Aktorzy z niepełnosprawnościami wnoszą do teatru prawdę, której tam bardzo brakuje – o człowieku i o sztuce aktorskiej. Pozwalają widzowi wreszcie coś przeżyć – mówi Dominika Feiglewicz, aktorka i reżyserka teatralna
ANNA WILCZYŃSKA: Jeszcze jako studentka Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie miałaś zajęcia z Krzysztofem Globiszem – słynnym krakowskim aktorem, który na skutek wylewu cierpi na afazję [zaburzenia mowy – red.]. To wtedy się wszystko zaczęło?
DOMINIKA FEIGLEWICZ*: Podczas zajęć z Krzysztofem Globiszem pracowaliśmy nad tekstem Wojny w niebie autorstwa Josepha Chaikina. Ten amerykański reżyser przeszedł ciężką chorobę serca, która w pewnym momencie doprowadziła go do stanu afazji poudarowej. Teatr stał się dla niego miejscem terapii. Tekst Wojny w niebie powstawał, gdy Chaikin był na etapie wychodzenia z choroby. Stał się świadectwem jego pracy nad sobą i dowodem głębszego zrozumienia własnych przeżyć.
Po napisaniu tekstu reżyser sam wykonywał go na scenie. Zaczął nawet uczyć się języka migowego, poszukując ponadwymiarowości słowa. Podobne doświadczenia miał Krzysztof Globisz, tyle że z aktorstwem. Mimo trudności po udarze walczył i wreszcie wrócił na scenę.
To oni, Globisz i Chaikin, którzy nie poddali i którym sztuka pozwala na uwolnienie się od barier, zainspirowali mnie do tego, żeby otwierać teatr na aktorów z niepełnosprawnościami.
I dlatego powstał zespół teatralny złożony z osób słyszących i niesłyszących?
Tak, stworzyliśmy spektakl, w którego centrum są osoby niesłyszące. Wraz ze spektaklem powstała także mieszana grupa teatralna. W naszej ekipie mamy dwoje aktorów niesłyszących – Krystiana i Dominikę – którzy posługują się językiem migowym. Mamy także dwoje aktorów słabo słyszących, którzy używają zarówno języka migowego, jak i języka fonicznego. Są to Patrycja i Rafał. Pozostali – choreografka Kasia, reżyser świateł Krzysiek, perkusista Piotrek, scenografka Ola oraz tłumaczka języka migowego Agnieszka – to osoby słyszące.
Na naszej scenie jest miejsce dla każdego. Jedyne, na co nie ma miejsca, to budowanie murów między ludźmi.
Jak wygląda komunikacja w waszym zespole? Wszyscy znają język migowy?
Nasze przygody z komunikacją zaczęły się już na castingu do pierwszego spektaklu, który prowadziłam w Polskim Związku Głuchych. Tuż przed rozpoczęciem przesłuchań okazało się, że mój tłumacz języka migowego nie dotrze na miejsce. Byłam przerażona i nie miałam pojęcia, jak uda nam się przeprowadzić przesłuchania. Uratowali mnie sami niesłyszący. Jako tłumaczka wspomogła mnie Patrycja, która pierwsza przyszła na przesłuchanie. Dziś jest naszą aktorką i działa w Fundacji Migawka, którą wspólnie prowadzimy.
Wasz pierwszy spektakl można było oglądać w kilku miastach w Polsce i zdobyliście ogólnopolską nagrodę dla teatrów offowych The Best OFF. Od początku praca szła wam tak gładko?
Na początku czekało nas wiele pracy rzemieślniczej i pracy nad tekstem. Agnieszka, tłumaczka języka migowego, pomogła nam przełożyć tekst Wojny w niebie na język gestów. Wtedy przekonaliśmy się, że to wszystko nie jest takie proste, a powstały w przekładzie tekst wymaga nałożenia dodatkowej interpretacji. Tekst jest dość trudny i ma poetycką formę, dlatego najpierw musieliśmy wspólnie go przeanalizować, wytłumaczyć niesłyszącej części zespołu, o co w nim chodzi, oraz zastanowić się, jak można go interpretować.
Często osoby niesłyszące miewają problemy z myśleniem abstrakcyjnym, metaforycznym, dlatego potrzebują dodatkowych objaśnień. Najważniejszą część interpretacji tego tekstu nadali oczywiście sami aktorzy, wcielając się w postaci i przelewając w nie swoje emocje.
Co chciałaś przekazać, wprowadzając na scenę osoby niesłyszące?
Bardzo zależało mi na tym, żeby stworzyć spektakl-doświadczenie. Taki, w ramach którego w teatrze będzie miejsce dla każdego – słyszącego i niesłyszącego. Chciałam, żeby to był spektakl bez barier zarówno na scenie, jak i na widowni. Bo często jest tak, że aby przystosować widowisko artystyczne dla osób niesłyszących, stawiamy na scenie tłumacza języka migowego i myślimy, że sprawa jest załatwiona.
To nie jest jednak wcale takie proste. Osoby niesłyszące często mają problem, by nadążyć za grą aktorów i jednocześnie obserwować tłumacza. Oczywiście zdarza się, że powstają spektakle w języku migowym, ale w Polsce to rzadkość.
Mówisz o widzach, ale co nowego wnoszą niesłyszący aktorzy?
Osoby z niepełnosprawnościami, w tym także niesłyszący, wnoszą w świat sztuki bardzo dużo autentyczności oraz prawdziwej, nietłumionej emocjonalności. Wnoszą do teatru prawdę, której dzisiaj tak bardzo nam brakuje – prawdę o człowieku i prawdę o sztuce aktorskiej. W spektaklach teatralnych coraz częściej nie wiadomo, o co chodzi. Widzowie są zagubieni, aktorzy wiele z siebie dają, bo wraz z reżyserem fascynują ich eksperymenty w formie, ale nie przekazują żadnej treści. Natomiast aktorstwo osób niesłyszących jest bardzo czytelne, pozwala widzowi wreszcie coś przeżyć w teatrze.
Nasza kultura, zwłaszcza teatr, raczej nie słynie z hojnego wspierania projektów młodych artystów, którzy chcą mówić o problemach społecznych. Jak sobie z tym radziliście? Skąd wzięły się środki na produkcję Wojny w niebie?
Pieniądze na wyprodukowanie spektaklu pozyskaliśmy ze zbiórki w internecie. Poza tym nie mamy ustalonych cen biletów. Uważamy, że pieniądze nie powinny być barierą uniemożliwiającą dostęp do kultury. Dlatego po obejrzeniu spektaklu każdy może nas wesprzeć taką kwotą, jaką czuje, że chce przekazać. W ten sposób pokrywamy koszty produkcji. Resztę rekompensują nam pozytywne reakcje widzów. Bo od początku naszym celem nie było to, żeby na spektaklu zarabiać, ale żeby stworzyć w teatrze miejsce styku ludzi z różnych światów i różnych kultur – świata i kultury słyszących oraz świata i kultury głuchych.
Czego nauczyłaś się na styku tych dwóch światów?
Nauczyłam się nowego słuchania i nowej mowy. Słuchania nie tylko czyjegoś głosu, ale całego ciała i emocji, które wypływają z człowieka. Poza tym zauważyłam, że sama zaczęłam mówić bardziej konkretnie i sprawnie, bo tak komunikują się niesłyszący. Obserwując kulturę osób głuchych, moja głowa otworzyła się na zupełnie nowe tematy. Osobiste zmagania przestały urastać do rangi wielkich tragedii, bo zobaczyłam, z czym musi mierzyć się inny człowiek.
Prawda, że włożyłam dużo wysiłku w zdobycie edukacji i w swoją pracę. Ale jest to wysiłek nie do porównania z tym, który muszą włożyć osoby z niepełnosprawnościami, żeby móc studiować, czy żeby zaistnieć w tych samych dziedzinach, w których działają słyszący.
Z tego doświadczenia narodziła się nasza Fundacja Migawka. Widząc, z jakimi trudnościami mierzą się osoby z niepełnosprawnościami, wraz z naszym zespołem teatralnym zapragnęliśmy stworzyć taką przestrzeń w sztuce, by także niepełnosprawni czuli się spełnieni.
Na akademiach teatralnych w Polsce nie ma miejsca dla studentów niesłyszących?
Nie ma miejsca, bo to dla uczelni dodatkowy problem. Osoba z niepełnosprawnością potrzebuje asystenta lub tłumacza języka migowego. Te problemy oczywiście nie są trudne do rozwiązania. Istnieją powołane do tego organizacje pozarządowe, a na niektórych uczelniach są działy dla osób z niepełnosprawnościami, które powinny zająć się ułatwianiem życia takim studentom.
Ale mimo to uczelnie nie chcą przyjmować studentów niepełnosprawnych i jest to ogromna strata. Często zakłada się, że skoro ktoś ma jakąś niepełnosprawność, to jego poziom intelektualny nie jest na tyle wysoki, by nadążyć za programem edukacyjnym. To bardzo krzywdzące uprzedzenie. Z drugiej strony, cudzoziemcy, którzy podobnie jak niesłyszący posługują się innym językiem, mogą zdawać do szkół teatralnych. Języki obce nie są problemem, ale język migowy już tak. Czy to jest w porządku?
Z podobnym doświadczeniem odrzucenia przez nauczycieli czy szkoły artystyczne spotkali się także niesłyszący aktorzy, którzy pracują w naszym zespole. Od dziecka mówiono im, że teatr i scena nie są dla nich, bo nie słyszą lub słyszą za słabo. Ale oni byli wytrwali i uczyli się aktorstwa w innych miejscach – w szkołach specjalnych, na zajęciach dodatkowych, na warsztatach, w integracyjnych grupach teatralnych. Dziś są profesjonalistami. Patrząc na ich doświadczenie, wierzę w to, że kiedyś osoba niesłysząca zostanie przyjęta na akademię teatralną.
Osoby z wadą słuchu mogłyby wnieść coś nowego na wydziały teatralne?
Osoby niesłyszące i posługujące się językiem migowym wyrażają emocje w sposób o wiele bardziej ekspresyjny niż my. Na skutek swoich wad słuchu i różnorodnych doświadczeń wykształcają w sobie ogromne pokłady wrażliwości na ruch i na dźwięk, który odczuwają na przykład przez wibracje przedmiotów czy podłoża. Mają w sobie niespotykaną uważność na mimikę twarzy, gestykulację i mowę ciała innych osób. To wszystko przekłada się na nową gamę środków teatralnych, które można stosować na scenie. Osoby z wadami słuchu tworzą nowy język dla teatru, którego nasze wydziały aktorskie nie znają.
Po wakacjach wasz spektakl Wojna w niebie ponownie rusza w trasę. Gdzie będzie można was zobaczyć?
13 września będzie można nas spotkać w Centrum Sztuki Mościce w Tarnowie, później w Katowicach, Krakowie i wielu innych miastach. Ponadto działamy jako edukatorzy, w naszej ekipie mamy profesjonalnych pedagogów, którzy chcą przekazywać swoją wiedzę i doświadczenie kolejnym osobom. Bardzo chętnie przyjmujemy zaproszenia do teatrów, na festiwale, do domów kultury, jak również do szkół. Spotykamy się z uczniami, studentami, prowadzimy indywidualne spotkania oraz grupowe warsztaty teatralne, taneczne i muzyczne, podczas których mówimy o tym, czego można nauczyć się od osób z niepełnosprawnościami.
Chcemy przekazywać ludziom od najmłodszych lat, że sztuka jest dla każdego.
Dominika Feiglewicz – aktorka i reżyserka teatralna, absolwentka Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie. Działaczka społeczna, prezeska Fundacji Migawka zajmującej się tworzeniem przyjaznej przestrzeni w sztuce dla osób z niepełnosprawnościami.