Amerykanie w odróżnieniu od mieszkańców Europy uwielbiają duże samochody. Nie zmieniło się to wraz ze wzrostem popularności pojazdów elektrycznych. Jednak dla klientów zarówno w USA jak i na Starym Kontynencie liczy się zasięg „elektryka”. Jeśli wziąć pod uwagę średnie odległości, jakie pokonują mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, to okazuje się, że przesiadka na mniejsze auta jest uzasadniona.
Małe samochody, to nic strasznego
Większość producentów, którzy zapowiadali wyprodukowanie konkretnej liczby mniejszych aut, boryka się ze sporymi problemami. Dobrym przykładem jest Chevrolet Bolt, którego największą wadą był akumulator. Kosztował znacznie więcej w przeliczeniu na 1 kWh niż konkurencyjna bateria Ultium firmy General Motors. Nie oznacza to jednak, że GM może obwieścić sukces. Dyrektor generalna firmy, Mary Barra, ostrzegła, że nawet przy niższych kosztach ogniw, gigant motoryzacyjny nie osiągnie żadnych zysków z pojazdów elektrycznych. Inny mały, przystępny cenowo pojazd elektryczny, Nissan Leaf, również jest skazany na porażkę. Kompaktowy hatchback ma zostać zastąpiony mniejszym SUV-em.
Zobacz również:
Jednakże spory wpływ na rynek samochodów elektrycznych w USA ma również niezdrowa obsesja na punkcie maksymalnego zasięgu. Oczywistym przykładem może być pierwsza wersja Chevroleta Silverado, która jest w trakcie produkcji i zużywa więcej kilowatogodzin jonów litu niż trzy elektryczne bBolty.
Zasięg to nie wszystko
Faktem jest, że to pojemność baterii świadczy o atrakcyjności pojazdu elektrycznego. Najważniejszą rzeczą, która sprawiła, że Tesla Model S była opłacalna, to jej zasięg, przekraczający wówczas 400 km. Kupowanie samochodu wyłącznie dlatego, że może on przejechać wiele kilometrów na jednym ładowaniu, jest jednak błędem. Zwiększenie dystansu podróżowania pojazdami elektrycznymi wzbudziło co prawda zainteresowanie klientów, ale nie przekłada się na ich faktyczne potrzeby. Przeciętny amerykański kierowca pokonuje dziennie około 40 mil (ok. 64 km), choć aż 95 proc. podróży samochodem w USA nie przekracza 30 mil (ok. 48 km). Nasuwa się więc pytanie, czy samochody mogące pokonać coraz większe odległości, są w istocie potrzebne?
Małe pojazdy elektryczne nie powinny być skazane na porażkę za Oceanem. Dyrektor generalny Citroena wielokrotnie wzywał do wprowadzenia mniejszych pojazdów elektrycznych z niewielkimi zestawami akumulatorów. Przewidywał, że potencjalnymi rozwiązaniami mogą być przepisy, takie jak ograniczenia masy lub pojemności akumulatorów.
Koniec rewolucji?
Trudno przewidzieć, w jakim kierunku rozwinie się rynek samochodów elektrycznych w USA. Jeszcze kilka lat temu byliśmy świadkami rewolucji w motoryzacji, ale teraz coraz więcej kierowców zaczyna zastanawiać się nad sensem kupna „elektryka”. Niedawno duński start-up Monta przeprowadził ankietę wśród ponad sześciu tysięcy francuskich właścicieli pojazdów na prąd. Dziewiętnaście procent badanych stwierdziło, że czują się rozczarowani swoim zakupem. Co ciekawe, to powodem nie był zasięg czy szybkość ładowania baterii, lecz rosnące koszty energii.
Droższy prąd i wysokie koszty serwisowania mogą sprawić, że ludzkość nie skłoni się ku elektromobilności. Może okazać się, że kierowcy zatęsknią za samochodami spalinowymi, które, choć nie pozbawione wad, są dobre i sprawdzone.
Źródła:
1. JONATHAN M. GITLIN, Ars Technica, „It’s time for Americans to embrace small cars”, 2023
To może cię również zainteresować: