Decyzję o przeniesieniu migrantów władze Bośni i Hercegowiny podjęły akurat w samym środku sezonu turystycznego
Lokalne władze postanowiły, że migranci nie będą mogli przebywać w miejscach publicznych w mieście oraz w opuszczonych budynkach. Wszyscy mają być przeniesieni do miejscowości Vucjak, osiem kilometrów od Bihacia, stolicy kantonu Una-Sana, w samym centrum kryzysu migracyjnego.
Drastyczne warunki do życia
„Kwestie takie jak złe warunki sanitarne, higieniczne, lokalizacja w pobliżu dawnego wysypiska śmieci i pola minowego – to wszystko zmusza nas do wzniesienia alarmu. Władze mają obowiązek umieścić ludzi w odpowiednich i humanitarnych warunkach” – skomentowała Lydia Gall z organizacji Human Rights Watch w wywiadzie dla Radia Wolna Europa. Zaprotestowała również ONZ, podkreślając zagrożenie minami oraz brak bieżącej wody i prądu.
Poza kilkoma zbiorowymi namiotami w Vucjak nic nie ma. Brakuje łazienek i jedzenia. Obszar, na który zdecydowano się przenosić migrantów, w przeszłości pełnił funkcję wysypiska śmieci. „Teraz obszar jest zamknięty, pokryty ziemią i trawą. Być może nadal stanowi zagrożenie dla zdrowia” – mówią bośniackim mediom lokalni mieszkańcy. Jedzenie i namioty dostarcza tutejszy Czerwony Krzyż.
Uchodźcy wyrzucani z miast
Lokalizacji nowego obozu sprzeciwiła się również Delegatura Unii Europejskiej w Bośni. Według lokalnej telewizji N1, uważa ona, że obóz umiejscowiony na granicy z krajem członkowskim UE może przyciągać więcej migrantów, co spowoduje poważne problemy.
Przeszukania prywatnych posesji w Bihaćiu, wynajmowanych przez migrantów, wzbudziły wiele kontrowersji. Do mieszkań, domów i hosteli wkroczyła policja, ludzi deportowano z miasteczka. Właścicielom grożono karami finansowymi.
„Ludzi jest za dużo, a miejsca za mało”
Z danych zgormadzonych przez władze wynika, że w 2018 r. w kraju zarejestrowano 25 tys. migrantów i uchodźców. W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku przybyło ich 9 tys. Większość z nich traktowała Bośnię jak autostradę przelotową do Europy, więc starali się jak najszybciej, nielegalnie, przekroczyć chorwacką granicę. Okazało się jednak, że kraj jest zupełnie nieprzygotowany do przyjęcia choćby kilku tysięcy ludzi. Wcześniej bałkańskie szlaki migracyjne omijały Bośnię. W 2017 r. UNHCR zarejestrowało tu 755 migrantów.
Wszystkie ośrodki w kraju mogą pomieścić ok. 3,5 tys. osób. Obozy są przeludnione, panują w nich tragiczne warunki. Jednak brudne prysznice, góry śmieci i kilometrowe kolejki po jedzenie to nie największe problemy. Ludzi jest za dużo, a miejsca za mało. Śpią więc na trawnikach wokół ośrodków, na ławkach i w miejskich parkach. Czasem na parkingu przed obozem, pozawijani w śpiwory i koce.
Schronienie w niebezpiecznych budynkach
Szukają także schronienia w opuszczonych, niebezpiecznych budynkach. W Bośni można znaleźć ich wiele. Nie zostały odnowione po wojnie, która skończyła się w 1995 r. Wiosną trzej migranci zginęli w pożarze opuszczonego budynku. Pożar spowodowała świeca. W pierwszy weekend czerwca 29 osób ucierpiało w pożarze, który wybuchł w przepełnionym centrum migracyjnym Miral.
Decyzję o przeniesieniu migrantów władze lokalne podjęły akurat w środku sezonu turystycznego. Bihać znajduje się blisko chorwackiego Parku Narodowego Jezior Plitwickich i Parku Narodowego nad rzeką Uną. Mogło więc zależeć im na tym, by migranci zniknęli z ulic.