Zdaniem ekspertów, system klasyfikacji nielegalnych substancji, który leży u podstaw polityki antynarkotykowej, jest szkodliwy i niespójny. W szczególny sposób cierpi na tym rozwój medycyny
Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej, czyli organ składający się z ekspertów i byłych przywódców państw, zaprezentowała raport, w którym stwierdza, że kwestia regulacji dotyczących narkotyków nie uwzględnia aspektu naukowego. Komisja wezwała do „krytycznego przeglądu” systemu klasyfikacji substancji zakazanych, apelując o zmianę priorytetów. Miałyby nimi być opinia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i badania naukowe.
Apel o rewizję polityki antynarkotykowej
Główną słabością obecnego reżimu – zdaniem ekspertów – jest brak równowagi między polityką antynarkotykową a wykorzystaniem zakazanych substancji w celach medycznych. W raporcie podkreślono, że efektem rygoru jest głównie ból pacjentów. W 2011 r. WHO oszacowała, że 83 proc. ludności świata mieszka w krajach, gdzie dostęp do leków opioidowych jest ograniczony lub nie ma go wcale.
Chodzi o substancje takie jak np. morfina czy kodeina. Eksperci podkreślają, że taki stan rzeczy nie wynika jedynie z regulacji prawnych, ale także z faktu, że lekarze, m.in. ze względu na niewystarczającą wiedzę, odmawiają wypisywania recept. Z drugiej strony, autorzy raportu podkreślają, że brak odpowiednich regulacji w USA doprowadził do poważnego „kryzysu opioidowego”. W jego wyniku tylko w 2017 r. zmarło 72 tys. osób.
Winą za ten stan rzeczy obarczane są firmy farmaceutyczne, wprowadzające na rynek silnie uzależniające leki. „Wielu nie wiedziało, że szkodzi swoim pacjentom, ale nie brakowało też lekarzy i całych klinik leczenia bólu, które zaczęły masowo wyrastać w USA – po prostu taki miały model biznesowy. Celowo uzależniały pacjentów, wiedząc, że będą oni wracać po kolejne recepty” – komentowała dla radia TOK FM dr Emilia Kaczmarek z Centrum Bioetyki i Bioprawa Uniwersytetu Warszawskiego.
Legalizacja rozwiąże problem narkobiznesu?
Zdaniem części komentatorów nie chodzi jednak tylko o nieodpowiedzialność lekarzy czy kwestie biznesowe. Problem leży głębiej. „Tak działa rynek narkotykowy, kiedy jest zupełnie nieuregulowany – ludzie używają skrajnie niebezpiecznych substancji, bo akurat takie są dostępne” – zauważył w rozmowie z „Krytyką Polityczną” Michael Collins z organizacji Drug Policy Alliance.
Z kryminalizacją narkotyków wiążą się zarówno kłopoty z kontrolą nielegalnego rynku, jak i niebezpieczeństwo dla osób mających z nimi styczność. Progi ryzyka, takie jak te stosowane w przypadku alkoholu, powinny istnieć także w przypadku narkotyków – stwierdza raport.
Jak zauważyło w 2018 r. naukowe czasopismo medyczne „British Medical Journal”, zalegalizowanie niektórych substancji, mogłoby zlikwidować szarą strefę. Z artykułu wynika, że walka z narkotykami napędza zorganizowaną przestępczość. Zamiast tego rządy mogłoby opodatkować nielegalne substancje, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na edukację, leczenie osób uzależnionych oraz kontrolę jakości substancji, które znajdują się na rynku.
Terapia opłacana przez państwo zamiast represji
Przykładem takiej polityki jest Portugalia, która w 2001 r. zdekryminalizowała posiadanie wszystkich narkotyków na własny użytek, również kokainy czy heroiny. Eksperyment był ryzykowny, ale przyniósł więcej korzyści niż strat. Państwo skupiło się na edukacji i opiece nad osobami uzależnionymi. Komentatorzy podkreślają zalety „polityki, która ludziom uzależnionym oferuje leczenie zamiast represji”. Konsumpcja narkotyków w Portugalii nie wzrosła, spadła za to znacznie liczba zakażeń wirusem HIV, spowodowanych używaniem strzykawek.
Juan Manuel Santos, były prezydent Kolumbii, który zasiada w Światowej Komisji ds. Polityki Narkotykowej, podkreślił, że substancje takie jak marihuana, amfetamina czy kokaina powinny zostać przeklasyfikowane. „Według badań z ostatnich lat konopie indyjskie okazują się mniej szkodliwe niż alkohol. Pochodzę z Kolumbii, kraju, który prawdopodobnie zapłacił najwyższą cenę za wojnę z narkotykami” – powiedział, cytowany przez dziennik „The Guardian”.
W Kolumbii w latach 1964–2016 toczyła się wojna domowa, która w latach 80. w coraz większym stopniu była napędzana przez handel kokainą. Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC), czyli komunistyczna partyzantka, swoją walkę finansowała m.in. z ochrony plantacji kokainy i handlu narkotykami.
Źródła: Business Insider Polska, Guardian, Krytyka Polityczna, TOK FM, CNN, British Medical Journal