Pamiętam czasy, kiedy po szkole umawialiśmy się na boisku czy na trzepaku i do wieczora ganialiśmy się w kółko. Zazdroszczę sobie takiego dzieciństwa
Czas wolny był polem dla naszej wyobraźni, która nie pozwalała na nudę. W gronie rówieśników uczyliśmy się, jak nawiązywać relacje, rozwiązywać spory i kombinować, jak tu dziś nie wrócić za wcześnie do domu. Dziś zerkam na młodych ludzi, którzy po zajęciach pędzą na korepetycje albo do domu odrabiać prace domowe, a wolny czas spędzają w internecie. Sieć zastępuje wszystko to, co kiedyś musieliśmy wykreować sami, i stawia przed młodymi ludźmi nowe wyzwania, ale też kolejne niebezpieczeństwa.
Obecnie niemal każde dziecko w Polsce wie, czym jest Niebieski wieloryb czy laleczka Momo. Gry, wyzwania, które mrożą krew w żyłach. Na stronach Ministerstwa Edukacji Narodowej czytamy kolejne ostrzeżenia, dołączają do nich powiatowe komendy policji, kuratoria i szkoły. Media donoszą co jakiś czas, że kolejne niebezpieczne wyzwanie zebrało krwawe żniwo i dociera do Polski. Czym są? Skąd się biorą? A przede wszystkim, jak możemy chronić przed nimi nasze dzieci?
Niebieski wieloryb
Przez 50 dni uczestnicy muszą wykonywać zadania zlecone przez osobę prowadzącą. Samookaleczanie, myślenie o rzeczach negatywnych, oglądanie horrorów, psychodelicznych filmików, unikanie snu, a w końcowym efekcie popełnienie samobójstwa.
„Opiekun”, który wyznacza kolejne wyzwania, buduje najpierw zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Ale kiedy chcesz przerwać grę, grozi, że udostępni twoje dane w internecie, opublikuje kompromitujące zdjęcie, skrzywdzi twoich najbliższych. Jest to swoista gra psychologiczna, która wymaga pełnego zaangażowania, a stosowane w niej mechanizmy prowadzą do depresji i emocjonalnego rozpadu.
Laleczka Momo
W podobny sposób działa Momo, lalka o demonicznej twarzy kobiety i tułowiu kurczaka. Przerażający uśmiech, wyłupiaste oczy, kurze łapki – postać niczym z horroru. Laleczka Momo zaprasza cię do grona znajomych, a następnie wysyła pytanie: „Czy chcesz się ze mną pobawić?”. Uczestnik dostaje kolejne wyzwania do wykonania, które przybierają coraz bardziej niebezpieczne formy.
Lalka wysyła wiadomości zazwyczaj w nocy, kontakt staje się coraz bardziej agresywny. Gracz otrzymuje pogróżki, przerażające zdjęcia i filmy. Dołączenie postaci do kontaktów skutkuje zainfekowaniem urządzenia wirusem, który wydobywa nasze prywatne dane. Posługując się tymi informacjami, Momo grozi, że jeżeli nie wykonamy zadania, wykorzysta nasze dane i skompromituje nas w sieci.
Kim jest Momo? Wiadomo tylko tyle, że posługuje się skradzionym wizerunkiem. Sama postać jest dziełem stworzonym przez Midori Hayashiego, specjalistę od efektów specjalnych. Rzeźba została wystawiona w Tokio w 2016 r. pod nazwą „Mother Bird”, a jej zdjęcia obiegły niemal cały świat. Nie miała ona jednak nic wspólnego z popularną grą.
„Nie ma wątpliwości, że zarówno Momo, jak i wieloryb to zjawiska bardzo niebezpieczne” – tłumaczy Łukasz Wojtasik, koordynator programu „Dziecko w sieci” w Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. „Natomiast ich działanie nie jest takie, jak opisują to obecnie media. Za tymi wyzwaniami nie stoi żadna grupa przestępcza. Tak działa internet” – dodaje.
„Ktoś wrzuca nieprawdziwą informację z głupoty, żeby zaistnieć w sieci, zrobić zamieszanie; ktoś to podłapuje i opisuje, dodając nowe informacje. Narracja wokół tego narasta, wszyscy o tym mówią, a następnie nasze dziecko natrafi na artykuł, w którym wydrukowane jest 50 zadań niebieskiego wieloryba” – tłumaczy Wojtasik.
Według niego z powodu skali opisywania zjawiska zawsze znajdzie się jakiś młody człowiek, który nie potrafi poradzić sobie z własnymi problemami i który będzie podatny na takie działania. „Będzie miał potrzebę zaistnienia w grupie rówieśniczej, będzie chciał być zauważony przez rodziców, więc wytnie sobie taki znak wieloryba na ręce. I tu pojawia się pytanie, czy to dziecko to zrobiło, bo wzięło udział w takim wyzwaniu, czy po prostu nie radzi sobie z otaczającym je światem” – zaznacza.
„Wśród wszystkich znanych mi przypadków raczej ma miejsce ta druga sytuacja. Nagłaśniając i powielając takie informacje, sami kreujemy rzeczywistość i sprawiamy, że wieloryb i laleczka stają się prawdziwie niebezpieczne” – ocenia Wojtasik.
Ciężko znaleźć rzetelne informacje na temat źródeł i początków takich wyzwań. Zarówno wieloryb, jak i laleczka Momo zaczęły żyć swoim własnym życiem. Były przedmiotem żartu, prowokacji i z każdą kolejną opisywaną śmiertelną historią stawały się coraz bardziej niebezpieczne. Wieloryb stał się synonimem samotności i problemów, z którymi młodzi ludzie nie potrafią sobie poradzić. Kolejne challenge’e dawały poczucie przynależności do grupy, poczucia, że nie jesteśmy sami. Z drugiej strony, stały się źródłem, które z łatwością podchwytują osoby chcące zaistnieć w sieci.
„Tak działają fake newsy. Podchwytują je mainstreamowe media i tak się niestety zaczyna. Trudno powiedzieć, że tych «gier» nie ma w internecie. Bo najpierw ich nie ma, potem robi się szum i już są. Mają siłę viralową i niestety mogą trafić na podatny grunt. Wykorzystywane są również przez różnych dewiantów, których w sieci jest przecież niemało. To nie jest żadna sztuka, aby ściągnąć zdjęcie Momo z Internetu i zacząć się pod nią podszywać” – komentuje Łukasz Wojtasik.
Ekspert podkreśla, że właśnie dlatego o tych niebezpieczeństwach w sieci należy „ostrożnie mówić”. „Nie straszyć nimi dzieci i rodziców, nie wysyłać alarmistycznych maili do szkół i kuratoriów, jak zrobiło to swego czasu Ministerstwo Edukacji Narodowej. Tym sposobem wzmacniamy tylko siłę tych challenge’ów” – dodaje.
Zdaniem Wojtasika rodzice, opiekunowie oraz dzieci powinni być uczeni krytycznego podejścia do tego, co znajduje się w sieci. „Ale najważniejsze jest budowanie u dzieci poczucia wartości. Bo jeżeli takie dziecko usłyszy od nas, że jest atrakcyjne, kochane, jedyne w swoim rodzaju, to nie będzie miało potrzeby szukania potwierdzenia swojej wartości w sieci. A nawet jeżeli natknie się na jakąś niebezpieczną grę, wyzwanie, to jeżeli będzie miało do nas zaufanie, najpierw z nami o tym porozmawia” – przekonuje.
Co zrobić, by dzieci uniknęły niebezpieczeństw w sieci?
„Gry, o których tu mówimy, wzbudzają zainteresowanie, ponieważ przekraczają pewne bariery i stanowią niebezpieczeństwo dla grających w nie uczestników” – mówi Danuta Wieczorkiewicz, psycholog, seksuolog z Fundacji Zobacz… JESTEM. „To, co nas, dorosłych, przeraża, ciekawi dzieci i młodzież, być może dlatego, że zakazany owoc najlepiej smakuje. Zjawisko takich wyzwań nie jest jednak niczym nowym, a zawrotną karierę zawdzięcza powielaniu niesprawdzonych informacji. To my nadajemy im rozgłos i wartość. Dlatego tak ważne jest, aby mówić o tym mądrze” – dodaje.
W 2013 r. Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę opublikowała raport „Zagrożenia związane z korzystaniem z internetu przez młodzież”. Czytamy w nim, że co piąty nastolatek widział portale z samookaleczaniem się, a co szósty zapoznał się z poradnikami dotyczącymi odbierania sobie życia. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, ale główne źródło tkwi w tym, że młodzi ludzie mają problem z samooceną i nawiązywaniem relacji z rówieśnikami. Wzorców, których nie mogą znaleźć w swoim otoczeniu, szukają więc w sieci. Badania pokazują, że aż 2 proc. dzieci w wieku przedszkolnym choruje na depresję, w szkołach podstawowych jest to 4 proc., w szkołach ponadpodstawowych – 20 proc.
„Na początku w rozwoju dziecka pojawia się bardzo silna symbioza z rodzicem. Następnie, w przedszkolu i szkole, dziecko zamienia rodzica na innego idola. Z czasem na wartości zyskuje grupa rówieśnicza. Jest to czas w życiu młodego człowieka, w którym pojawia się bunt wobec rodzica, często komplikowany różnego rodzaju konfliktami” – tłumaczy Danuta Wieczorkiewicz.
„Jeżeli rówieśnicy grają w niebieskiego wieloryba, dzieci, które chcą mieć swoje miejsce w tej grupie, również będą w niej uczestniczyć. Pojawiają się pierwsze symptomy depresji i myśli samobójcze. Prowadzone przez Fundację Zobacz… JESTEM warsztaty w szkołach pokazują, że w każdej klasie jest przynajmniej jedna osoba, która się sama okalecza. Dochodzą do tego uzależnienia, przemoc rówieśnicza i inne kłopoty. Być może te niebezpieczne zabawy traktowane są przez dzieci jako pewnego rodzaju ucieczka od codzienności i swoich problemów” – podkreśla.
Przed internetem nie uciekniemy. Kolejne gry i wyzwania będą się pojawiać. Ale to, czy nasze dzieci będą narażone na ich działanie, zależy głównie od nas samych. Badania pokazują, że dzieci mające dobry kontakt z rodzicem, które są wychowywane w wysokim poczuciu własnej wartości i którym stwarza się możliwość nawiązywania relacji w grupie rówieśniczej, w której mogą czuć się dobrze i bezpiecznie, są mniej narażone zarówno na rozwój zaburzeń nastroju, uzależnienia, jak i na udział w niebezpiecznych działaniach. Kluczem jest nasze zainteresowanie i czas, który poświęcamy naszym pociechom. Często sami jesteśmy zmęczeni, mamy swoje problemy i wolimy nie widzieć, że dziecko zachowuje się inaczej i straciło radość życia. Niestety, jeżeli my nie zareagujemy, zrobi to za nas internet.