Powiedz mi, jak chcesz umrzeć, a powiem ci, kim jesteś? Jak wskazują badania, trendy dotyczące przeżywania cudzej i własnej śmierci mówią o Polakach więcej, niż sami chcieliby przyznać
Bez ceregieli
Spotkanie odbywało się w domu zmarłego. Otwartą trumnę z ciałem ustawiano w największym pomieszczeniu, a wokół przygotowywano miejsca do siedzenia dla żałobników. Zaczynało się co prawda różańcem, ale to była tylko pobożna rozgrzewka. Potem rozpoczynano główny punkt programu – śpiewy nad trumną, które miały potrwać aż do następnego dnia. Ważnym zadaniem było znalezienie odpowiedniej osoby do poprowadzenia tego nocnego obrzędu. Czasem o specjalistę rozpytywano w sąsiednich wsiach. Nie mógł to być byle kto – jakaś pierwsza lepsza płaczka – ale śpiewak z prawdziwego zdarzenia, najlepiej mężczyzna.
Około północy rodzina zmarłego zapraszała śpiewających żałobników na poczęstunek. A gdy już wszyscy się posilili, z powrotem zbierano się dookoła ciała i śpiewano aż do świtu. Rytuał można było zamknąć dopiero wtedy, gdy na drugi dzień podczas pogrzebu zakończono zakopywanie trumny.
Dziś kaszubska tradycja pustych nocy, czyli całonocnego czuwania i śpiewania nad zmarłym, odchodzi w zapomnienie. Podobnie przepadło praktykowane w wielu regionach Polski przechowywanie ciała zmarłego aż do pogrzebu w jego łóżku czy wyprowadzenie ciała z domu przez pochód najbliższych i sąsiadów, którzy przy przejściu przez ostatnie drzwi nigdy nie zapominali uderzyć trumną trzy razy o próg.
Dlaczego rozstajemy się z tymi tradycjami? Badania na temat postrzegania śmierci przez Polaków wskazują na to, że nie tylko chcemy dać tym obyczajom żałobnym odejść w pokoju, ale też chcemy oszukać przeznaczenie – umrzeć szybko i nagle, a potem mieć pogrzeb bez hałasu i ceregieli. A może nawet umrzeć samotnie.
Matka wszystkich lęków
„Czy jest coś bardziej dehumanizującego niż umieranie w samotności, wśród maszyn, zamiast w otoczeniu bliskich?” – pytał w jednej ze swoich książek amerykański socjolog George Ritzer. Według raportów przygotowanych w ostatnich latach przez CBOS coraz więcej Polaków odpowiedziałoby pozytywnie na tak postawione pytanie. Towarzyszenie osobie umierającej i obserwowanie jej śmierci coraz częściej kojarzy się z przełamaniem społecznego tabu, mierzeniem się z ludzką słabością, odzieraniem umierającego z prywatności, a może nawet godności ludzkiej.
Zdaniem socjologów najtrudniejsze w kontakcie z ludzką śmiertelnością dla Polaków stało się to, że czuwając przy umierającym czy będąc na pogrzebie, jesteśmy zmuszeni do refleksji nad nieuchronnością przemijania i do stanięcia twarzą w twarz z matką wszystkich naszych lęków – strachem przed własną śmiercią.
Tymczasem z roku na rok coraz większy procent naszych rodaków usiłuje takiej myślowej konfrontacji uniknąć. Od 2001 r. socjologowie obserwują spadek społecznej refleksyjności wokół kwestii ostatecznych. Przez ostatnie kilkanaście lat odsetek osób często myślących o śmierci zmniejszył się z 29 do 20 proc.
W rankingach osób najczęściej myślących o śmierci na pierwszym miejscu są osoby starsze (zwłaszcza kobiety), osoby o niskim poziomie wykształcenia oraz określające swój poziom życia jako niski. W dwóch ostatnich dekadach wzrosła także liczba osób, które o umieraniu nie myślą wcale – w 2012 r. brak jakiejkolwiek refleksji nad śmiercią deklarowała jedna trzecia Polaków.
Polska śmierć z dystansu
Komunałem wydaje się stwierdzenie, że statystyki na temat refleksji i przeżywania śmierci w Polsce mają związek ze współczesnym zjawiskiem banalizacji umierania. Często jak nigdy dotąd w masowych mediach i internecie jesteśmy bombardowani brutalnymi obrazami i statystykami na temat konających w różnych częściach świata. Wydaje się, że widzieliśmy już wszystko. A jak wskazują socjologowie, im bardziej powszechna jest cudza śmierć, zwłaszcza ta obserwowana z dystansu, tym bardziej własna staje się wstydliwa.
Wraz ze stopniowym zanikiem w Polsce rodzin wielopokoleniowych znika także system opieki i oparcia dla osób starszych i umierających. Nasi chorzy i starsi coraz częściej umierają w szpitalach, domach opieki czy spokojnej starości, za parawanem, w izolatce, w towarzystwie sprzętu i profesjonalnego, dyskretnego personelu. Paradoksalnie, mimo że współczesny Polak często patrzy na śmierć na ekranie, coraz rzadziej widzi i chce ją widzieć „na żywo”. Nasz obraz śmierci z filmów czy rzeczywistości wirtualnej stopniowo odkleja się od obrazu z prawdziwego życia.
Jakby tego było mało, w kapitalistycznym społeczeństwie system prestiżu wynosi na piedestał ludzi pięknych, młodych i sprawnych. Starość, choroba i śmierć natomiast są kojarzone ze spadkiem produktywności, niedołężnością, uzależnieniem od innych i nieporadnością. Piękni i sprawni Polacy, podążając za peletonem narodów Europy Zachodniej, chcą uniknąć „upokorzenia” i „umniejszenia” związanego z własnym przemijaniem. Dlatego śmierć powinna spełniać standardy posiłku w fast foodzie – być szybka, bezproblemowa i ładnie zapakowana. Wstydliwa przemiana osoby w zwłoki powinna odbywać się podobnie jak przygotowanie hamburgera w McDonaldzie – za kulisami, we wnętrzu przeznaczonych do tego instytucji, gdzie nie sięga wścibskie oko postronnego obserwatora.
O tym, że zjawisko makdonaldyzacji umierania przybiera na popularności także w Polsce, po raz kolejny przekonują badania socjologiczne. Wbrew deklaracjom składanym w religijnych pieśniach („…od nagłej, a niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie”) aż 71 proc. Polaków chce umrzeć nagle. Prym wśród nich wiodą praktykujący katolicy, osoby słabiej wykształcone i pozostające w kiepskiej sytuacji materialnej. Dodatkowo niemal 60 proc. osób w Polsce życzy sobie śmierci we śnie – bezboleśnie, bezproblemowo i niezauważalnie – a tylko 7 proc. chciałoby zachować świadomość w ostatnim momencie życia. Co wydaje się najbardziej szokujące, zaledwie 15 proc. osób twierdzi, że istotna jest dla nich bliskość kogoś ważnego w obliczu śmierci. A więc już nie tylko nagle i niespodziewanie. Polacy coraz częściej chcą umierać samotnie.
Wirtualny grób, wirtualny znicz
Zanikanie więzi społecznych i zmiana stosunków rodzinnych prowadzą jednak nie tylko do tego. Dla tych, którzy chcą przeżywać żałobę po stracie bliskich poza kręgiem znajomych i rodziny, powstały nowe możliwości trzymania cudzej, a tym samym własnej śmierci na dystans.
Wirtualne cmentarze czy fora łączące osoby opłakujące swoich bliskich stopniowo wprowadzają w Polsce nowy sposób kultywowania pamięci o zmarłych. I chociaż według statystyk z 2012 r. aż 97 proc. Polaków deklarowało, że w święto Wszystkich Świętych odwiedza groby swoich bliskich, coraz więcej osób decyduje się stworzyć dla swoich zmarłych wirtualną mogiłę, zamieścić nekrolog, epitafium czy kondolencje w internecie i ustawić w systemie wirtualnej nekropolii automatyczne przypomnienie o rocznicy śmierci czy urodzin zmarłego.
Na tak zorganizowanych internetowych cmentarzach można już także uzyskać pomoc prawną w przygotowaniu pogrzebu i załatwianiu spraw administracyjnych oraz otrzymać wsparcie psychologiczne online. Na koniec wizyty nad cyfrowym grobem pod zdjęciem czy filmikiem wspominkowym ku czci zmarłego można zostawić wirtualny znicz. Śmierć na dystans i żałoba na dystans – zdają się mówić nowe wzorce kulturowe Polaków.