Naukowcy ponownie badają terapeutyczne właściwości substancji dotąd uważanych przede wszystkim za odurzające, w tym LSD. „Mamy do czynienia z renesansem psychodelicznym” – mówi w rozmowie z Holistic.news socjolog Maciej Lorenc
Trwająca prawie pół wieku przerwa w badaniach nad terapeutycznym zastosowaniem psychodelików wynikała z uznania przez władze USA większości substancji psychoaktywnych za niebezpieczne dla zdrowia ludzkiego i życia społecznego. Wcześniej ich właściwości badali psychiatrzy, a także pracownicy wywiadu oraz wojska. Chcieli ustalić, czy psychodeliki mogą posłużyć do stworzenia broni chemicznej lub zostać wykorzystane jako narzędzie do prania mózgu. W późniejszym czasie stały się narzędziem antysystemowej hipisowskiej kontrkultury, przez co instytucje rządowe zdecydowały się na ich delegalizację, a projekty badawcze zostały przerwane.
W ostatnich latach sytuacja uległa zmianie, a naukowcy w kilku krajach, m.in. w USA, Australii i Szwajcarii, wznowili badania. Socjolog Maciej Lorenc przeprowadził rozmowy z czołowymi ekspertami w tej dziedzinie. Na ich podstawie przygotował książkę Czy psychodeliki uratują świat?
„Od lat śledzę poczynania środowisk akademickich na Zachodzie. Miałem wrażenie, że do Polski te informacje w ogóle nie docierają. Stwierdziłem, że najlepszym sposobem na ukazanie społeczeństwu bardziej rzetelnych informacji będzie dotarcie do ludzi, którzy, poprzez badanie medycznego zastosowania psychodelików, chcą zmienić ich obraz w oczach społeczeństwa” – tłumaczy Lorenc.
Czym są psychodeliki?
Termin „psychodelik” do nomenklatury naukowej w 1957 r. wprowadził psychiatra Humphry Osmond w toku korespondencji z pisarzem Aldousem Huxleyem. Słowo wywodzi się z połączenia greckich wyrazów psyche i delos, oznaczających „umysł” i „jasność”. Sugerują one, jakoby substancje tego rodzaju mogły ujawniać szerokie spektrum treści psychicznych nieuświadomionych choremu.
„W uproszczeniu, psychodeliki można nazwać substancjami odsłaniającymi umysł” – tłumaczy Lorenc. „Do najbardziej klasycznych substancji z tej grupy zaliczane są: LSD – dietyloamid kwasu d-lizergowego; psylocybina – związek zawarty w grzybach halucynogennych; meskalina – pochodząca z halucynogennego kaktusa, nazywanego pejotlem, oraz DMT, czyli dimetylotryptamina występująca m.in. w wielu amazońskich roślinach, a także w ludzkim organizmie” – wylicza.
„Chodzi o wyciągnięcie przyczyny na wierzch”
Obecnie naukowcy badają terapeutyczne zastosowanie psychodelików w leczeniu schorzeń psychicznych. Najczęściej eksperymenty opierają się na metodzie nazywanej „terapią psychodeliczną”, której początki sięgają jeszcze lat 50. XX w. Polega ona na podawaniu dużych dawek psychodelików w celu wywołania silnych „przeżyć szczytowych”, w trakcie których pacjent może w nowy sposób spojrzeć na swoje doświadczenia, zrozumieć je, a w konsekwencji przejść swego rodzaju „transformację wewnętrzną”.
„W klasycznej terapii psychodelikami chodzi o wyciągnięcie na wierzch przyczyny objawów i przepracowanie jej” – wyjaśnia Lorenc. „Fizjologiczne zagrożenia związane ze stosowaniem tych środków są stosunkowo niskie. Klasyczne psychodeliki nie wywołują uzależnienia, nie uszkadzają organów i nie są neurotoksyczne” – dodaje.
Socjolog przestrzega jednak przed przyjmowaniem psychodelików na własną rękę, zarówno w celach terapeutycznych, jak i rozrywkowych. „Substancje te mogą jednocześnie wywoływać strach i poczucie dezorientacji oraz aktywować ukryte problemy psychiczne, jeśli są nieodpowiednio stosowane. Badacze podkreślają, że nie należy eksperymentować z nimi bez wsparcia ze strony wykwalifikowanych opiekunów” – podkreśla.
Nowa nadzieja w leczeniu schorzeń psychicznych
Głównym celem badań nad terapeutycznym zastosowaniem psychodelików jest weryfikacja skuteczności i bezpieczeństwa „terapii psychodelicznej” w leczeniu zaburzeń psychicznych, m.in. depresji, stanów lękowych czy zespołu stresu pourazowego. Naukowcy koncentrują się na właściwościach psylocybiny oraz MDMA – substancji znanej również jako ecstasy.
Eksperymenty kliniczne nad terapeutycznym zastosowaniem psychodelików finansują głównie sponsorzy prywatni. Instytucje rządowe i koncerny farmaceutyczne – przynajmniej na razie – nie przeznaczają środków na ten cel.