Świat się jakby zatrzymał. Jakoś tak cicho i pusto wszędzie. Szkoły i uczelnie zamknięte. Teatry, galerie, restauracje, kina opustoszały. Zewsząd docierają dość pesymistyczne komunikaty: kolejny zarażony koronawirusem, nadal brak szczepionek, niewystarczająca liczba maseczek i środków antyseptycznych. Dodatkowo katastrofa ekologiczna, globalne ocieplenie i szybko zmieniająca się rzeczywistość. Jak pisała Trudi Canavan: „Nic nie pozostaje takie samo. Jedyne, czego można być w życiu pewnym, to zmiana”.
To jaka jest ta rzeczywistość?
Szybko postępująca cyfryzacja i digitalizacja, zawrotne tempo życia, brak przestrzeni na bycie samemu ze sobą, czasu dla przyjaciół, postępujące spłaszczanie relacji z najbliższymi, strach o przyszłość – oto realia życia młodych ludzi i perspektywa wielu z nich. I wydaje mi się, że nie demonizuję.
A, sorry, zapomniałem – przecież szkoła pochyla się nad człowiekiem, wszyscy nauczyciele są empatyczni, uważni, życzliwi i świadomi tego, że realizacja podstawy programowej i egzekwowanie wiedzy nie są priorytetem edukacji. Są świadomi, że szkoła powinna przygotowywać do funkcjonowania w tak szybko zmieniającym się świecie, wspierać, doceniać, inspirować i rozwijać drzemiące w nich pokłady mądrości i kreatywności. Wiedzą, że rozwój kompetencji kluczowych, myślenia krytycznego to klucz do sukcesu i samorozwoju.
Wiedzą, że – jak mawia Ken Robinson – „kreatywność jest największym darem ludzkiej inteligencji”. Wszystko dlatego, że są świetnie wynagradzani i zmotywowani do pracy, nie muszą łączyć kilku etatów i wykonywać naraz kilku profesji – z terapeutą, organizatorem eventów i prawnikiem na czele.
Edukacja w „nowym” wydaniu
Odkąd zamknięto szkoły, topowym hasłem edukacji stały się slogany „edukacja mobilna”, „edukacja zdalna”, „e-learning”. Brzmi tak nowocześnie, tak trendy, tak na czasie. Ktoś powie, że przecież edukacja mobilna to naturalna konsekwencja życia w dobie internetu. Świat zmienia się niezwykle dynamicznie.
Mało kto potrafi nadążyć za zmianami i dotrzymać im kroku. Nasze życie staje się coraz bardziej cyfrowe, czy tego chcemy, czy nie. Edukacja powinna być więc odpowiedzią na wyzwania współczesności i dlatego nie możemy od tego uciekać. Edukacja powinna nas przygotowywać do obecnych realiów i jednocześnie do życia w świecie przyszłości. To nie ulega wątpliwości. My, nauczyciele, doskonale zdajemy sobie z tego sprawę…. Ale czy na pewno?
Mam dziwne wrażenie, że gdzieś się pogubiliśmy i zatraciliśmy zdrowy rozsądek. Że wielu z nas zapomniało, co jest kluczowe w edukacji. A nie są to na pewno rankingi, schematy, ramy, fokusowanie się na testowaniu i ciągłym weryfikowaniu wiedzy.
Idealnie nasz świat, świat dorosłych, diagnozuje Antoine de Saint-Exupéry: „Dorośli są zakochani w cyfrach. Jeżeli opowiadacie im o nowym przyjacielu, nigdy nie spytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie usłyszycie: Jaki jest dźwięk jego głosu? W co lubi się bawić? Czy zbiera motyle? Oni spytają was: Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?”.
Jak już wspomniałem, edukacja par excellence nie ma nic wspólnego z egzekwowaniem wiedzy. Edukacja powinna stwarzać przestrzeń do narodzin prawdziwej motywacji do poznania świata, nabywania nowych kompetencji i samorozwoju. Jak rzekł Henry Brooks Adams: „Oświata zdumiewa przede wszystkim olbrzymią ilością niewiedzy, jaką potrafi zgromadzić w postaci suchych faktów”.
Czy do tego właśnie dążymy? Pragniemy się skupiać na suchych faktach, cyfrach i statystykach? Dokąd tak pędzimy, że zatraciliśmy się w tym szaleństwie, że po drodze zgubiliśmy drugiego człowieka i zapomnieliśmy o istocie edukacji? Skąd ten brak autorefleksji, racjonalności i zdroworozsądkowego podejścia do instytucji, jaką jest szkoła?
Jakiś nauczyciel zapyta: „Ale o co ci chodzi, kazali nauczać online, to nauczam”, „przecież jestem w sieci, wysyłam moim uczniom systematycznie zadania, testy i karty pracy” lub „mam przecież z moimi uczniami kontakt przez librusa, a to, że mi nie odpisują? Ich strata”. Czy nie straciliśmy z oczu tego, co najważniejsze? Esencji edukacji? Czyli ważnych i wartościowych relacji?
Dobrze widzi się tylko sercem
Jak mawiał Lis z „Małego Księcia” , „dobrze widzi się tylko sercem”. A czy my w tych trudnych czasach kierujemy się zawsze sercem? W czasach pandemii, w których musimy sobie poradzić z tyloma niełatwymi uczuciami, emocjami i taką ilością bodźców, fake newsów, które docierają do nas ze świata zewnętrznego? Jak pisała Joanne Kathleen Rowling: „Nie żałuj umarłych, Harry, żałuj żywych, a przede wszystkim tych, którzy żyją bez miłości”.
Wpadliśmy w jakiś popłoch, jakiś obłęd i manię zadawania, chęć sprawdzania i testowania. Znowu daliśmy sobie wmówić, że kluczową rolą szkoły jest nieustanne wymaganie, ocenianie i weryfikowanie nabytej wiedzy. Dochodzą do mnie zewsząd głosy, że nasi uczniowie czują się jak w matni. Z jednej strony doświadczają bardzo trudnej sytuacji, czują lęk przed tym, co przyniesie przyszłość, a z drugiej są bombardowani przez nas samych mnóstwem linków i wirtualnych kart pracy.
Wrzucenie przez dziennik elektroniczny kolejnych zadań do rozwiązania i egzekwowanie tego jest teraz naprawdę kluczowe? A może ważniejsze jest po prostu samo bycie razem mimo izolacji? Wsparcie, życzliwa rozmowa choćby via Skype, współpraca, budowanie pomostu porozumienia i wartościowych relacji? Jak mawiała Maya Angelou: „Ludzie zapomną o tym, co powiedziałeś, ludzie zapomną o tym, czego dokonałeś, ale ludzie nigdy nie zapomną tego, jak czuli się dzięki tobie”.
Ja wiem, że na pewno w ten sposób radzimy sobie z napięciem. Ale niektórzy mówią, że „radzą” sobie poprzez branie narkotyków. Nie każde „radzenie sobie” z napięciem jest zatem dobre. Zwłaszcza to, które pognębia także tych, którzy są obok nas.
Ale jak budować relacje w wersji online?
Dobry nauczyciel potrafi zbudować świetną relację z uczniem w każdych warunkach. Są przecież wśród nas nauczyciele empatyczni, którzy potrafią widzieć świat oczami ucznia i identyfikować się z jego położeniem. Jeśli nauczyciel potrafi złapać dobry kontakt z uczniem, stworzyć mu komfortowe warunki oraz przestrzeń do pogłębiania wiedzy i rozwoju, to ostatecznie nie ma znaczenia, czy nauka będzie odbywać się w wersji online czy tradycyjnie w budynku szkolnym.
Myślę, że jak przez te kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt dni nasi uczniowie nie zrealizują każdego punktu podstawy programowej i nie wykonają każdego ze zleconych przez nas zadań, to nic strasznego się nie stanie. Osobiście uważam, że stanie się tak naprawdę coś bardzo dobrego.
A może nie powinniśmy próbować zmuszać dzieci do tego, aby same przerabiały nowy materiał? Może powinniśmy wskazać im wartościowe książki, gry, tytuły filmów, które pomogą im spędzić ciekawie i kreatywnie ten czas, zbudować relacje z bliskimi, zrozumieć samych siebie i trochę się zatrzymać? Po prostu zwyczajnie pożyć? Trochę wolniej, trochę inaczej, ale jakoś tak pełniej, mocniej i bardziej?
Wiedza i fakty o świecie są bardzo ważne. Często pomagają nam w prawidłowym funkcjonowaniu, zrozumieniu prawideł rządzących światem i odnalezieniu się w tej zagmatwanej rzeczywistości. Ale teraz najważniejsza jest wiedza dotycząca tego, jak żyć. Jak żyć dobrze, mądrze, wspólnie i szczęśliwie.
Proponuję więc: skupmy się na kontakcie, relacjach i emocjach. Starajmy się zaciekawić, zapytać uczniów, co ich interesuje, jaki materiał chcieliby przerobić, jakie mają oczekiwania – i podążyć za tym. To, co się dzieje, to też świetny czas do nauki obserwowania zachowań społecznych, języka komunikatów, które do nas docierają.
Nie taki diabeł straszny…
Podpisuję się pod słowami Mahatmy Gandhiego, który mawiał, że „w życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę, ale o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu”. Myślę, że trochę nie doceniamy naszych uczniów. Wielu z nich to wytrawni tancerze. Mimo deszczu.
Dziś moja wspaniała uczennica Agata napisała do mnie na Messengerze wiadomość: „Dzisiaj zrobiłam dwa zestawy zadań z polskiego, stronę zadań z matematyki, wysłuchałam dwa wykłady z Harvardu i Yale
o ewolucji i sprawiedliwości, nauczyłam się odrysowywać wykroje i ogarnęłam wszystkie magiczne znaczki na wykrojach, obejrzałam dwa odcinki serialu, przeczytałam dwa rozdziały megaksiążki o życiu drzew”.
Dalej Agata ironicznie dodaje: „Jest 13:30. Dziękuję ci, szkoło, że mogę czuć się tak samo spełniona i zajarana nauką, gdy nie ma kwarantanny”.
Chyba nie muszę tego komentować. Mam za to pewien szatański plan. Może zaufajmy naszym uczniom? Uwierzmy, że wielu z nich jest na tyle mądrych i rozsądnych, że nie spędzą tego czasu całkiem bezczynnie i bezmyślnie?
Jestem pewien, że wielu z nich sięgnie po wartościową książkę, grę i kreatywnie wykorzysta czas pandemii. Sądzę, że już większość z nich to robi. Zarówno my, nauczyciele, jak i dzieciaki mamy przecież całe mnóstwo możliwości. Na moim fanpage’u na FB i na wielu stronach, choćby: Khan Academy, Digitalni i kreatywni, Protest z Wykrzyknikiem, Superbelfrzy RP można znaleźć ogromną ilość nietuzinkowych materiałów i różnych inspiracji. Muzea otworzyły się online. Spektakle, koncerty, eventy są również realizowane online.
Czego chcieć więcej? Chyba znam odpowiedź. Mirosław Welz powiedział kiedyś, że „życie odmienia nas przez przypadki”.
Owszem, to trudny czas. Rzekłbym nawet, że to czas próby. Życzę więc nam wszystkim, aby pandemia wyprowadziła nas z jaskini Platona i uwolniła z kajdanów nieświadomości. Życzę nam, abyśmy zaczęli realną troskę o nas wszystkich już tu i teraz. Nie o to, czy bezbłędnie zrobimy i zaliczymy karty pracy online, tylko o to, czy przetrwamy w tym jakże trudnym czasie. To jest jedyny egzamin, jaki trzeba w życiu zdać, a wręcz zdawać nieustannie. Egzamin z troski, solidarności i wsparcia. Z bycia człowiekiem i bohaterem swojego życia.
I mam w tym wszystkim takie jedno marzenie. Marzę, abyśmy ten czas wykorzystali jako zesłany nam przez los moment na realizację tego, co powiedział kiedyś Philip Zimbardo. Aby serio każde dziecko mogło poczuć, że szkoła pomaga mu stać się lepszym człowiekiem. Bohaterem.