„W medycznej marihuanie czuć apteczną jakość” – mówi prawnik Jędrzej Sadowski. Mimo to pacjenci mają problem z zakupem zarejestrowanego niedawno w Polsce leku. Nie mogą też liczyć na refundację, a dostępny dla nich susz pochodzi z zagranicy. Czy jest realna szansa na zmianę?
MARCEL WANDAS: Jak jest z tą medyczną marihuaną w Polsce? Pójdę do apteki i ją dostanę?
JĘDRZEJ SADOWSKI*: Jeśli jest recepta od lekarza, to zasadniczo można ją dostać.
„Zasadniczo”, czyli wyczuwam niepewność?
Media obiegły informacje o tym, że była jedna dostawa jednej serii do hurtowni. Rozeszła się w błyskawicznym tempie. Dystrybutor oczekuje na kolejną dostawę, więc teraz w aptece tego produktu nie będzie.
W jakiej postaci będzie można zakupić ten produkt? Czy to będzie susz, jakiego używa się także w rekreacyjnym użyciu?
Tak, to będzie susz – po prostu, do palenia. Przepisy prawa nie przewidują żadnego zakazu takiego zażywania marihuany, chociaż wątpię, żeby lekarze zalecali taki sposób jej przyjmowania. Co ciekawe, nie ma też prawa, które zabraniałoby palenia medycznej marihuany w miejscach publicznych.
Ciekaw jestem, co na to policyjne patrole.
Prawo jest oparte na zasadzie domniemania niewinności, więc w tej sytuacji to funkcjonariusze powinni dowieść, że taka osoba posiada marihuanę nielegalnie. Praktyka jednak będzie pewnie odwrotna.
Czyli jednak lepiej zażywać marihuanę w domowym zaciszu. Ale w jakiej formie, jeśli skręty nie są zalecane?
Na polskim rynku można dostać waporyzatory, przenośne elektryczne urządzenia do inhalacji odmierzonej dawki suszu. Urządzenie podgrzewa substancje czynne, które potem trafiają do organizmu w drodze bezdymnej inhalacji. Działa to lepiej niż zwykłe skręty, czasem nawet lepiej niż w formie doustnej. Forma doustna musi być już przetworzona – na przykład w formie płynnego ekstraktu, który wytworzy farmaceuta. Polscy farmaceuci nie mają jednak w tym doświadczenia. Można też próbować podgrzać susz w domu i w ten sposób przyrządzić ekstrakt, ale ciężko wymagać od pacjenta, by zrobił to dobrze. Trochę doświadczenia mają w tym jedynie osoby rozprowadzające marihuanę nielegalnie, na rynek rekreacyjny.
Jaka jest różnica między marihuaną rekreacyjną a medyczną. Przede wszystkim chodzi o cenę?
Rzeczywiście, gram medycznej marihuany jest droższy niż tej nielegalnej – to koszt ok. 65-70 zł. Ale za ceną idzie także gwarancja jakości wyrobu. Inspekcja farmaceutyczna nie wypuści danej partii towaru na rynek, póki podmiot wprowadzający ją do obrotu nie dowiedzie, że jest on czysty pod względem substancji czynnych, a jego skład jest zgodny z deklaracją producenta. Inspekcja dokonuje następnie przeglądu wyników badań. Jeśli są jakieś wątpliwości, to może ona zażądać próbek do ponownego sprawdzenia. Jeśli dokumentacja jest w porządku, to produkt trafia do aptek. I tu mówimy o tym aspekcie medyczności – to jest produkt zawsze o tym samym działaniu, z takiej samej i tak samo uprawianej rośliny, odpowiednio zapakowany, przewieziony w odpowiednich warunkach. Wszystko jest zgodne z systemem jakości farmaceutycznej. To jest cenotwórcze.
Nie obawia się pan, że znajdą się osoby gotowe kupić marihuanę nawet z nielegalnego źródła, tylko dlatego, by zapłacić niższą cenę?
Z perspektywy mojej działalności społecznej w ogóle się nie martwię. Czarny rynek też będzie chciał konkurować jakością. Nie zagwarantuje tego w sposób formalny, jednak jakość uprawy w takich sytuacjach zawsze rośnie. Wiemy to z doświadczenia niektórych stanów USA, gdzie zalegalizowano medyczną marihuanę. Dlatego w ogólnym rozrachunku zażywanie marihuany – nieważne z jakiego źródła – po prostu stanie się bezpieczniejsze. A więc nawet, jeśli leku nie będzie w aptece, to pacjent będzie mógł otrzymać go z innego źródła i nie będzie on stanowił zagrożenia dla jego zdrowia.
Lepiej oczywiście mieć jednak tę substancję ze sprawdzonego źródła. Od dilera możemy dostać produkt, który nie będzie dopasowany do naszych dolegliwości. Załóżmy, że ktoś cierpi na bezsenność, a dostanie susz o takim profilu, który jeszcze bardziej pobudza. Poprawi sobie nastrój, ale nie zaśnie. Z kolei szczepy marihuany z Holandii, które mają już ugruntowaną pozycję w farmakologii, odpowiadają pacjentom z ciężkimi bólami czy spastycznością. Idealnie jest więc, jeśli pacjent spotka się z lekarzem, który dobierze do jego schorzenia odmianę o odpowiednim dla niego profilu. Wtedy można spodziewać się lepszych efektów niż po zażyciu substancji od prywatnego plantatora, który nie podlega żadnemu nadzorowi. W marihuanie medycznej czuć apteczną jakość – taka jest opinia osób, które miały wcześniej styczność z marihuaną „rekreacyjną”, a teraz zażywają tę medyczną.
Czy można na tym zrobić biznes, czy też państwo raczej rzuca kłody pod nogi przedsiębiorców?
Nie jest łatwo, ale nie przez to, że państwo to jakoś szczególnie utrudnia. Zwykły rolnik na razie nie zrobi pieniędzy, nawet gdyby mógł. A przecież w tym momencie w Polsce zabrania mu tego prawo. Niestety bariery wejścia na ten rynek są dość wysokie – ze względu na wymagania Państwowej Inspekcji Farmaceutycznej, koszty dystrybucji, zatrudnienia wykwalifikowanych osób. Potrzebne są także odpowiednie, kontrolowane pomieszczenia, oprogramowanie, urządzenia do kontroli procesów. Trzeba dostosować się do unijnego systemu ochrony przed podróbkami, zapewnić odpowiednie opakowanie. To wszystko jest bardzo kosztowne. Można zakładać, że rynek na to odpowie. Na przykład pojawią się grupy producentów tam, gdzie uprawa jest legalna, i działając wspólnie, zbiją koszty. Albo że wejdzie duży koncern, dzięki któremu ceny pójdą w dół.
Ciekawe jest też dzikie zainteresowanie Amerykanów europejskim rynkiem marihuany. Wiele z tych firm jest kompletnie nieprzygotowanych do wypuszczania produktów o aptecznej jakości – częściej produkują marihuanę typowo „rekreacyjną”. Profile hodowanych przez nich roślin nie muszą być odpowiednie dla osób potrzebujących leku, a jednak bardzo mocno walczą o wejście na rynek farmaceutyczny.
Czyli nie będzie tak, że osoba hodująca pokątnie swój krzaczek stanie się przedsiębiorcą?
Na razie nie ma takiej możliwości prawnej, bo w Polsce uprawa jest zabroniona. Według mnie, lepiej byłoby, gdyby susz o określonym profilu mogli dostarczać również rolnicy lub przedsiębiorcy dysponujący mniejszym kapitałem. Sama uprawa nie wymaga spełniania wyśrubowanych norm, warto jednak zadbać o to, by ją dobrze profilować. Możemy więc pomyśleć o takim modelu, w którym mniejsi producenci będą dostarczać surowiec do większej firmy, a ta na zasadach kontraktowych będzie go skupowała i sama będzie odpowiedzialna za jego przetworzenie, już jako producent wyrobów farmaceutycznych. Sprawdziłoby się to w sytuacji, kiedy chcielibyśmy końcowo wyprodukować z marihuany ekstrakt, który będzie odpowiadał zawsze temu samemu standardowi jakości i profilu; dopuszczają to unijne regulacje rynku farmaceutycznego. Poważną barierą jest jednak zakaz uprawiania marihuany w Polsce. Gdyby nie obowiązywał, mniejsi przedsiębiorcy mogliby włączyć się w łańcuch dostaw.
Jeśli prawidłowo się orientuję, marihuana nie jest refundowana. Czy są może jednak jakieś sposoby pozwalające na odzyskanie pieniędzy, które na nią wydamy?
Refundacji nie ma w żadnym przypadku. Jedyną możliwością byłoby indywidualne wnioskowanie o zwrot kosztów zakupu substancji, która jeszcze nie jest zarejestrowana w Polsce, a występuje na rynku zagranicznym i tam też jest refundowana. Są szczepy w Holandii, które u nas nie są jeszcze zarejestrowane, i można je sprowadzać w imporcie docelowym – wtedy występuje możliwość refundacji, ale decyduje o niej Ministerstwo Zdrowia.
Medyczna marihuana utoruje drogę do użytku rekreacyjnego?
Takiej marihuany jeszcze długo w Polsce nie zobaczymy. Wymagałoby to decyzji politycznej, której się nie spodziewam. Nawet jeśli pojawią się bardzo mocne argumenty ekonomiczne i możliwość rozwoju tego rynku. Nawet jeśli medyczna marihuana okaże się pożyteczna i bezpieczna. Mam jednak nadzieję, że pojawi się możliwość uprawy marihuany do użytku farmaceutycznego, co pozwoli na utrzymanie całego łańcucha produkcji i dystrybucji na terytorium Polski.
*JĘDRZEJ SADOWSKI: doktorant w Instytucie Nauk Prawnych PAN, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Konsultant Instytutu BioInfoBank w Poznaniu. Główny konsultant w zespole Koalicji Medycznej Marihuany. W swojej pracy interesuje się przede wszystkim prawem medycznym i regulacją rynku farmaceutycznego.