Zawsze byłem bacznym i uważnym obserwatorem, nad czym niejednokrotnie ubolewali moi najbliżsi. Już jako dziecku nic nie umykało mojej uwadze. Jak mawiał Stanisław Jerzy Lec, „Kto ma dobrą pamięć, temu łatwiej o wielu rzeczach zapomnieć”.
Ostatnio jakoś trudniej zapomnieć. Świat został wytrącony z równowagi, a teraz przeżywamy tego jeden wielki skutek. Obserwując ostatnie wydarzenia i wszystko to, co się dzieje, doszedłem do smutnych wniosków. Nie umiemy rzeczy najważniejszej. Rzeczy fundamentalnej, dzięki której można prawidłowo funkcjonować w tym pędzącym świecie i nie zwariować. Obsługi samych siebie. Tak jak głosi aforyzm wyryty u wejścia do świątyni Apollina w Delfach: „Poznaj samego siebie” . Uważam, że to klucz do wszystkiego.
Bo emocje są kluczowe
Wiele razy zastanawiałem się, co jest clou w ludzkim życiu, co nas zachęca, a co zniechęca do działania. Co takiego powoduje, że wolimy się spotykaćz konkretnymi ludźmi, chodzić do wybranych miejsc, zakochiwać się w takich, a nie innych osobach? Naukowcy, eksperci i praktycznie wszyscy mędrcy tego świata jednoznacznie stwierdzają, że tym podstawowym czymś w naszym życiu, co jest kluczowe, są emocje. To właśnie emocje są drogowskazem w życiu. Latarnią, która rzuca nam światło i pomaga obrać właściwy kierunek.
To emocje decydują o drodze, jaką wybierzemy. Jak mawiał James Frey, „Nie ma nic bardziej ludzkiego niż emocje”. Przecież to emocje nierozerwalnie wiążą się z tym, jak będziemy funkcjonować w społeczeństwie, jakie wartości będziemy reprezentować i jaki silny będzie nasz kręgosłup moralny. Skoro już wiemy, że to one są najważniejsze, to jak myślicie: czy naukę o nich powinno się uwzględniać w podstawie programowej, czy raczej omijać szerokim łukiem?
Niestety, system uczy nas bardzo mało o tym, jak radzić sobie z własnymi emocjami. Jeżeli mamy szczęście, to uczymy się tego od mądrych ludzi, którzy są wśród nas. Jeżeli tego szczęścia nie mamy, to pozostają nam inne formy, np. książki i publikacje. Bardzo nad tym faktem ubolewam. Nie ma we mnie wewnętrznej zgody na taki stan rzeczy.
Dlatego tak sobie myślę, że jeżeli miałby istnieć idealny system edukacji, to powinien mieć jeden cel. Powinien uczyć emocji, ich wyrażania i radzenia sobie z nimi. Ktoś zapyta, dlaczego to właśnie emocje są najważniejsze? Bo to od nich wszystko się zaczyna i na nich wszystko się kończy. Jeżeli patrzymy na ludzi, którzy krzywdzą innych, to musimy zdawać sobie sprawę, że robią tak ze względu na emocje. Jeżeli krzywdzą, to często dlatego, że wyrażają napięcie. Jak mawia Jerzy Pilch, to znienawidzeni nienawidzą, krzywdzeni krzywdzą, a zranieni ranią.
Napięcie, które odczuwamy jako ekscytację, może prowadzić nas do rzeczy magicznych. A jeżeli to napięcie to lęk, to bardzo często przejawia się ono w agresji, gdyż zwyczajnie nie potrafimy sobie z nim poradzić. Bardzo trafnie ujęła to Olga Tokarczuk: „Najbardziej niebezpieczne są emocje, ponieważ one obsesyjnie szukają jakiejkolwiek formy ekspresji, są niecierpliwe, nie mogą czekać, żeby stworzyć coś nowego, swoistego – wpadają więc z rozpędu w utarte formy”.
To wszystko, co teraz się dzieje w domach, w internecie, w społeczeństwie, pokazuje naszą nieumiejętność radzenia sobie ze stresem, lękiem i napięciem. Dobrą wskazówkę daje nam Stephen Arterburn: „Uczucia same w sobie nie są złe. Liczy się to, co z nimi zrobimy”.
Emocje i rozum tworzą jedność. To całość. Ten sam organ, w którym powstają emocje, nimi zawiaduje. I jest nim mózg. Kiedy patrzę na świat w tej chwili, kiedy patrzę, co ludzie wypisują w internecie, co mówią, to czuję, że to jest często rozpaczliwe wołanie o pomoc. „Halo, nie radzę sobie z emocjami”. A jak powiedziała kiedyś Anna Gzyra, „Wyrażania emocji, podobnie jak aktorstwa, człowiek uczy się przez całe życie”.
Jak radzić sobie z emocjami?
W sumie są dwie drogi. Możemy dokonać ekspresji emocji, jakie w nas są. Możemy dać wybrzmieć tym emocjom, wsłuchiwać się w siebie i w innych. Powinniśmy dać prawo sobie i najbliższym do ich wyrażania. W końcu prawdziwy słuchacz to ten, który słyszy emocje. Jeżeli pozwolimy sobie na to, to one nie będą nas tak gryźć i będziemy potrafili coraz lepiej radzić sobie z napięciem. Jesteśmy często jak gotująca się woda w garnku. Jeżeli nie zdejmiemy pokrywki, to pokrywka wyleci sama.
Emocje są energią. Jeżeli nie zmniejszymy ognia i nie podniesiemy pokrywki, może dojść do wybuchu. Wybuchu choćby niekontrolowanej złości, stanów lękowo- depresyjnych, choroby psychicznej czy nałogu. Dlatego wyrażajmy emocje, wyrażajmy napięcie i nazywajmy je. Skoro system nas tego nie nauczył, musimy nauczyć się tego sami. Badania pokazują, że najlepiej uczymy się w sytuacjach granicznych. Tych trudnych i ekstremalnych. Uczmy się więc teraz. Nie zwlekajmy.
Odkrywajmy to, co zakryte
Jeżeli czegoś się bardzo boimy, musimy to po prostu nazwać. Kluczowe jest to, co mówi mądrość konfucjańska: „Jeżeli chcesz coś rozciągnąć, musisz coś ścisnąć, a jeżeli chcesz coś ścisnąć, to musisz to rozciągnąć”. Kiedy więc do naszych drzwi puka lęk, otwórzmy mu drzwi i serdecznie go przywitajmy. Niech się rozsiądzie wygodnie w naszym fotelu. Niech się rozgości w naszym domu. Zmierzmy się z nim i wypowiedzmy głośno to, czego się boimy.
A nawet pójdźmy o krok dalej i wyobraźmy sobie to, co się stanie. Gdy byłem na studiach, skaleczyłem się i zacząłem strasznie panikować. Mój przyjaciel i współlokator powiedział wtedy do mnie: „Przestań już siać panikę. Najwyżej się wykrwawisz”. Te słowa były dla mnie porażające, ale okazały się zbawienne. Jak powiedział Jezus, „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Namawiam Was do tego gorąco. Zróbcie to. Wyobraźcie sobie najczarniejszy scenariusz i najgorszy z możliwych rozwiązań. Wtedy paradoksalnie będzie Wam łatwiej.
Nie usuwajmy lęku
Porozmawiajmy ze swoim lękiem i pamiętajmy słowa Blaise Pascala: „Uczy się ludzi wszystkiego, tylko nie tego, jak być ludźmi”. Tak jak ktoś kiedyś zresztą powiedział, radość podwójna jest radością dzieloną. A jakikolwiek ból dzielony, jest bólem o połowę mniejszym.
Pamiętajmy, że każdy z nas ma prawo do każdej z emocji. Nie ma złych, negatywnych emocji. Są najwyżej nieprzyjemne. To właśnie one nas ostrzegają przed różnymi rzeczami. Ktoś mi kiedyś powiedział, że tak naprawdę nie płaczą ludzie słabi. Płaczą ci, co zbyt długo musieli być silni. Zmierzenie się z nieprzyjemnymi emocjami to akt prawdziwej odwagi. A jak rzekła Dorota Terakowska, „Cień jest dowodem na to, że istnieje światło”.
Dlatego życzę nam, byśmy pamiętali, że lęk jest mały, tylko trzeba wydostać go z głowy i stanąć z nim twarzą w twarz.
On nie jest niczym złym. I wierzcie mi – warto się z nim zaprzyjaźnić.
A tak naprawdę ludzie odważni to nie są ci, którzy się nie boją, tylko ci, którzy potrafią coś z tym lękiem zrobić.
Może dobrze, że zapadła noc. Dzięki temu będziemy mogli zobaczyć gwiazdy.