„Premier nie zamierza rezygnować i protesty na pewno go do tego nie zmuszą. Tym, co naprawdę może mu zaszkodzić, są instytucje unijne. Audyty Komisji Europejskiej wskazują, że jest obecnie w centrum zainteresowania, a Unia już odmówiła wypłacenia Agrofertowi niektórych dotacji” – mówi w rozmowie z Holistic.news czeski publicysta i historyk Jan Škvrňák
ŁUKASZ GRZESICZAK: 120 tys. Czechów protestowało w Pradze przeciwko czeskiemu premierowi Andrejowi Babišowi. To największe czeskie protesty od czasów aksamitnej rewolucji. Co tak oburzyło Czechów, że w takiej liczbie wyszli na ulicę?
JAN ŠKVRŇÁK: Klasa średnia, konserwatyści i liberałowie nie przepadają za Babišem z kilku powodów. Niektórym przeszkadzało jego członkostwo w Komunistycznej Partii Czechosłowacji (Komunistická strana Československa) i współpraca z komunistyczną tajną policją, do której sam polityk dziś się nie przyznaje. Dużo większe znaczenie ma jednak kumulacja politycznej, medialnej i ekonomicznej władzy oraz wynikający z niej konflikt interesów.
Premier został także oskarżony o defraudację funduszy unijnych…
Holding Babiša jest beneficjentem wielu czeskich i europejskich dotacji, a tymczasem sam Babiš – jako premier – ma wpływ na cały system. Z tą działalnością jest związana inna przyczyna niezadowolenia – jeszcze przed wejściem do świata czeskiej polityki przepisał na swoje dzieci ośrodek Bocianie Gniazdo (Čapí hnízdo), aby otrzymać europejską dotację dla małych i średnich firm. Gdy się to udało, ośrodek wrócił pod skrzydła holdingu Agrofert.
Chodziło o stosunkowo nieznaczną kwotę – 50 mln koron czeskich – ale obecnie sprawę bada zarówno czeska policja, jak i Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). To jedna z przyczyn protestów, bo Babiš odwołał ministra sprawiedliwości w dniu, w którym policja podjęła decyzję o oskarżeniu go o oszustwo dotacyjne. Demonstranci walczą o niezależność czeskiego wymiaru sprawiedliwości, która – ich zdaniem – jest zagrożona.
Kto stoi za ulicznymi protestami przeciwko premierowi?
Konserwatyści, liberałowie, przeważnie wielkomiejska klasa średnia – wyborcy ODS, Piratów, TOP, STAN i KDU. Protesty nie są jednak powiązane z konkretnymi partiami politycznymi, opozycyjni politycy praktycznie się na nich nie pojawiają. Są one inicjatywą grupy wolontariuszy, często studentów, skupionych w organizacji Milion chwil dla demokracji (Milion chvilek pro demokracii).
Opozycja nie jest obecnie na tyle silna, by mogła przejąć władzę bez wsparcia komunistów czy ekstremistów. Wcześniejsze wybory prawdopodobnie nie zmieniłyby układu sił w czeskim parlamencie, zresztą dla przeciwników Babiša mogłyby się skończyć jeszcze gorzej – trzy centroprawicowe partie nie są w stanie się połączyć i balansują nad pięcioprocentowym progiem wyborczym.
Nadal też istnieje ryzyko, że prezydent Zeman mianuje Babiša premierem, nawet jeśli ten nie będzie miał poparcia parlamentu.
Jak mogą skończyć się protesty? Czy należy już teraz wykluczyć, że premier Babiš poda się do dymisji?
Premier Babiš nie zamierza rezygnować i protesty na pewno go do tego nie zmuszą, prawdopodobnie same w sobie niespecjalnie mu przeszkadzają. W parlamencie partia Babiša ANO 2011 [skrót od Akce Nespokojených Občanů czyli Akcja Niezadowolonych Obywateli; słowo „ano” oznacza po czesku „tak” – red.], razem z socjaldemokratami i komunistami, ma bezpieczną większość, a opozycja jest rozbita i bezsilna. Babiš obawiać może się jedynie o swoją reputację na świecie, bo protesty, o których piszą największe światowe media, z pewnością mu nie pomagają.
Ale tym, co naprawdę może mu zaszkodzić, są instytucje unijne. Audyty Komisji Europejskiej wskazują, że jest obecnie w centrum zainteresowania, a Unia już odmówiła wypłacenia Agrofertowi niektórych dotacji – Babiš potrąci je sobie z czeskiego budżetu. Tymczasem pojawiają się pierwsze doniesienia, że kasa państwowa nie jest bez dna…
Babiš ciągle pozostaje najpopularniejszym czeskim politykiem. Dlaczego?
Na szczyt dostał się w momencie, kiedy tradycyjne partie były skorumpowane. W roku 2013 rząd upadł, po tym jak kochanka premiera zleciła śledzenie żony premiera tajnym służbom. Zaproponował nowy, nieskorumpowany projekt, który w tamtym czasie reprezentowali także różni antykorupcyjni aktywiści. Z czasem Babiš wybrał orientację na wyborców lewicy, zwiększył emerytury i płacę minimalną. Dzięki praktycznie nieograniczonemu budżetowi – jest drugim najbogatszym człowiekiem w Czechach – ma również do dyspozycji profesjonalny marketing, co pozwala mu oddziaływać na publikę i budować oddaną sobie grupę wyborców.
Z czego bierze się fenomen Andreja Babiša?
Andrej Babiš to typowe „resortowe dziecko”. Jego ojciec był dyplomatą przy ONZ, matka też była w partii komunistycznej. Babiš ukończył studia ekonomiczne w Bratysławie, potem pracował w handlu zagranicznym. W Maroku nie tylko zajmował się fosfatami, ale pełnił także inne „obowiązki” wobec Czechosłowacji. Słowacki IPN stoi na stanowisku, że przyszły premier był tajnym współpracownikiem komunistycznych służb, sam Babiš do dziś zaprzecza.
Po rewolucji w niejasnych okolicznościach przejął petrochemiczna firmę Petrimex, na bazie której powstał Agrofert. Od lat 90. miał dobre stosunki z czołowymi politykami, przede wszystkim z socjaldemokratami, z powodzeniem budował także swoje rolnicze i chemiczne imperium. Dzisiaj jest drugim najbogatszym człowiekiem w kraju.
Kiedy postanowił zająć się polityką?
W roku 2011 założył własną partię – ANO 2011 – i obiecał „kierować państwem jak firmą”. W wyborach parlamentarnych w 2013 r. jego partia – z wynikiem 18 proc. – zajęła drugie miejsce, a Babiš został ministrem finansów. ANO wygrało kolejne wybory w 2017 r. z wynikiem 30 proc., a Babiš został premierem.
Jego motywacją do wejścia w świat polityki było najwyraźniej utrzymanie i rozwinięcie własnego interesu. I to mu się jak najbardziej udaje – jako premier ma w ręku mnóstwo narzędzi, które umożliwiają mu likwidowanie konkurencji.
Czy to pierwszy tego typu protest przeciwko Babišowi? Czy wpisują się one w jakiś ciąg?
Już w listopadzie 2017 r. stowarzyszenie Milion chwil dla demokracji złożyło petycję w sprawie nierespektowania przez Andreja Babiša zasad systemu demokratycznego. W lutym 2018 r., w 60. rocznicę komunistycznego przewrotu, organizacja chciała zebrać milion podpisów i zażądać od Babiša rezygnacji. Ostatecznie udało się jej zdobyć 254 tys. Wszystko działo stopniowo. Czerwcowa demonstracja była już 12. w tym roku – i największą od czasów transformacji. Kolejną zaplanowano na 23 czerwca. Organizatorzy spodziewają się 200–350 tys. uczestników, a to oznaczałoby prawdopodobnie największą demonstrację w historii Czech.
*Jan Škvrňák – czeski publicysta, komentator polityczny i historyk. Publikuje m.in. w „Deník Referendum” i „Demokratický střed”.