Dominujące kultury kapitalistyczne – Stany Zjednoczone i Europa Zachodnia mogą poszczycić się najwyższym wskaźnikiem rozwoju społecznego. Nowe demokracje czy też kraje rozwijające się przyjmują je za punkt odniesienia. Istnieje jednak czynnik, który zasadniczo różni Europę i Amerykę. Podczas gdy USA na swoich banknotach umieszcza hasło In God we trust, to Unia Europejska jakby za wszelką cenę stara się przyjąć tożsamość oderwaną od idei ojca założyciela Wspólnot Europejskich – Roberta Schumanna.
Nie takie ciemne wieki
Cesarz rzymski Konstantyn zwany Wielkim skutecznie zakończył prześladowania chrześcijan, sam przyjmując ich religię, a w konsekwencji cesarz Teodozjusz uznał tę religię za panującą. Zaczęły powstawać struktury i organizacja Kościoła w Europie.
Po upadku cesarstwa zachodniorzymskiego nastąpiła nowa epoka w dziejach ludzkości. Myśląc o niej, być może widzimy obrazy epidemii dżumy czy płonących stosów. Był to jednak okres, w którym właśnie za sprawą Kościoła rozpowszechniono księgi w języku łacińskim oraz tworzono muzykę będącą podstawą osiągnięć późniejszych kompozytorów. Upadek rzymskiej państwowości sprawił, że Europa zaczęła dzielić się na państwa narodowe. Dlatego stawianie w opozycji wobec siebie średniowiecza, „wieków ciemnych” i renesansu, odrodzenia to poważny błąd. Nie jest bowiem tak, że ludzie średniowieczni za nic mieli rozwój człowieka, a wniósł to dopiero humanizm. Skupiano się wtedy jednak na ludzkiej duszy, wychodząc z założenia, że ciało powinno działać w jej służbie.
Gott ist tot
Ogłaszając „śmierć” Boga, Nietzsche bynajmniej nie chciał przypodobać się deistom. Jako punkt widzenia przyjął on twierdzenie, że człowiek w swojej pysze i okrucieństwie posunął się tak daleko, że w jego sercu nie ma miejsca dla Boga. Człowiek, usuwając Stwórcę ze swojej duszy, zadał mu śmierć jedynie symboliczną, zgodnie bowiem z myślą teologiczną bóg to zewnętrzny byt osobowy, którego istnienie jest niezależne od wszystkiego.
Historia pokazuje, że – przyjmując religijny punkt widzenia – człowiek to niezwykle niewdzięczne stworzenie. W czasach głodu i wojny ochoczo zwraca się ku Bogu, jednak osiągając pokój i dobrobyt zdaje się jakby o nim zapominać.
Z punktu widzenia psychologii wierność zasadom i wyznawanym wcześniej, nawet odrzuconym, ideom pomaga zapanować nad trwogą śmierci (patrz teoria opanowania trwogi Pyszczyńskiego i Greenberga). W pewnym stopniu tłumaczy to chwiejność ludzkości w przywiązaniu do wierzeń. Każdy bowiem zadaje sobie pytanie: „a jeśli jednak tam coś jest?”.
Zobacz też:
Kryzys wiary – kryzys tożsamości
Omawiając wrażliwy temat roli religii w życiu społecznym, warto rozróżnić chrześcijaństwo jako wyznawaną religię i chrześcijaństwo jako fundament, na którym zbudowano cywilizację europejską. Mimo że jako opozycyjną teorię uformowania kultury Starego Kontynentu podaje się dorobek antyczny i rzymski, i oczywiście nie można go pomijać, to rozwój Europy w obecnym kształcie podzielonego na państwa kontynentu to zasługa struktur organizacyjnych chrześcijaństwa.
Obecna koncepcja integracji europejskiej jest dość niejasna i poza gospodarczymi aspektami staje się obszarem, wokół którego ścierają się różne wizje. Wśród polityków i obywateli znaleźć można gorących zwolenników jak najściślejszej integracji Europy. Z opozycyjnym poglądem występują ci, którzy obawiają się federalizacji i zaniku tożsamości narodowej poszczególnych państw. Otwarta również jest kwestia, na jakiej idei podstawowej rozwijać wspólnotę mieszkańców Starego Kontynentu. Liberałowie i socjaliści chętnie odwołują się do dorobku rewolucji francuskiej i dążą do marginalizacji chrześcijańskiej tożsamości Europy, „przykrywając ją” stworzoną przez siebie chustą utkaną z idei „uniwersalistycznych” i humanistycznych. Konserwatyści oraz chadecy (przynajmniej z założenia) dążą do zachowania chrześcijańskiej tożsamości Europy.
Po czyjej stronie jest prawda, nie sposób łatwo rozstrzygnąć, jednak faktem jest, że człowiek, poza somą ma również psyche i nie może istnieć bez żadnej z tych sfer. Psychologowie coraz częściej twierdzą, że duchowość człowieka pomaga mu w przeżywaniu kryzysów i trudności. Religijny styl radzenia sobie to jedna ze strategii, którą przyjmuje dana osoba podczas wydarzeń zagrażających jej integralności. Duchowość pełni również funkcję ochronną osobowości, wpływa na samoocenę i poziom lęku. Oczywiście należy tu stanowczo odróżnić religijność jako praktykowanie rytuałów od duchowości jako integralnej części psychiki człowieka. Jednak oddawanie się praktykom religijnym często stanowi wyraz duchowości.
Przeczytaj także:
Starcie cywilizacji
Obserwowany od kilku lat kryzys migracyjny jasno pokazuje, że asymilacja członków obcej nam kultury muzułmańskiej nie zawsze się udaje. Stworzenie tygla kulturowego na wzór mieszanki etnicznej żyjącej w pokoju i harmonii to na razie odległa perspektywa. Zbyt wiele trudności przysparzają znaczące różnice w podejściu do fundamentalnych kwestii takich jak prawa człowieka czy równouprawnienie. Ryzykowne będzie stwierdzenie, że radykalny islam niesie za sobą zagrożenie ekspansywnością. Statystyki jasno przedstawiają znaczącą przewagę dzietności muzułmanek nad dzietnością Europejek. Posługując się oderwanym od kontekstu modelem matematycznym, można obliczyć, że za kilka dekad w niektórych krajach mieszkańcy wyznający islam będą stanowić większość. To nie przewaga wyznawców islamu na Starym Kontynencie stanowi zagrożenie, a upadek jej cywilizacji. Porzucając bowiem wyznawane zasady i odcinając się od swoich korzeni, poprzez negowanie ich istnienia stwarzamy wewnętrzną pustkę, która nie pozwala na obronę własnej kultury. Przesadna świeckość czyni człowieka zupełnie obojętnym na zachodzące zmiany, totalnie bezbronnym i pozbawionym narzędzi niezbędnych do podjęcia strategii samozachowawczych.
Statua Wolności
Po uzyskaniu niepodległości kraj Nowego Świata – Stany Zjednoczone – stał się dla wielu azylem i miejscem do rozpoczęcia nowego życia. Podarowana przez Francuzów statua witała u wybrzeży niezliczone rzesze przybyszów z różnych zakątków globu. Amerykańska mozaika kulturowa to przykład udanego modelu asymilacji członków różnych kultur. Nie tylko gwiaździsty sztandar jest dumą tych, którzy tam przybyli. Wszystkich Amerykanów łączy motto In God we trust oraz zawołanie God bless America. Pozostawiamy ocenę rzeczywistej moralności i wierności zasadom chrześcijańskim – nie to jest bowiem przedmiotem rozważań. Chodzi tu o zwrócenie uwagi na fakt, że odniesienia do chrześcijaństwa stanowią rdzeń kulturowy. Żadnemu mieszkańcowi USA nie jest narzucana religia – w tym aspekcie panuje całkowita wolność. Pokazuje to jednak, że możliwe jest korzystanie z dorobku kultury chrześcijańskiej jako umocowania tożsamości narodowej, bez narzucania jej zasad społeczeństwu, a nawet jej faworyzowania czy gloryfikacji. USA są symbolem wolności i tolerancji, domem wyznawców wielu religii i ateistów. Nikt jednak nie protestuje słysząc Good bless America z ust prezydenta czy gwiazdy estrady. Można tu oczywiście doszukiwać się relatywizmu religijnego, jednak rys tożsamościowy Amerykanów jest wyraźnie zaznaczony i niepodległy. Czy nie będzie więc uprawniona teza, że niepodążanie postmodernistyczną wizją świeckości za wszelką cenę pomaga zachować rdzeń tożsamościowy?
Vocatus atque non vocatus Deus aderit!
Wzywany czy niewzywany Bóg przyjdzie – starożytne motto przyjęte przez chrześcijan, a powtarzane przez Carla Junga, szwajcarskiego twórcę psychologii głębi, przedstawia prawdę, którą być może trudno przyjąć. Jeśli bowiem wbrew Nietzschemu uznamy, że bóg żyje, ale istnieje jako uniwersalny element tożsamości człowieka Zachodu, nie musimy koniecznie stać się wyznawcami religii. Przyjęcie jednak konkretnego systemu wartości i sposobu postrzegania świata pozwala na zachowanie integralności i nadaje życiu cel i poczucie sensu. A jeśli jednostka potrafi zmienić świat, to czy miliony nie są w stanie zachować istnienia swojej cywilizacji, nadając jej bieg ku rozwojowi i budowaniu dobra ludzkości?
Może cię również zainteresować: