Demonstracje w 103 miastach – tak wyglądał pierwszy dzień kolejnej odsłony antyrządowych protestów w Kolumbii. Pierwsza fala masowych demonstracji, która przelała się przez kraj pod koniec 2019 r., nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Kolumbijczycy są jednak zdeterminowani, by walczyć o poprawę swojego losu
Protestujący po raz pierwszy wylegli na ulice w październiku 2019 r. w akcie sprzeciwu wobec reformy systemu podatkowego, ale wśród postulatów szybko pojawiły się te dotyczące bezrobocia, edukacji, praw kobiet czy walki z korupcją. Jednym z najważniejszych haseł pod adresem rządu stało się szybsze i bardziej zdecydowane wdrażanie porozumienia pokojowego kończącego wojnę domową, która w latach 1964–2016 kosztowała życie ponad 200 tys. osób.
Dziedzictwo trudnej przeszłości
Podobne protesty pod koniec 2019 r. wybuchły także w innych krajach Ameryki Łacińskiej. Ale demonstracje w Kolumbii mają szczególny charakter z uwagi na wyzwania, których część stanowi dziedzictwo niezwykle trudnej i brutalnej przeszłości. Kolumbijczycy zarzucają władzom brak konkretnych działań na rzecz wdrożenia porozumienia zawartego trzy lata temu z komunistycznymi partyzantami z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC). Z trwającym 52 lata konfliktem pośrednio wiązał się także rozkwit narkobiznesu, czyli problemu, który – pomimo złamania siły największych karteli narkotykowych – nie został przezwyciężony do dziś.
Pochodną wojny domowej był również opłakany stan praw człowieka i praw obywatelskich oraz kultura przemocy, która znaczyła życie polityczne kraju tysiącami ofiar – nie tylko żołnierzy i partyzantów, lecz także związkowców, działaczy praw człowieka, członków rdzennych społeczności czy dziennikarzy. Sytuacja, która pod tym względem w ostatnich latach zaczęła się poprawiać, staje się coraz bardziej niepewna, bo część komunistycznych partyzantów FARC powróciła na pole walki. W związku z tym na sztandarach protestujących pojawiły się hasła dotyczące zapewnienia bezpieczeństwa, obrony praw człowieka, godności i praworządności.
Strona rządowa z pierwszej fali protestów wyszła obronną ręką. Prezydent Ivan Duque, przy wsparciu Kongresu, zrealizował swoje plany dotyczące reformy podatkowej, choć jednocześnie zgodził się na pewne korekty dotyczące najbiedniejszych Kolumbijczyków. Liderzy protestów podkreślają jednak, że są gotowi na długą walkę o spełnienie swoich postulatów. Lista żądań, która w ciągu kilku tygodni wzrosła z 13 do 104, obejmuje już nie tylko walkę z bezrobociem i korupcją, ale także postulaty np. z dziedziny ekologii.
Niepokojący stan bezpieczeństwa
Większość wtorkowych demonstracji miała spokojny przebieg, ale kilka z nich – w stolicy kraju Bogocie oraz w Medellin – zakończyło się starciami z policją. To pesymistyczny prognostyk biorąc pod uwagę fakt, że w ubiegłorocznych protestach śmierć poniosły cztery osoby, a kilkaset zostało rannych. W odpowiedzi protestujący zażądali rozwiązania specjalnych jednostek policji (ESMAD), a według portalu Colombia Reports ONZ opublikuje wkrótce doroczny raport dotyczący Kolumbii, w którym znajdą się krytyczne słowa na temat policjantów.
W Kolumbii pojawia się coraz więcej zagrożeń dla bezpieczeństwa obywateli. Według dziennika „Bogota Post” w ciągu ostatnich 18 miesięcy zginęło 135 osób wywodzących się z rdzennych społeczności Indian. Władze obiecały wysłanie większej liczby żołnierzy do zagrożonych przemocą departamentów, ale ich mieszkańcy twierdzą, że są to tylko półśrodki. Organizacja Somos Defensores poinformowała z kolei, że w okresie od stycznia do czerwca 2019 r. odnotowano blisko 600 napaści na aktywistów działających na rzecz praw człowieka, co oznacza wzrost o 15 proc. w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej.
Za 53 proc. ataków odpowiedzialność ponoszą organizacje paramilitarne, których początki sięgają lat 60. ubiegłego wieku. Formacje tego typu były tworzone w celu obrony przez partyzantami z FARC na terenach wiejskich, ale członkowie części z nich w późniejszych latach angażowali się w narkobiznes i działalność karteli narkotykowych. Rozkręcająca się spirala przemocy, także w związku z wojną domową, została w dużym stopniu zastopowana przez demobilizację takich sił w latach 2004–2006. Do dziś jednak w Kolumbii działają grupy, takie jak np. Czarne Orły, które terroryzują mniejsze miejscowości, zwłaszcza w północnej części kraju.
Sprzeciw wobec elit
Coraz częściej są krytykowane za stan bezpieczeństwa władze nie cieszą się zbyt wielkim zaufaniem obywateli. Według sondażu Gallupa, którego wyniki przytaczają kolumbijskie media, niezadowolonych z pracy Ivana Duque jako prezydenta jest aż 69 proc. Kolumbijczyków, czyli prawie dwukrotnie więcej, niż gdy obejmował on ten urząd w sierpniu 2018 r. Antyrządowe protesty w Kolumbii, tak jak w innych państwach regionu, należy traktować jako głos ogólnego sprzeciwu wobec politycznych elit, które dotyka coraz większy kryzys wiarygodności.
Według minister spraw wewnętrznych Nancy Gutierrez we wtorkowych protestach udział wzięło 20 tys. osób, ale protestujący podają wyższe liczby. Niezależnie od sporu o liczbę uczestników pewne jest, że te demonstracje to dopiero wstęp do większych protestów, które – jak informuje agencja Reutera – zostały zaplanowane na marzec. „Będą one silniejsze, ale intencją protestujących nie jest stosowanie przemocy” – podkreślił Diogenes Orjuela, przewodniczący Centralnego Związku Pracowników (CUT). Bardzo prawdopodobne, że na ulicach miast swoje niezadowolenie manifestować będzie więcej grup zawodowych aniżeli miało to miejsce w przypadku ubiegłorocznych protestów. We wtorek w stolicy demonstrowali m.in. kierowcy Ubera, po tym jak rząd zakazał ich działalności.
W przypadku przedłużania się protestów nie można wykluczy radykalizacji ich uczestników, a do zaostrzenia sytuacji może dojść w każdej chwili. Tak było gdy w proteście w grudniu 2019 r. zginął 18-letni Dilan Cruz, choć pojawiła się wtedy realna szansa na obniżenie napięcia w związku z rozmowami z udziałem przedstawicieli rządu. Komplikująca się coraz bardziej sytuacja w kraju, który nie zaleczył jeszcze ran po wojnie domowej, szybko może ulec destabilizacji, chyba że władze i protestujący będą w stanie wypracować kompromis, zanim demonstracje nabiorą masowego charakteru.