Po 12 latach z władzą na Słowacji żegna się partia Smer Roberta Fico. W wyborach zwyciężyła partia OľaNO, czyli Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości, a wszystko wskazuje na to, że jej lider Igor Matovič, który w czasie kampanii postawił na hasło walki z korupcją, zostanie premierem
Bratysława
W sobotę na Słowacji miało miejsce polityczne trzęsienie ziemi. Władzę straciła koalicja Smeru, Most-Híd i SNS (Słowacka Partia Narodowa). Te dwie ostatnie nie dostały się nawet do parlamentu. Wybory niespodziewanie wygrała populistyczna partia OĽaNO, czyli Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości, która do 150-osobowego jednoizbowego parlamentu wprowadziła 53 posłów. Jej lider Igor Matovič jest deputowanym od 10 lat, ale udało mu się wmówić ludziom, że nie ma nic wspólnego z klasą polityczną i będzie uważnie patrzył jej na ręce. Podczas kampanii wyborczej postawił tylko na jeden temat – walkę z korupcją.
Wykorzystywał przy tym niestandardowe sposoby komunikacji. Przed siedzibą rządu wraz ze swoim zespołem rozdał przechodniom 5 tys. świeczek, które – jak twierdził – miały symbolizować ofiary domniemanej korupcji w służbie zdrowia. Po budynku parlamentu chodził w koszulce z napisem „Fico chroni złodziei”, nakręcił także wideo w Cannes, sprzed willi byłego ministra Smeru, który ponoć miał ją kupić za państwowe pieniądze.
Drugi wynik uzyskała socjaldemokratyczna partia Smer rządząca Słowacją od 2006 r. z krótką przerwą na lata 2010–2012. Smer, który ma opinię partii skorumpowanej, wprowadził do parlamentu 38 posłów. 17 przedstawicieli będzie miało Sme rodina (Jesteśmy rodziną) Borisa Kollára, ugrupowanie promujące tradycyjne wartości, choć jej lider ma dziewięcioro dzieci z ośmioma kobietami. Tyle samo szabel zdobyła Ludowa Partia Nasza Słowacja Mariana Kotleby.
Oskarżony o promocję faszyzmu Kotleba miał już posłów w poprzednim parlamencie, przedstawiciele jego partii zasiadają też w europarlamencie, a sam Kotleba w latach 2013–2017 pełnił funkcję marszałka województwa bańskobystrzyckiego. 13 posłów wprowadziła liberalna – przynajmniej z nazwy – Sloboda a Solidarita (Wolność i Solidarność) Richarda Sulíka, a 12 – centrowa i proeuropejska partia Za ľudí założona niedawno przez byłego prezydenta Andreja Kiskę.
Słowacka scena polityczna jest bardzo podzielona. O wejście do parlamentu walczyły aż 24 ugrupowania (25. wycofało się w ostatniej chwili).
Krótkotrwały wiatr zmian
Głównym powodem zmiany politycznych sympatii Słowaków było zamordowanie w 2018 r. dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kušnírovej. Kuciak zajmował się korupcją w najwyższych kręgach władzy, a wielu opisywanych przez niego nieuczciwych biznesmenów miało niejasne powiązania z politykami Smeru. Po morderstwie Słowacy wyszli na ulicę w protestach inspirowanych przez organizację Za slušné Slovensko (Za Przyzwoitą Słowację), podczas których domagano się dymisji rządu premiera Roberta Fico i przedterminowych wyborów.
Pod naciskiem ulicy Fico ustąpił, ale koalicja rządząca pozostała przy władzy. Na czele nowego rządu stanął bliski współpracownik byłego premiera Peter Pellegrini. Wielu komentatorów zwracało uwagę, że Fico jako szef Smeru wciąż podejmuje najważniejsze decyzje polityczne z tylnego siedzenia.
Protesty przyniosły wiatr zmian, który zaczął napędzać socjalliberalną partię Progresywna Słowacja. Ta w wyborach prezydenckich wystawiła Zuzanę Čaputovą, która w spektakularny sposób została prezydentką, pokonując w drugiej turze kandydata Smeru. PS w koalicji z centrowym ugrupowaniem Spolu (Razem) wygrała wybory do europarlamentu w 2019 r. Wydawało się, że PS/Spolu wraz z partią byłego prezydenta Andreja Kiski będą rozdawały karty przy tworzeniu nowego rządu. Nic z tego – PS/Spolu z wynikiem 6,96 proc. nie dostała się do parlamentu. Nie przekroczyła progu 7 proc. obowiązującego dla koalicji – zabrakło jej ok. 900 głosów.
Koalicja rozważa złożenie protestu wyborczego, bo od poniedziałku otrzymuje sygnały od swoich wyborców twierdzących, że oddali na nią głosy, które nie został uwzględnione w wynikach opublikowanych przez lokalne komisje wyborcze.
Czego nie wie Matovič
Nawet skuteczne odwołanie PS/Spolu miałoby jedynie wymiar symboliczny i nie zmieniłoby układu sił w nowym parlamencie, a jego skład świadczy o tym, że nowym słowackim premierem będzie Igor Matovič. To jemu udało się skutecznie odebrać głosy partii Smer czy wyborców protestu głosujących na Mariana Kotlebę. Przypomina obecnego czeskiego premiera i biznesmena Andreja Babiša, który swoją partię ANO także zbudował na haśle walki z korupcją, choć czeski polityk swoim majątkiem bije swojego słowackiego odpowiednika na głowę. Matovič dorobił się jako właściciel lokalnych gazet reklamowych i inwestycjami na rynku nieruchomości w Trnawie. Kiedy wszedł do polityki, przepisał majątek na żonę. „W oświadczeniu majątkowym nie ma nic, a do żony należy połowa Trnawy” – pisali dziennikarze. Matovič odpowiadał im, że nigdy nie ukrywał, że był przedsiębiorcą.
Czy będzie dobrym premierem? „Nikt nie wie, on sam tego nie wie. W kampanii zachowywał się racjonalnie, ale pamiętam też, że wcześniej sprawiał wrażenie szaleńca. Jest bardzo inteligentny” – mówi „Holistic.News” słowacki reporter Andrej Bán. Jego zdaniem o zwycięstwie partii OĽaNO zdecydował wyłącznie marketing. „Nie chodziło o program polityczny, wszyscy mieli go w nosie. Wyborcom spodobało się to, że Matovič pojechał do Cannes i zrobił filmik przed willą polityka Smeru. Gdyby to samo zrobiła Progresywna Słowacja, miałaby 18 proc. Ale tego nie zrobiła, może dlatego, że w ich wykonaniu nie wyglądałoby to autentycznie” – przekonuje.
Jak przypomina, gdy kilka lat temu Fico podburzał ludzi przeciw imigrantom, poparcie dla jego partii stało w miejscu. Jednak kiedy to samo robili politycy od Kotleby, rosły im słupki, bo w nienawiści do obcych nikt nie był bardziej autentyczny niż oni.
„Matovič jest wszystkim. Kiedy trzeba – jest liberałem, kiedy trzeba – konserwatystą. Ale cała ta kłótnia o różnice między jednym poglądem a drugim jest bez sensu. Na Słowacji liberał i konserwatysta to nie żadni przeciwnicy, prawdziwymi wrogami są nacjonaliści i faszyści” – uważa Andrej Bán. Krytycznie wypowiada się też o politykach Smeru: „To nie partia polityczna, to zorganizowana organizacja przestępcza. Będą mieć szczęście, jeśli lada chwila nie wylądują wszyscy w więzieniu”.
Partyjna układanka
Lider OĽaNO chciałby stworzyć rząd z przedstawicieli czterech partii, by koalicja miała większość konstytucyjną. O swoich planach poinformował w poniedziałek po spotkaniu z Borisem Kollárem. Prawdopodobnie dojdzie do koalicji OĽaNO, konserwatywnej Sme rodina, liberalnego SaS i centrowego Za ľudí. Oznacza to, że poza rządem zostanie tylko Smer oraz partia Kotleby.
We wtorek Matovič spotkał się z przewodniczącym partii Za ľudí, Andrejem Kiską. Ten zachowuje czujność. „Jesteśmy gotowi pomóc stworzyć silny i stabilny rząd, ale pod warunkiem że będzie on godny zaufania zarówno w kwestiach profesjonalizmu, jak i moralności” – mówił Kiska. Dodał też, że liczy na gabinet bez Kollára, ale przyznał, że koalicja, która ma konstytucyjną większość, na pewno będzie mieć większe możliwości wprowadzania reform w państwie.
Matovič, Kiska i Kollár zgadzają się, że kluczową kwestią jest obecnie walka z korupcją i przestępczością. Lider OĽaNO chce powołać specjalną jednostkę antykorupcyjną kontrolującą członków rządu i urzędników mianowanych na wysokie funkcje. Priorytetowym stanowiskiem do obsadzenia przy tworzeniu gabinetu jest więc minister spraw wewnętrznych, który będzie odpowiedzialny za walkę z korupcją.
Zapytany o przyszłą politykę zagraniczną, Matovič odpowiada, że chciałby ściśle współpracować z pozostałymi państwami Grupy Wyszehradzkiej. Widzi Słowację jako odpowiedzialnego i przewidywalnego partnera dla Europy.
Cała nadzieja w koalicji
Słowacki politolog Pavol Baboš komentuje: „Rząd Matoviča zapowiada się jako konserwatywny. Będzie sukcesem, jeśli w kwestiach mniejszości uda się utrzymać status quo. I nie mówię tu tylko o mniejszości węgierskiej, ale też o kobietach i ich prawie do aborcji, nie mówiąc już o parach homoseksualnych”. Politolog przypomina, że partia Sme rodina już teraz zapowiada, że jeśli jakiś projekt uzna za słuszny, będzie głosować za nim, nawet jeśli w koalicji będzie panował przeciwny pogląd. „A to istotne, ponieważ kotlebowcy na pewno będą w ciągu najbliższych czterech lat proponować różne projekty, testując zgodność koalicji” – uważa Baboš.
Na pytanie, czy nowy słowacki rząd będzie prozachodni i proeuropejski słowacki politolog odpowiada: „W porównaniu z Węgrami i Polską – minimalnie tak. Matovič zarówno w kampanii przed eurowyborami, jak i teraz był stosunkowo proeuropejski. Podobnie zresztą jak Za ľudí i Sme rodina. SaS można określić jako partię eurosceptyczną, ale w koalicji będą najsłabsi, więc nie powinni mieć dużego wpływu na geopolityczną orientację rządu”.
Słowacki publicysta Peter Schutz ma więcej optymizmu. „Na razie Matovič całkiem obiecująco prezentuje się w roli, w jakiej nie byliśmy w stanie sobie go wcześniej wyobrazić. Z powodzeniem przekonuje, że ma do zaoferowania więcej niż polityczny show, wyrażając się w sposób dyplomatyczny i wyważony, zupełnie inny niż wcześniej. Zmiana w stosunku do jego wyskoków w parlamencie czy podczas kampanii jest wyraźna. Oby tylko okazała się trwała” – napisał w komentarzu dla dziennika „Sme”.
Była słowacka aktorka, polityczka i dyplomatka (m.in. ambasadorka Słowacji w Polsce) Magda Vášáryová szansę dla Słowacji widzi w istnieniu rządu koalicyjnego. „Oznacza to, że nie pójdziemy tą samą drogą co Polska czy Węgry. Partie w koalicji będą musiały zdobywać się na kompromisy i pilnować się nawzajem, nie pozwolą nikomu na ekscesy” – ocenia.
Jej zdaniem Matovič to showman, a jego publiczne wystąpienia to teatr, który bawi widzów. „To taki nasz Boris Johnson. Widzę mnóstwo nowicjuszy, których wprowadził do parlamentu. Zajmie im co najmniej rok, zanim się we wszystkim dobrze zorientują. A przeciwko sobie będą mieć posłów Smeru, czyli byłych ministrów i doświadczonych polityków, którzy na pewno będą im bardzo utrudniać życie” – zauważa.