„Praca cywilnego sapera jest dobrze płatna. Ale niektórzy wykonują ją, bo chcą pomóc w odbudowie kraju. Wiąże się to z wewnętrznym honorem, potrzebą zrobienia czegoś ważnego i chęcią naprawienia krzywd” – mówi w rozmowie z Holistic.News Matthew Wilson, dyrektor Fundacji FSD, zajmującej się rozminowywaniem. Jak dodaje, saperem – po odpowiednim przeszkoleniu – może zostać każdy. „W momencie, w którym rozbrajasz minę, jesteś dużo bardziej spokojny niż ktoś, kto to obserwuje, bo dobrze wiesz, co masz robić” – przekonuje
Wojna nie kończy się wraz z podpisaniem rozejmu i powrotem żołnierzy do domów. Po oficjalnym zakończeniu konfliktu w ziemi wciąż pozostają groźne niewybuchy i miny. W 2017 r. z ich powodu na całym świecie zginęły 2793 osoby. Kolejne 4431 osób zostało rannych. Połowę wszystkich ofiar stanowią dzieci.
KATARZYNA RODACKA: W którym kraju obecnie znajduje się najwięcej min?
MATTHEW WILSON*: Nie da się dokładnie określić, który kraj jest najbardziej zaminowany, o czym wielokrotnie wspominają specjaliści w swoich raportach. Przez długi czas za taki kraj uznawana była Kolumbia. Wszystko zależy jednak od sposobu, w jaki mierzymy stopień zagrożenia. Możemy mieć do czynienia z sytuacją, w której na bardzo dużej powierzchni znajduje się określona, niewielka ilość min. Prewencyjnie należy wtedy sprawdzić cały potencjalnie zagrożony teren.
Z drugiej strony, w Afganistanie, Iraku czy Angoli mamy do czynienia z sytuacją, w której na małej powierzchni może znajdować się bardzo wiele min lub niewybuchów. Dlatego, jeśli brać pod uwagę powierzchnię kraju, na której mogą znajdować się miny, to na pierwszym miejscu będzie najprawdopodobniej Kolumbia, następnie Irak i Afganistan.
Jeśli jednak chodzi o realne zagrożenie ze względu na dużą ilość min, to najbardziej zaminowane są te dwa ostatnie państwa. Pod uwagę należy także wziąć położenie zaminowanych terenów. Jeśli znajduje się on w okolicy pól rolniczych, stanowi dużo większe zagrożenie niż teren pełen niewybuchów znajdujący się w górach czy na pograniczu oddalonym od ludzkich osad.
Trzeba także zwrócić uwagę na to, że miny nie są jedynym zagrożeniem. W miejscach, w których obecnie trwają konflikty, np. w Iraku, Syrii czy Jemenie, na bardzo wielu terenach znajdują się niewybuchy oraz wszelkiego rodzaju amunicja, która nie eksplodowała (ang. ERW – explosive remnants of war).
W 1997 r. został uchwalony Traktat Ottawski, który mówi o zakazie użycia, składowania, produkcji i przekazywania min przeciwpiechotnych oraz o konieczności ich zniszczenia. Czy kraje, które podpisały konwencję, rzeczywiście pracują nad rozminowywaniem?
Podpisanie konwencji było deklaracją, że w przeciągu czterech lat kraj sygnatariusz pozbędzie się wszystkich min zakopanych w ziemi oraz, że zniszczy rezerwy, które posiada. Na chwilę obecną, konwencję przyjęły 164 państwa. Co pięć lat sprawdzane są efekty, a wtedy bardzo często kraje proszą o przedłużenie terminu pełnego wyczyszczenia zaminowanych terenów.
Dlaczego niektóre kraje muszą przedłużać ten termin?
Głównym powodem jest brak zasobów. Chociażby ludzkich. Rozminowywaniem powinny zajmować się służby wojskowe. W krajach, które nie mają takich zasobów, zajmują się tym różne organizacje pozarządowe, które są opłacane przez darczyńców.
Czy przy rozminowywaniu wszędzie korzysta się tych samych metod?
To zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od typu min, które znajdują się w ziemi oraz od dostępnych środków finansowych. Ziemia może być naszpikowana mniejszymi minami przeciwpiechotnymi, ale też minami przeciwpancernymi, które są zdecydowanie większe i bardziej niebezpieczne. Dodatkowo do czynienia mamy nieraz z tzw. improwizowanymi ładunkami wybuchowymi – głównie w Kolumbii, Iraku i Afganistanie. Wiedząc zatem, jaki rodzaj min znajduje się na danym terenie, wiesz jednocześnie, jakich metod rozminowywania możesz użyć.
Czyli nie ma żadnej uniwersalnej metody?
Metoda manualna jest tą najbardziej sprawdzoną i może być wykorzystywana prawie w każdej sytuacji. Ta metoda nie niszczy terenu, jest mniej inwazyjna. Ale jeśli w danym miejscu znajduje się wiele rozproszonych min przeciwpiechotnych, można wtedy potencjalnie skorzystać z metody mechanicznej. Do tego jednak muszą zostać spełnione pewne wymogi, jeśli chodzi o teren – przestrzeń musi być płaska i pozbawiona drzew. Metoda mechaniczna będzie bardziej wydajna, ale droższa. Znowu wracamy więc do punktu, w którym to darczyńca decyduje o tym, ile pieniędzy może przeznaczyć na rozminowywanie.
Z czego korzysta się podczas mechanicznego oczyszczania terenu?
Istnieje kilka typów maszyn, które służą do rozminowywania. Jedną z nich jest trał przeciwminowy. Wyposażony jest w obracający się z dużą prędkością, ustawiony poziomo walec, do którego przyczepione są grube łańcuchy. Uderzając o ziemię, detonują one miny przeciwpiechotne. Istnieje jeszcze tak zwany Tiller. To maszyna, która posiada ok. 100-200 „zębów”, którymi orze ziemię. Metoda mechaniczna w dużej mierze sprowadza się do detonacji miny na miejscu, ale to sposób dosyć destrukcyjny dla pobliskiego terenu.
Czyli po przejechaniu maszyny można przyjąć, że teren został oczyszczony z min?
Niezupełnie. Czasami konieczne jest jeszcze manualne sprawdzenie terenu, ale to zależy od standardów panujących w danym kraju. Kiedy już jednak przejdzie się przez wszystkie etapy rozminowywania, lokalne władze mogą odebrać dany teren. To właśnie one ostatecznie decydują, czy ziemia może wrócić do użytku lokalnej społeczności.
Czy podczas pracy na polu minowym często dochodzi do wypadków?
Wypadków z udziałem cywilnych saperów, czyli osób, które rozminowują pola minowe na zlecenie organizacji pozarządowych, jest bardzo mało. Zdecydowana większość dotyka cywilów nieświadomych zagrożenia albo saperów, którzy pracują na terenach określonych jako rozminowane, które do końca rozminowane jednak nie zostały.
Czyli saperzy po prostu wiedzą, gdzie potencjalnie mogą być ułożone miny.
Czasem tak, ale niekoniecznie. Proces rozminowywania jest bardzo złożony metodologicznie. W dodatku odbywa się bardzo powoli. Rozminowując teren ręcznie, sprawdzenie fragmentu o rozmiarach 2m x 1m może zająć 10-30 minut. To zależy od głębokości gruntu, który jest do sprawdzenia. Jeśli jednak dodatkowo konieczne będzie wycięcie roślinności na danym terenie, to ta powierzchnia będzie jeszcze mniejsza.
Kto może być cywilnym saperem?
Każdy.
Ale oczywiście po odpowiednim przeszkoleniu?
Podstawowy kurs trwa około dwóch miesięcy. Przez ten czas kandydaci przechodzą szkolenie medyczne oraz zostają przeszkoleni z ewakuacji. Obowiązkowy jest także kurs techniczny. Przyszli saperzy uczą się, jak korzystać z detektora, jak bezpiecznie usuwać roślinność na polu minowym oraz poznają system oznaczeń, z którego korzysta się podczas rozminowywania.
Dlaczego ludzie chcą wykonywać taką pracę?
Jest wiele przyczyn. Oczywiście jedną z nich są zarobki, bo bycie cywilnym saperem to po prostu praca. Pensje, które proponujemy, są rozsądne – ani nie psują rynku, ani nie są wywindowane. Ale w porównaniu ze stawkami, które są płacone w zwykłych, codziennych pracach, trzeba przyznać, że jest to dobrze płatne stanowisko.
Są też inne czynniki. Niektórzy chcą pomóc w odbudowie kraju. Wiąże się to z wewnętrznym honorem, poczuciem zrobienia czegoś ważnego, naprawienia krzywd. Poza tym, po wojnie wiele osób nie ma pracy. W szczególności ci, którzy kiedyś zajmowali się rolnictwem. Ze względu na pola minowe, nie mogą już tego robić.
Saper może też pracować z psem.
Psy mają świetny węch. Można je też z powodzeniem wytresować. Oczywiście, istnieją pewne limity – psy nie mogą pracować zbyt długo w ciągu dnia, bo się męczą. Muszą także zostać spełnione pewne warunki pogodowe – nie może być ani zbyt gorąco, ani zbyt zimno. Osoba pracująca z psem powinna być wyszkolona lepiej niż samo zwierzę, żeby mogła zrozumieć jego sygnały i wiedzieć, w którym momencie pies jest skupiony, a w którym odpoczywa.
Psy są bardzo pomocne przy rozminowywaniu, ponieważ miny przeciwpiechotne zostały zaprojektowane tak, że detonują się pod większym ciężarem. Co prawda istnieje ryzyko detonacji miny przez psa, ale jest ono bardzo niewielkie.
Oprócz psów podobno korzysta się także z pomocy szczurów i pszczół.
Współpraca ze szczurami, w kwestii rozminowywania, brzmi fajnie. I to by było na tyle. Istnieje zaledwie jedna organizacja na świecie, która korzysta z tych zwierząt – nazywa się APOPO i wciąż otrzymuje duże dofinansowanie, właśnie ze względu na medialność tematu. W rzeczywistości jednak ta metoda nie jest zbyt efektywna, ponieważ szczura nie da się wytresować. To zwierzęta bardzo nieprzewidywalne, a w ciągu dnia pracują zaledwie przez godzinę. Trudno jest się z nimi skomunikować, zrozumieć, że wyczuły coś podejrzanego. Tak więc szczury są zdecydowanie mniej efektywne, ale za to jest o nich dużo filmów na YouTubie.
A pszczoły?
Pszczoły mają bardzo dobry węch. Ale znowu – nie można ich wytresować ani się z nimi skomunikować. Potencjalnie mogą wskazać, gdzie znajdują się materiały wybuchowe, ale taka współpraca jest mało efektywna ze względu na wspomniane wcześniej bariery.
W 2012 r. na Kickstarterze pojawił się projekt na sfinansowanie Mine Kafon – maszyny napędzanej siłą wiatru, która pomaga w rozminowywaniu pól. Jej pomysłodawca Massoud Hassani zebrał kwotę w wysokości prawie 120 tys. funtów, co umożliwiło mu zbudowanie i przetestowanie sprzętu. Kilka lat później skupił się na rozwoju drona, który też może służyć do rozminowywania. Brzmi rewolucyjnie?
Nie. To wszystko to strata czasu.
Czemu?
Mine Kafon to wielka kula zbudowana z plastiku. Jest bardzo lekka, przemieszcza się po polu minowym dzięki sile wiatru, której przecież nie można dokładnie przewidzieć. Korzystając z Mine Kafon, nie ma się pewności, że dany teren został całkowicie rozminowany. Trzeba więc wrócić do metody manualnej.
A drony?
W teorii dron znajduje minę, pobiera ją z ziemi, a potem przelatuje z nią na teren, gdzie może zostać bezpiecznie zdetonowana. Może w Hollywood brzmi to świetnie, ale w rzeczywistości tak to nie działa. Przede wszystkim, to bardzo drogi sprzęt. Bardzo wysokie koszty generuje chociażby bateria do drona, operator maszyny czy komputer. Tańsze, i zdecydowanie bardziej efektywne, jest zatrudnienie cywilnego sapera, który korzysta z metody manualnej lub z pomocy psa. Dron ich nie zastąpi. Ta technologia znajduje natomiast dużo lepsze zastosowanie na innym etapie rozminowywania.
Chodzi o tworzenie map?
Dokładnie. Zanim w danym kraju przystąpi się do odminowywania, najpierw trzeba określić, które tereny w ogóle są zaminowane. W tym celu zbiera się mapy oraz kontaktuje z lokalną społecznością. To właśnie mieszkańcy danej okolicy wiedzą, gdzie znajdują się potencjalne pola minowe, bo przykładowo lokalni pasterze stracili wskutek min część swojej trzody. Wiadomo zatem mniej więcej, gdzie mogą być miny, nie wiadomo jednak, gdzie przebiega granica pola minowego.
Pierwszym etapem jest więc zdiagnozowanie miejsc potencjalnie zaminowanych. Określając taki teren, ze względów bezpieczeństwa, jego zasięg ustala się z dużo większym marginesem, który wynosi dodatkowe 50 czy 100 m. Jeśli występuje ryzyko, że na danym terenie są także zakopane miny przeciwczołgowe, ten margines jest jeszcze większy. I to właśnie w tym momencie przydają się drony. Dzięki nim można zrobić zdjęcia całego terenu, co daje nieco więcej informacji.
Co dzieje się po odnalezieniu miny?
To zależy od procedur w danym państwie. W niektórych krajach cywilni saperzy mogą sami zająć się takim ładunkiem, w innych trzeba zawiadomić policję lub wojskową jednostkę saperów. Jeśli jakaś mina jest łatwa do odkopania, saper cywilny może zrobić to sam i następnie przenieść ją w bezpieczne miejsce. Bo miny wybuchają jedynie wtedy, kiedy naciśniesz je od góry. Można też usunąć detonator. Procedura nieco się komplikuje, gdy mamy do czynienia z improwizowanymi ładunkami wybuchowymi. Ich rozbrojenie wymaga wyższego poziomu przygotowania.
Czyli po takim podstawowym przeszkoleniu jest się całkowicie przygotowanym do samodzielnego rozbrojenia miny?
Bardzo często osoby postronne traktują rozbrajanie min jak czarną magię. Ale cywilni saperzy, którzy przeszli całe szkolenie, dokładnie wiedzą, co trzeba zrobić. W momencie, w którym rozbrajasz minę, najpewniej jesteś dużo bardziej spokojny niż ktoś, kto cię obserwuje, bo wiesz dokładnie, co masz robić. Jeśli nie wiesz, to po prostu nie przejdziesz szkolenia przygotowawczego. Jasne, że trzeba być opanowanym. Ale nietrudno znaleźć spokój w miejscu, które jest spokojne. A pola minowe zdecydowanie takie są.
*Matthew Wilson – szef operacyjny w Fundacji FSD (The Swiss Foundation for Mine Action), odpowiada za nowe operacje, rozwój programu i wsparcie w relacjach z darczyńcami. Przez 12 lat służył jako oficer techniczny w armii brytyjskiej.