A może jednak ból jest nam do czegoś potrzebny? Stanowi on przecież naturalną reakcję organizmu człowieka na zagrożenie. Ból niesie także komunikat, który zawiera w sobie konkretny przekaz. Może więc warto dostrzec w tym doświadczeniu ukryty sens i znaczenie, które powinny dać nam do myślenia.
Sens bólu a ucieczka od niego – ratunek czy głupota?
Hans Christian Andersen (1805‒1875 r.) pisząc swoją bajkę pt. „Księżniczka na ziarnku grochu”, w niezwykle trafny sposób wyraził metaforycznie kondycję współczesnego człowieka. Ziarnko grochu ukryte pod materacami sprawiało księżniczce tyle bólu, że nie mogła zasnąć. Każdy ruch powodował u niej dyskomfort, który w dłuższej perspektywie przechodził w cierpienie. Ten obraz można odczytać dzisiaj jako parabolę nadwrażliwości człowieka w XXI wieku. Cierpimy coraz więcej, i coraz trudniej radzimy sobie z tym doświadczeniem. Znajdujemy także coraz więcej powodów naszego bólu, a subiektywne jego odczuwanie nasila się w wyraźny sposób. Wraz z rosnącymi oczekiwaniami wobec medycyny tracimy z oczu sens bólu, a każdy najdrobniejszy dyskomfort, zaczynamy postrzegać jako coś, co należy bezwzględnie wyeliminować. Jednocześnie prezentowane co roku statystyki dotyczące ilości kupowanych i spożywanych leków (w tym także, a może przede wszystkim: przeciwbólowych) – przerażają. Wielu lekarzy dostrzega w tym duże zagrożenie i tłumaczy takie wyniki nie tylko brakiem rozsądku i odpowiedzialności za swoje zdrowie, ale także brakiem świadomości i coraz większym wygodnictwem człowieka. Łatwiej połknąć kolejną tabletkę na zwykły ból głowy niż cierpliwie poczekać, odpocząć, dać szansę organizmowi na samodzielną reakcję. Wygodniej zażyć następną pastylkę na bóle mięśni i stawów niż zastanowić się, z czego one wynikają i co może być ich podłożem. Mogłoby się bowiem okazać, że to my sami wyrządzamy sobie krzywdę, wybierając wielogodzinny model pracy przy laptopie w jednej pozycji, niż spacer dla zdrowia czy półgodzinny zestaw ćwiczeń odprężających i rozluźniających mięśnie i kości, nieustannie eksploatowane w bezsensowny sposób. Brak świadomości w połączeniu z lenistwem i wygodnictwem, przy szybkim i łatwym dostępie do gamy leków, wprowadza nas na drogę eliminacji bólu za wszelką cenę i wszelkimi możliwymi sposobami. Im szybciej, tym lepiej. Byleby nie bolało.
Podmiot dyscyplinarny a podmiot osiągnięć
Michel Foucault (1926‒1984 r.), francuski filozof, socjolog i historyk, opisując społeczeństwo dyscyplinarne w XVIII i XIX w. wskazał na źródła bólu usytuowane poza człowiekiem. Przez wiele wieków ból był traktowany jako środek kontroli i sprawowania władzy nad obywatelami. Władza dyscyplinarna, utożsamiana z konkretnymi instytucjami hierarchicznymi, traktowała ból jako metodę zarządzania i dyscyplinowania człowieka. Wszelkie nakazy i zakazy były wpajane obywatelom za pomocą różnych sposobów dawkowania bólu. Foucault opisywał więzienie, szpitale, koszary, zakłady pracy, fabryki czy szkoły jako instytucje hierarchiczne, w których każdy obywatel był od kogoś zależny, a posłuszeństwo uzyskiwano właśnie za pomocą stosowania różnego rodzaju kar.
Dziewiętnasty wiek przyniósł jednak inny obraz człowieka, dokładnie przeanalizowany przez niemieckiego myśliciela o koreańskim pochodzeniu Byung‒Chul Hana (ur. 1959 r.). W jego interpretacji współczesny człowiek to podmiot osiągnięć i sukcesu, który nie podlega tak wyraźnym wpływom ludzi z zewnątrz jak kiedyś. Diagnoza Hana pokazuje, że człowiek sam dla siebie staje się oprawcą, wyzyskując siebie na wszelkie możliwe sposoby w realizacji celów, które sam sobie wyznacza.
„Wydaje mu się, że jest wolny. Wierząc, że się realizuje, wyzyskuje siebie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zewnętrznego. Wolność nie jest tłumiona, lecz eksploatowana”.
W takim modelu funkcjonowania nie ma miejsca na doświadczenie bólu, ponieważ jest ono traktowane jako niewybaczalna słabość.
Zobacz też:
„Również cierpienie interpretowane jest jako rezultat osobistego niepowodzenia. Tak zamiast rewolucji nadchodzi depresja”
– podsumowuje Han.
Współczesny człowiek obwinia siebie, a nie innych za swoje porażki. Kiedy nie nadążamy w realizacji celów, które sobie sami wyznaczamy, to otwiera się przestrzeń dla frustracji, lęków, zwątpienia w siebie. Ból emocjonalny i psychiczny, który wtedy się pojawia, niwelujemy odpowiednimi lekami przepisanymi przez psychiatrę, zamiast spróbować samodzielnie odczytać sygnał wysyłany przez własny organizm. Nie szanujemy swojego ciała, które próbuje nam coś ważnego zakomunikować. Jak często wygrywa w nas mentalność: „Ja nie mogę? Ja nie dam rady?”, która prowadzi do przemocowego traktowania samego siebie. Właśnie w takim społeczeństwie
„rodzą się bóle milczące, wyparte na peryferie, pozbawione obrazu, trwające uporczywie w oniemieniu i bezsensowności”
– konkluduje Han.
Tymczasem współczesny człowiek jeszcze nie potrafi wyplenić bólu ze swojego życia. Sięgamy po coraz większy arsenał środków uśmierzających, ale ból jedynie zmienia swoje formy. Mamy wiedzę o sposobie funkcjonowania psychosomatyki, która odsłania przed nami mechanizmy powiązań między bólem cielesnym a bólem mentalnym. Ale ból – sam w sobie ‒ ciągle jest przez nas odczuwany. Im bardziej go wypieramy, tym bardziej modyfikuje on swoje oblicze.
Przeczytaj również:
Ból odsłania prawdę
Może właśnie ta ciągła niemożność całkowitego wyeliminowania bólu powinna skłonić współczesnego człowieka nie tylko do refleksji, ale przede wszystkim do zmiany swojego nastawienia. Ból przekazuje nam określoną prawdę o nas samych. Ból jest więzią, która łączy nasze ciało z naszą psyche. Han pisze, że:
„Ból zaostrza postrzeganie siebie. Ból konturuje Ja, szkicuje jego zarysy”
a więc kieruje mnie w stronę uważności i świadomej obserwacji reakcji mojego organizmu. Bez bólu bylibyśmy ślepi, niezdolni do poznania nas samych. Może więc warto mechanizm wypierania i uciekania od bólu choć trochę zastąpić świadomą obserwacją i uważnością w czytaniu samego siebie…
Źródła
Michel Foucault, Nadzorować i karać, Warszawa 2020
Byung‒Chul Han, Społeczeństwo zmęczenia i inne eseje, Warszawa 2022
Może cię również zainteresować: