Obchody tradycyjnego perskiego nowego roku w Afganistanie zbiegły się z rosnącymi obawami przed COVID-19. Z tego powodu opustoszały ulice i parki, a władze odwołały uroczystości. W Heracie, gdzie zachorowań jest najwięcej, wielu mieszkańców unika wychodzenia z domu. Reszta zdaje się na wolę bożą.
Hesam, ubrany w ciemną tradycyjną afgańską szatę, siedzi na grobie przy świątyni sułtana Agi. Ma 25 pięć lat. Wokół świątyni jest niemal pusto. To wyjątkowa sytuacja, że plac podczas obchodów perskiego nowego roku świeci pustkami.
„W ubiegłych latach przychodziło tu mnóstwo ludzi, ale pojawił się koronawirus i nikogo teraz nie ma” – mówi.
Przyszedł odwiedzić groby przodków, a przy okazji wyjść z domu, bo nie mógł już w nim wytrzymać. Zagrożenie z powodu pandemii koronawirusa traktuje jednak poważnie. Na ręce ma bandaż, spod którego wystaje wenflon. Kilka dni wcześniej udał się do lekarza, by zbadać się na obecność koronawirusa. „Wynik był negatywny” – mówi
z zadowoleniem.
„Nouruz” znaczy „nowy dzień”. Perski nowy rok. W Afganistanie, kraju, w którym od czterech dekad trwa wojna, a ponad połowa społeczeństwa żyje w biedzie, koronawirus rzuca kolejny cień na przyszłość.
Nowy rok bez uroczystości
26 lutego oficjalnie potwierdzono pierwszy przypadek zachorowania na koronawirusa w Afganistanie. Właśnie w Heracie – mieście zamieszkiwanym przez ponad 400 tys. osób, leżącym w zachodniej części kraju w pobliżu granicy z Iranem. Do chwili obecnej stwierdzono 22 przypadki koronawirusa (jedna osoba wyzdrowiała), z czego aż 13 w prowincji Herat.
Z okazji Nouruzu prezydent Aszraf Ghani wystąpił z orędziem. Apelował, by ludzie nie tworzyli dużych zgromadzeń w trakcie święta. „Możemy obchodzić nowy rok, sadząc drzewko, sprzątając drogę, ratując drzewo, nawadniając pole i na wiele innych sposobów” – oświadczył.
Wśród mieszkańców, analityków, a nawet urzędników powszechne jest przekonanie, że rzeczywista liczba przypadków zakażenia koronawirusem jest znacznie wyższa. Wpływa na to mała liczba testów, niskie zaufanie społeczeństwa do instytucji publicznych i spory ruch migracyjny na granicy z Iranem. W ostatnich tygodniach codziennie przekraczało ją 10 tys. Afgańczyków, którzy wracali do ojczyzny. Iran jest jednym z najbardziej dotkniętych pandemią koronawirusa krajów – odnotowano tam 18,5 tys. zachorowań i 1284 zgony, a wielu Afgańczyków obawia się, że władze tego kraju zaniżają dane.
To właśnie dlatego oczy zwróciły się na Herat. Prowincja stała się – jak mówi gubernator Abdul Rahimi – linią frontu. Już miesiąc temu, znacznie wcześniej niż w pozostałych częściach kraju, zamknięto szkoły, uniwersytety, nawoływano do unikania zgromadzeń, a te organizowane przez lokalne władze zostały odwołane. Podobnie stało się z Nouruzem. „Niektórzy ludzie wyjadą za miasto, ale my anulowaliśmy wszystkie obchody”
– podkreśla Rahimi.
Policja ostrzega przed wirusem
Droga wiodąca na południe od Heratu w czasie Nouruzu na ogół była zatkana. Afgańczycy lubią spędzać perski nowy rok na świeżym powietrzu
za miastem wśród drzew i polan, gdzie organizują pikniki, uprawiają sport, słuchają muzyki
i śpiewają. Przede wszystkim jednak obcują
z rodziną i przyjaciółmi.
W tym roku na drodze panuje ruch, ale kierowcy nie muszą szczególnie zwalniać. Jedynym miejscem, gdzie trzeba się zatrzymać, jest punkt kontrolny policji na wyjeździe z miasta. Są tam betonowe bloki i strażnice, policjanci z bronią i pick-up z karabinem. Abdul Selam, 50-letni komendant policji w dzielnicy Guzere, deklaruje, że jest spokojnie i nie ma się czego obawiać. Jedynym problemem jest zagrożenie koronawirusem.
„Powiedziałem ludziom, by nigdzie nie wychodzili, zostali w domu, nie organizowali wesel ani obchodów w dużych salach” – mówi Selam. Apele poskutkowały, bo w porównaniu z minionymi latami liczba świętujących drastycznie zmalała. Mimo to nie wszyscy zastosowali się do poleceń władz i postanowili wybrać się na piknik.
„Takim osobom mówimy, by nie zbierały się dużych grupach w jednym miejscu” – dodaje komendant.
Święto na łonie natury
Na piknik wybrał się m.in. 45-letni psychiatra Abdul Kajum. Jest z nim 11 osób – rodzina i przyjaciele. Zaparkowali samochody w pobliżu drogi, rozłożyli dywany, grali w bule. Popularna gra, która nazywa się tutaj gule bazi, polega na rzucaniu metalową kulą, tak by trafić w drugą, znajdującą się na ziemi.
„Nouruz jest jednym z najważniejszych dni w naszym kraju, bo natura wraca do życia. Dlatego jesteśmy tutaj i świętujemy” – stwierdza Kajum. Przyznaje jednak, że wie o rekomendacji władz
o pozostaniu w domu. „Nie ma koronawiursa na świeżym powietrzu. Planujemy zostać do wieczora, przygotować obiad, zjeść go i przyjemnie spędzić czas” – dodaje.
Zaplanowali, że zrobią szorpę – gęstą zupę z warzywami i mięsem. Kajum się nie boi, bo – jak mówi – „zdaje się na łaskę Boga”. „Musimy być silnej wiary, by walczyć z koronawirusem. Nie możemy krzywdzić innych ludzi, musimy być dobrzy i posłuszni Bogu” – zaznacza.
Pandemia uderza w biznes
19-letni Edris pracuje w sklepie obuwniczym w centrum handlowym znajdującym się w dzielnicy Bazar-e Malik. Asortyment jest szeroki – od szpilek po adidasy. W trakcie Nouruzu biznes zazwyczaj dobrze się kręcił. Klientki chętnie kupowały nowe rzeczy. W tym okresie największą popularnością cieszyły się sandały i buty sportowe.
„Z powodu koronawirusa klientki nie przychodzą do sklepu. W tym roku sprzedajemy o połowę mniej butów niż wcześniej. To mocno wpływa na nasz biznes, ale nie możemy nic z tym zrobić” – zaznacza.
Choć z afgańską gospodarką nie jest ostatnio najlepiej, to Edris jednoznacznie wiąże mały utarg z rozprzestrzeniającą się pandemią. Ludzie boją się wychodzić z domu, centrum handlowe świeci pustkami, a sprzedawcy spędzają czas, siedząc przed pustymi sklepami.
Swój sklep Edris zamknął po południu. Na klientów nie ma co liczyć, a do tego chciał choć na chwilę pojechać odpocząć za miastem.
Nie wychodzić z domu
Abdulrazak wozi pasażerów rikszą. Zamontował w niej megafon, przez który ciągle wykrzykuje: „Kobiety noście hidżaby. Bóg pomoże nam walczyć z koronawirusem”. Zatrzymuje się na jednym z rond w centrum miasta. Wyjaśnia, że Bóg w Koranie powiedział ludziom, by powstrzymywali się od złych uczynków.
„Jeśli będziemy grzeszyć, zostaniemy ukarani. Może koronawiurs to kara boska” – mówi. „Zwłaszcza kobiety powinny być pokorne, ubierać się zgodnie z wolą bożą, nosić hidżaby, skromne ubrania i być miłe dla ludzi” – dodaje.
Według Hesama większość mieszkańców Heratu zdaje sobie jednak sprawę, że zamiast zdawać się na wolę boską, lepiej stosować się do instrukcji
i unikać masowych zgromadzeń, częściej myć ręce
i więcej czasu spędzać w domu.
Współpraca Aref Karimi