.
Krok po kroku do niepodległości
Warto jednak wiedzieć, że Grenlandia o swoim losie, w dużej mierze, zdecyduje sama. Związki z Danią, pod której zwierzchnictwem pozostaje od 1921 r., są coraz słabsze, a na wyspie na sile przybierają tendencje niepodległościowe. Najnowsza ich odsłona miała miejsce w 2008 r., gdy w drodze referendum Grenlandczycy stali się odrębnym narodem i zyskali prawo do samostanowienia. W tym samym roku rząd Grenlandii zyskał prawo negocjowania i zawierania umów międzynarodowych z krajami trzecimi i organizacjami międzynarodowymi.
Niezaprzeczalnym faktem jest, że Grenlandczycy są niezadowoleni z podległości wobec Kopenhagi. Pytanie dotyczące uzyskania pełnej suwerenności przez Grenlandię nie brzmi „czy”, lecz „kiedy”. W tych staraniach kluczowe będzie znalezienie alternatywy dla płynących z Danii subsydiów, które – choć obecnie zawieszone – stanowią ponad połowę budżetu Grenlandii.
Secesjoniści liczą, że tę lukę zapełnią zyski uzyskane ze sprzedaży koncesji na wydobycie bogactw naturalnych. Tyle że to bardziej perspektywa kilkudziesięciu niż kilku lat. W każdym razie wątpliwe jest, by Grenlandczycy z własnej woli chcieli się oddać w ręce kolejnego kraju. A brak zainteresowania w szukaniu protektora oznacza, że deal proponowany przez Donalda Trumpa prawdopodobnie nie dojdzie do skutku.
To nie pierwsza tego typu oferta
Warto jednak zaznaczyć, że z punktu widzenia interesu Stanów Zjednoczonych sam pomysł zakupu nie jest precedensem, bo obecny kształt terytorialny USA to w dużej mierze wynik zakupu ziemi od obcych rządów. W 1803 r. za 15 mln dolarów od Francji nabyto Luizjanę. Obszar o powierzchni 2,14 mln km2 wchodzi obecnie w skład piętnastu środkowych stanów Ameryki. Alaska, pozyskana od Rosji w 1867 r. kosztem 7,2 mln dolarów, to kolejne 1,71 mln km2. A nie są to jedyne terytoria zakupione na przestrzeni ostatnich 200 lat.
Co ciekawe, w przeszłości już kilkukrotnie podejmowano próby przejęcia Grenlandii. Po raz pierwszy w 1867 r. za prezydentury Andrew Johnsona. Po raz drugi w 1946 r., gdy podczas spotkania w ONZ w Nowym Jorku amerykański sekretarz stanu James Byrnes miał proponować duńskiemu ministrowi spraw zagranicznych Gustavowi Rasmussenowi zakup Grenlandii za 100 mln dolarów. Nazwał ją wówczas „dużą bryłą lodu obciążającą naród nordycki”. Nie dodał jednak, że to bryła lodu o ogromnym znaczeniu strategicznym.