Dla Czechów i Słowaków inwazja „bratnich armii” na ich kraj w sierpniu 1968 r. jest tym, czym Powstanie Warszawskie dla Polaków. Do dziś stanowi jedną z największych narodowych traum i otwartą ranę czeskiej i słowackiej historii
Istnieją dwie czeskie i słowackie religie – piwo i hokej. Jest za to jeden bóg – urodzony jeszcze w Czechosłowacji wybitny hokeista, prawoskrzydłowy Jaromír Jágr. W najlepszej lidze świata NHL rozegrał 1733 mecze (trzeci wynik w historii NHL), zdobył 766 bramek (trzeci wynik) i 1921 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej (drugi wynik). Urodził się w 1972 r., ale na najlepszych lodowiskach świata występował z numerem 68, by uczcić pamięć o wydarzeniach roku 1968 w Czechosłowacji.
Rok 1968 wpisuje się w szereg „fatalnych ósemek” w dziejach Czechów i Słowaków. W 1938 r. podczas konferencji monachijskiej zachodnie mocarstwa „sprzedały” Hitlerowi Czechosłowację, jedyny wówczas demokratyczny kraj Europy Środkowej, za mglistą obietnicę europejskiego pokoju. W 1948 r. w Czechosłowacji dokonano puczu komunistycznego. Kiedy na wiosnę 1968 r. Czesi i Słowacy zaczęli kroczyć własną drogą demokratycznych zmian wprowadzanych przez grupę czechosłowackich reformatorów, pięć „bratnich” armii socjalistycznych w nocy z 20 na 21 sierpnia – ze strachu, że marzenie o fali demokratyzacji rozleje się po innych państwach bloku wschodniego – wkroczyło do Czechosłowacji.
Niechlubny rozdział naszej historii
W operacji Dunaj wzięło udział około pół miliona żołnierzy z ZSRR, Polski, Węgier, Bułgarii wspieranych także przez wojska NRD. Na złamanie czechosłowackiego politycznego oporu (armia czechosłowacka nie podjęła walki) potrzeba było kilka tygodni. Życie straciło ponad 100 cywilów. Było kilkuset rannych. Najmłodszą ofiarą był dwuletni słowacki chłopiec, którego przejechała radziecka cysterna wojskowa, a najstarszą – 82-letnia czeska emerytka. Ludzie ginęli pod kołami pojazdów bojowych. Strzelano do nich z czołgów. Mieliśmy w tym swój haniebny udział. W Jičínie – może bardziej znanym jako miasto, z którego pochodził słynny rozbójnik Rumcajs – pijany polski żołnierz opróżnił dwa magazynki kałasznikowa, strzelając do cywilów. Zabił dwóch niewinnych Czechów, a kilka osób ranił.
„W momencie wkroczenia wojsk i w kolejnych tygodniach reakcje mieszkańców Czechosłowacji wobec udziału Wojska Polskiego były najbardziej niechętne. Naturalnie Polaków postrzegano wtedy jako okupantów” – tłumaczy dr Grzegorz Gąsior z Katedry Studiów Interkulturowych Europy Środkowo-Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.
Jednak jego zdaniem na dłuższą metę nie wpłynęło to na wzajemne stosunki, gdyż Polska nie była jedynym krajem, który wysłał swoje wojska do Czechosłowacji.
„Generalnie zdawano też sobie sprawę, że zwykli ludzie nie mieli wpływu na podejmowanie decyzji” – uważa dr Gąsior. „Mimo to wśród polskiej opozycji demokratycznej lat 70. i 80. obecne było poczucie wstydu związane z udziałem polskich żołnierzy w inwazji. Kto wie, czy chęć naprawienia tej sprawy nie była jednym z ważnych psychologicznych bodźców do późniejszej współpracy opozycjonistów w ramach Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej. Po wyborach czerwcowych w 1989 r. Sejm oficjalnie przeprosił za udział Wojska Polskiego w inwazji na Czechosłowację” – przypomina.
Na osobiste przeprosiny rodziny ofiar zabitych przez polskiego żołnierza czekały aż pół wieku. Zrobiono to dopiero w rocznicę inwazji w 2018 r.
Nieco inaczej na sprawę polskiego uczestnictwa w tamtych wydarzeniach patrzy dr Martyna Wasiuta, politolożka z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i redaktor naczelna portalu CzeskaPolityka.pl.
„Można mówić o wspólnych losach, które powinny łączyć społeczeństwa i ułatwiać współpracę, zamiast antagonizować” – uważa. „Zdarzają się głosy krytyki, że to Polacy uczestniczyli w inwazji wojsk Układu Warszawskiego, ale nigdy nie wolno zapominać, że byli to przede wszystkim komuniści i osoby, które działały z inspiracji radzieckiej. To nie była agresja państwa wobec państwa, ale komunistów na ludzi, którzy pragnęli wolności i odważyli się o nią zawalczyć. Narodowość ma tu drugo- czy trzeciorzędne znaczenie” – podkreśla dr Wasiuta.
Gorzka cena pięknego zrywu
„Praska Wiosna to tak naprawdę kilka miesięcy euforii i wzmożonego zaangażowania społecznego, któremu towarzyszyła wizja stworzenia humanistycznej wersji systemu komunistycznego. Inwazja przekreśliła te nadzieje” – mówi dr Gąsior. „Gdy okazało się, że masowe protesty nie są w stanie odwrócić skutków inwazji, a czechosłowaccy przywódcy, ulegając presji, godzą się na obecność obcych wojsk, nastąpiło głębokie rozczarowanie. W ciągu kolejnych miesięcy nastąpiło stopniowe odchodzenie od reform i przywrócenie kontroli partii nad wszystkimi dziedzinami życia” – dodaje.
Na wielką skalę usuwano z partii oraz z pracy osoby, które uznano za niesprzyjające reżimowi. Liczba członków partii w ciągu paru lat spadła z 1,7 mln do 1,2 mln. Ostrożne szacunki mówią, że ok. 150 tys. Czechów i Słowaków opuściło kraj, wśród nich tak wybitni twórcy jak pisarze Milan Kundera i Josef Škvorecký, reżyser Miloš Forman czy dyrektor państwowej telewizji i popularny publicysta Jiří Pelikán, który w latach 70. otrzymał włoskie obywatelstwo i reprezentował ten kraj w Parlamencie Europejskim. Niektórzy historycy szacują, że emigrantów po inwazji mogło być nawet cztery razy więcej. Ucierpiały zwłaszcza nauki humanistyczne i środki masowego przekazu.
„Kiedy władze zorientowały się, że widok znanego uczonego w roli konduktora w tramwaju budzi publiczną sensację, dyskryminowane osoby zatrudniano w mało eksponowanych miejscach” – pisał nieżyjący już historyk Jerzy Tomaszewski. Na porządku dziennym były sytuacje, że uczeni o cenionym dorobku podejmowali pracę palaczy, robotników drogowych lub budowlanych. Nagminne było pozbawianie normalnych możliwości zarobkowania czy nauki (zwłaszcza w szkołach średnich i na wyższych uczelniach).
„Podczas gdy w ściekach i kanałach miasta stołecznego Pragi dwa szczurze klany wypierają się w nonsensownej na pozór wojnie, w piwnicach pracują strąceni aniołowie, mężczyźni z uniwersyteckim wykształceniem, co przegrali swą bitwę, której nigdy nie toczyli, a mimo to nadal trudzą się nad precyzyjniejszym obrazem świata” – pisał Bohumil Hrabal w Zbyt głośnej samotności (tłum. Piotr Godlewski).
O skutkach inwazji na Czechosłowację napisał też Milan Kundera w kultowej Nieznośnej lekkości bytu, która po polsku ukazała się w tłumaczeniu Agnieszki Holland.
„Przez te pięć lat, które upłynęły od czasu, kiedy armia rosyjska wtargnęła do ojczyzny Tomasza, Praga bardzo się zmieniła: Tomasz spotykał na ulicach innych ludzi niż niegdyś. Połowa jego znajomych wyemigrowała, a druga połowa, która została, umarła. To jest fakt, który nie będzie zarejestrowany przez żadnego historyka: lata po rosyjskiej inwazji były okresem pogrzebów; śmiertelność była o wiele wyższa niż przedtem. Nie mówię już o przypadkach (zresztą rzadkich), kiedy ludzie zostali zaszczuci na śmierć jak Jan Prochazka. W czternaście dni po tym, jak radio nadawało codziennie jego rozmowy, poszedł do szpitala. Rak, który prawdopodobnie już przedtem cicho drzemał w jego ciele, rozwinął się nagle jak kwiat. Operowali go w asyście policji, która w momencie, kiedy stwierdziła, że pisarz jest skazany na śmierć, przestała się nim interesować i pozwoliła mu umrzeć na rękach żony. Ale umierali również ci, których nikt bezpośrednio nie prześladował. Beznadzieja, która opanowała kraj, przenikała poprzez dusze do ciał i niszczyła je”.
Bywa, że w czechosłowackich wydarzeniach sierpnia 1968 r. widzi się podobieństwo do polskiego marca ’68. Z takim porównaniem nie zgadza się dr hab. Pavol Matula, historyk z Uniwersytetu Komeńskiego w Bratysławie.
„Główna różnica polega na tym, że wydarzenia z 1968 r. uderzyły w społeczeństwo czechosłowackie w całym kraju, dotknęły praktycznie wszystkich obywateli” – tłumaczy dr hab. Matula. „To było również spowodowane tym, że społeczeństwo czechosłowackie w pełni się identyfikowało ze swoimi przywódcami. Popularność kierownictwa partii i władzy w społeczeństwie była tak wysoka jak nigdy przedtem ani później” – zaznacza.
„Po stłumieniu reform w życiu politycznym, jak też w kulturze nastąpił okres marazmu, w którym nie było miejsca na nic, co mogłoby podważyć pozycję panującego reżimu” – mówi dr Grzegorz Gąsior. „Od społeczeństwa wymagano formalnego uczestnictwa w rytuałach komunistycznych. Reżim starał się zaspokoić podstawowe potrzeby materialne społeczeństwa, paradoksalnie przyczyniając się do upowszechnienia postaw charakterystycznych dla społeczeństwa konsumpcyjnego. Jednak do dziś przedmiotem dyskusji jest, czy normalizacja, jak nazywany jest okres represji po inwazji, przebiegała podobnie w Czechach, jak i na Słowacji” – podkreśla.
Początek końca Czechosłowacji
„Powszechnie uważa się, że na Słowacji normalizacja miała łagodniejszy przebieg, a bardziej familiarne stosunki pozwalały chronić część osób przed represjami. Jest to oczywiście pewne uproszczenie” – tłumaczy historyk z UW. „System działał na tych samych zasadach, inna była tylko kwestia skali represji. Jeżeli na przykład w poszczególnych regionach na ziemiach czeskich odsetek osób wyrzuconych z partii wynosił zwykle ponad 20 proc., to w słowackich okręgach było to po kilkanaście procent” – dodaje.
Zdaniem Grzegorza Gąsiora wynika to z tego, że najbardziej radykalne wystąpienia na rzecz demokratyzacji systemu komunistycznego w okresie Praskiej Wiosny, czego przykładem był manifest „2000 słów” wzywający obywateli do tworzenia własnych komitetów kontrolujących działania władzy, miały miejsce na ziemiach czeskich, stąd też skala represji była tam większa. Więcej też było więźniów politycznych.
Podobnego zdania jest słowacki historyk. Pavol Matula zwraca uwagę, że opór wobec okupacji dłużej utrzymywał się w Czechach niż na Słowacji.
„Słowacy szybciej pogodzili się z zastaną sytuacją, a sama normalizacja nie miała u nas tak tragicznego przebiegu” – zaznacza Matula. „Słowackie społeczeństwo ma inną strukturę i nie było w nim tak silnych przejawów politycznego zaangażowania. Reżim po inwazji na Słowacji w zasadzie nie miał z kim walczyć” – zaznacza.
Doktor Wasiuta zwraca uwagę, że czterokrotnie więcej Czechów niż Słowaków twierdzi, że wydarzenia z 1968 r. wpłynęły na ich życie (16 proc. i 4 proc.), co wykazały badania opinii publicznej z 2018 r. przeprowadzone przez instytut badawczy Centrum pro výzkum veřejného mínění. Wynika z nich, że inwazja 1968 r. jest najgorzej postrzeganym przez Czechów okresem ich historii. Krytycznie ocenia go 76 proc. badanych. Na drugim miejscu, 74 proc. ocen krytycznych, znalazł się okres II wojny światowej, a na trzecim – układ monachijski z 1938 r. (69 proc. wskazań negatywnych). Zdaniem dr Wasiuty normalizacja dotknęła w podobnym zakresie oba narody.
„Dla Czechów ten czas był końcem upragnionej demokratyzacji, a dla Słowaków również pożegnaniem z faktyczną federalizacją Czechosłowacji” – mówi politolożka. „Choć od 1969 r. państwo składało się z dwóch republik, to nie przekładało się zupełnie na realia polityczne, dominowała nadal władza centralna i partia komunistyczna. Federacja, choć wówczas fasadowa, to prawdopodobnie jedyny owoc Praskiej Wiosny, postulowany przez Słowaków w jej trakcie” – podkreśla.
Protesty przeciwko inwazji i apatii
O skali narodowej traumy świadczy nie tylko skala represji, ale też dramatyczne, a niekiedy tragiczne w skutkach protesty przeciwko inwazji.
„W związku z tym, że nasze narody znalazły się na skraju letargu, zdecydowaliśmy się wyrazić swój protest i w ten sposób obudzić obywateli tego kraju” – napisał w pożegnalnym liście Jan Palach, student Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Karola w Pradze. 16 stycznia 1969 r. oblał się benzyną i podpalił w samym centrum Pragi, między budynkiem Muzeum Narodowego a pomnikiem Wacława. W ten sposób zaprotestował przeciwko inwazji na Czechosłowację i apatię Czechów.
Ponad miesiąc później jego czyn powtórzył niespełna 19-letni Jan Zajíc. Podczas centralnych dożynek na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie we wrześniu 1968 r. podpalił się także Polak, Ryszard Siwiec. Z kolei przed pomnikiem Wolności w Rydze, a więc na terenie ówczesnego ZSRR, protest Jana Palacha powtórzył 20-letni Eliyahu Rips. Młody człowiek został uratowany, jako przeciwnik komunistycznego reżimu został uznany przez władze Związku Radzieckiego za psychicznie chorego i wysłany na przymusowe leczenie do szpitala psychiatrycznego, gdzie zajął się rozwiązaniem jednego z popularnych zagadnień matematycznych. Dzięki wsparciu międzynarodowego środowiska matematycznego na początku lat 70. udało mu się wyjechać do Izraela. Skończył studia na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, gdzie później pracował i zdobył tytuł profesora.
Kiedy Jan Palach i Jan Zajíc planowali dramatyczne protesty, czechosłowaccy hokeiści przygotowywali się do mistrzostw świata, które pierwotnie miały odbyć się w ich kraju. Jednak po inwazji organizację zawodów powierzono Szwedom. Faworytem rozgrywek byli hokeiści ZSRR, którzy wówczas niepodzielnie rządzili na lodowiskach, zgarniając sześć kolejnych tytułów mistrza świata.
W Sztokholmie trafili na reprezentację Czechosłowacji, która pojedynek potraktowała jako rewanż za inwazję. Podczas pierwszego meczu Czechosłowacja – Związek Radziecki hokeiści z okupowanego kraju wygrali 2:0. Na ulicach Czechosłowacji rozpoczęły się antyradzieckie zamieszki. Ludzie świętowali zwycięstwo nad ZSRR i nieśli transparenty „Za sierpień”, „Za Wasze tanki, dostaliście dwie bramki”. Po zwycięstwie 4:3 w drugim meczu na ulice Czechosłowacji znów wyszli ludzie, którzy manifestowali przeciwko obecności wojsk radzieckich w ich kraju. Atakowano radzieckich żołnierzy, spalono nawet pojazdy wojskowe. Ostatecznie w 1969 r. Czechosłowacy zajęli trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Sztokholmie, a radzieccy hokeiści, mimo porażek, zdobyli złoty medal.
Trzy lata później, w przemysłowym Kladnie, urodził się Jaromír Jágr. Dorastał w słynącym z przemysłu ciężkiego mieście, gdzie przymusową pracę wykonywało wielu czeskich profesorów i intelektualistów, którzy poparli Praską Wiosnę. Wiele lat później, wychodząc na lód z numerem 68 na plecach, jeden z najlepszych hokeistów w historii pokazuje, że pomimo upadku komunizmu i rozpadu Czechosłowacji pamięć o tamtych wydarzeniach nadal jest żywa i ważna.
Korzystałem z książki Jerzego Tomaszewskiego „Czechy i Słowacja” (Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2008)