Wnioski z prowadzonych w ostatnich latach badań są coraz bardziej niepokojące. Znikanie owadów może zapowiadać katastrofę ekologiczną na niewyobrażalną skalę
Po raz szósty w historii świata olbrzymia liczba gatunków znika w zastraszającym tempie. Tym razem nie wywołał jej spektakularny kataklizm – to my wypychamy kolejne gatunki i zastępujemy ich miejsce. Ekolodzy ostrzegają: zamach na bioróżnorodność będzie miał fatalne skutki, które odczujemy jeszcze za naszego życia.
Do owadów nie pałamy szczególną sympatią, reagujemy raczej obrzydzeniem i niechęcią. Informacje o zmniejszeniu ich populacji o 80 proc. wiele osób przyjmuje z zadowoleniem. „W końcu nie trzeba będzie się od nich opędzać” – usłyszałem w reakcji na przywołane przeze mnie dane.
A te, niestety, są dowodem na to, jak blisko jesteśmy od fatalnego w skutkach kryzysu, który może skończyć się zaburzeniem równowagi środowiska naturalnego. Z najnowszych badań amerykańskich naukowców wynika, że populacja motyli zwanych dadaidami wędrownymi w ciągu 20 lat zmalała o 90 proc., czyli aż o 900 mln, a liczba trzmieli – o 87 proc. To dopiero początek rankingu śmierci wśród owadów; na świecie problem określono, nie bez przesady, mianem „owadziej apokalipsy”.
Na co dzień trudno zauważyć, że owadów jest mniej. Alarm jako pierwsi podnieśli jednak miłośnicy przyrody i działkowcy. Nocą w świetle latarni zrobiło się pusto, meszki nie kąsały tak zajadle jak dawniej. Także kierowcy zauważyli, że szyby ich samochodów nie są już, tak jak kiedyś, brudne od owadów.
Przypuszczenia te potwierdziły badania niemieckich entomologów z miejscowości Krefeld, którzy dane gromadzili przez 27 lat. Skrupulatnie ważyli owady wpadające w ich pułapki na terenie rezerwatu przyrody. Prawie trzy dekady ich obserwacji przynoszą smutny wniosek – populacja różnych gatunków owadów zmniejszyła się o 80 proc.
Dlaczego powinniśmy przejmować się znikaniem czegoś, co na co dzień raczej nam przeszkadza? Owady zapylają około trzech czwartych roślin uprawnych (gdybyśmy musieli zapylać je innymi metodami, kosztowałoby to ludzkość 500 mld dolarów rocznie). Napędzają ekosystemy naszej planety, są pożywieniem dla ptaków, przyczyniają się do rozkładu tkanek martwych organizmów, użyźniają glebę, pełnią funkcję higieniczną (dosłownie oczyszczają świat ze zgnilizny). Są fundamentem życia dzikich roślin dających tlen, który jest potrzebny do życia zarówno zwierzętom, jak i ludziom.
Niepokojące skutki znikania owadów
Już teraz można zauważyć pierwsze skutki znikania owadów. Kurczy się np. populacja tych gatunków ptaków, które się nimi żywią – populacja słowika skurczyła się aż o 80 proc. W sadach doliny Maoxian brak owadów zapylających drzewa zmusił rolników do zatrudnienia do tego dodatkowych pracowników, co podniosło koszty upraw.
„Przejmujemy się ratowaniem niedźwiedzia grizzly, ale gdzie będzie grizzly bez pszczoły, która zapyla zjadane przez niego jagody, albo bez much utrzymujących przy życiu młodego łososia?” – pyta ekolog Scott Hoffman Black. „Gdzie, skoro już o tym mowa, będziemy my?” – dodaje (cytat za „New York Times”, tłum. miesięcznik „Pismo”).
Kolonia pingwinów królewskich w skali światowej w ciągu 30 lat zmalała o 88 proc., a z mórz i oceanów zniknęło 97 proc. tuńczyków. Na 100 płetwali błękitnych w Oceanie Południowym został jeden. Ta litania w zasadzie się nie kończy. W amerykańskim czasopiśmie „Science” zaproponowano nowy termin określający defaunację, czyli proces wymierania zwierząt; jest to „zagłada biologiczna”.
Ekosystem zaburzony przez brak jednego gatunku zaczyna się walić. Dobry przykład tego upadku podaje Brooke Jarvis w swoim tekście dla „New York Timesa”: „Rozkładające się na dnie oceanu ciała wielorybów stanowią podstawę całych ekosystemów w miejscach ubogich w składniki pokarmowe. Jednym ze skutków ich umierania jest załamanie struktury systemu. Wskutek zmniejszania populacji drapieżników różne poziomy łańcucha pokarmowego przestają trzymać się w szachu. Miejsca, w których to się dzieje, pustoszeją i ubożeją na wiele niedostrzegalnych sposobów”.
Jakie są powody masowego wymierania gatunków? To wina człowieka. Owady giną przez środki chwastobójcze i pestycydy używane przy uprawach, ale też z powodu utraty terenów naturalnego bytowania – z powodu karczowania lasów czy przeznaczania łąk pod budowę osiedli przy wielkich metropoliach. Do tego dochodzi globalne ocieplenie. Gdy w amazońskiej dżungli temperatura wzrosła o 2 st. C, potwierdziły się obawy entomologów – owady tropikalne przestały się mnożyć, bo ciepło sprawia, że są mniej płodne.
Brook Jarvis w raporcie The Insect Apocalypse is Here przypomina, że nie tak dawno zaczęto mówić o antropocenie, czyli o świecie ukształtowanym przez ludzi. Dalej cytuje wypowiedź przyrodnika Edwarda O. Wilsona, który zasugerował posługiwanie się terminem „eremocen”, oznaczającym „epokę samotności”.
Źródła: The New York Times/Pismo/Science/The Guardian