Muzyka pop stała się koreańskim towarem eksportowym, a boysband BTS bez żadnej przesady można nazwać najpopularniejszym zespołem świata. Czy ich oszałamiającą karierę zatrzyma nieubłagany patriotyczny obowiązek?
BTS to skrót od Bangtan Sonyeondan, co znaczy „kuloodporni skauci”. Grupa powstała w 2013 r. z inicjatywy wytwórni Big Hit Entertainment. W jej skład weszło siedmiu młodziutkich wokalistów i tancerzy – Jin, Suga, RM, J-Hope, V, Jimin oraz Jungkook.
Już po roku chłopcy byli idolami w Korei Południowej oraz Japonii, a niebawem ruszyli na podbój wielkiego świata. Drogę utorował im słynny raper Psy, który spopularyzował charakterystyczny „taniec jeźdźca”, oraz jego przebój Gangnam Style.
Ukoronowaniem rosnącej popularności k-popu, jak nazywa się koreańską muzykę popową, był olbrzymi sukces piosenki DNA BTS. Utwór – jako pierwsze w historii nagranie koreańskiego boysbandu – trafił na najbardziej prestiżową listę przebojów świata, amerykańską Billboard Hot 100. Potem było jeszcze piękniej. Wydany 18 maja 2018 r. album Love Yourself: Tear zadebiutował na pierwszym miejscu amerykańskiej listy płyt Billboard 200.
Tak wysokiej pozycji nigdy nie osiągnął żaden inny azjatycki wykonawca.
Chłopcy są u szczytu światowej sławy, będąc w najlepszym dla artysty pop wieku – najstarszy, Jin, ma zaledwie 25 lat. Niestety, już wkrótce będą musieli zawiesić karierę, czego skutki mogą być trudne do przewidzenia – kto wie, może żądna przebojów i kapryśna publika zapomni o nich, kiedy na dwa lata znikną z radarów?
Muzycy nie mają jednak wyjścia – pochodzą z kraju, który od ponad pół wieku pozostaje w stanie wojny, a służba wojskowa jest zaszczytnym obowiązkiem każdego obywatela.
Nie ma przebacz
Od lat 50. XX w. życie na Półwyspie Koreańskim przypomina siedzenie na beczce prochu. Ostatnia światowa twierdza stalinizmu, czyli Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna, i jej największy wróg, prozachodnia Republika Korei, wciąż nie podpisały traktatu pokojowego po wojnie koreańskiej, a rakietowe manewry uzbrojonych w broń nuklearną północnych Koreańczyków niepokoją nie tylko sąsiadów.
Nie może więc dziwić wielkie znaczenie, jakie władze Korei Południowej przykładają do militarnego wyszkolenia swoich obywateli. Wszyscy mężczyźni w wieku od 18 do 35 lat muszą odbyć służbę wojskową. Do wyboru jest służba w wojsku lądowym, piechocie morskiej, lotnictwie, marynarce wojennej, jednostkach specjalnych i policji, z których każda trwa od 21 do 23 miesięcy.
Od woja wymigać się praktycznie nie sposób. Koreańczycy, którym niespieszno w kamasze, mogą jedynie odwlec nieuniknione, np. przeciągając studia, ale najwyżej do 30. roku życia.
Zwolnienie ze służby można otrzymać tylko w wyjątkowych okolicznościach – trzeba legitymować się albo znacznym stopniem niepełnosprawności, albo wybitnymi zasługami dla narodu. Precyzuje je ustawa z 1973 r. – wojsko może być odpuszczone jedynie światowej sławy muzykom klasycznym, tancerzom baletowym oraz sportowcom z osiągnięciami na arenie międzynarodowej, np. medalistom olimpijskim.
Złoto przepustką do wolności
W sierpniu i wrześniu koreańscy kibice z zapartym tchem śledzili piłkarskie rozgrywki na Igrzyskach Azjatyckich. Normalnie jest to turniej o drugorzędnym znaczeniu, w którym występują reprezentacje młodzieżowe, ale w tym roku nabrał wyjątkowej wagi z powodu udziału największej gwiazdy azjatyckiego futbolu.
26-letni Koreańczyk Son Heung-min przyleciał do Indonezji tylko po to, by zdobyć złoty medal igrzysk i uratować swoją karierę. Dla piłkarza czołowego angielskiego klubu Tottenham Hotspur była to jedyna możliwość uniknięcia służby wojskowej. W przypadku Igrzysk Azjatyckich z kamaszy zwalnia wyłącznie zdobycie złota.
Gdyby Korea Południowa nie wygrała turnieju, Son musiałby porzucić grę w bajecznie bogatej Premier League i wrócić do kraju, co z pewnością oznaczałoby dla niego sportowy – i finansowy – regres. Na szczęście drużyna Wojowników Taegeuk w finale pokonała Japonię i Son mógł odetchnąć z ulgą, choć w turnieju nie zachwycił – zdobył zaledwie jednego gola.
Zawodnik Tottenhamu to obecnie jedna z wizytówek Korei Południowej w świecie. Jeśli jego zwolniono ze służby wojskowej, to dlaczego precedens nie może się powtórzyć w przypadku innego towaru eksportowego – wykonawców k-popowych?
W Seulu problem traktuje się wyjątkowo poważnie. Troskę o los chłopaków z BTS wyrażają nawet parlamentarzyści. W lipcu br. temat poruszył w komitecie obrony Zgromadzenia Narodowego poseł opozycji Ha Tae-kyung.
„Są prośby, by członkowie BTS zostali zwolnieni z obowiązkowej służby wojskowej – mówił deputowany portalowi Soompi. – Sprawdziłem listę międzynarodowych osiągnięć, które warunkują zwolnienie, i stwierdziłem, że nie są one określone sprawiedliwie”.
Deputowany Ha domaga się, by zwolnienia przysługiwały również wykonawcom k-popu, aktorom, tancerzom breakdance, sportowcom i wszystkim innym, którzy „godnie reprezentują kraj na arenie międzynarodowej”. Jego zdaniem zapisy ustawy są anachroniczne i kompletnie nie przystają do zmian, jakie dokonały się w kulturze przez ostatnich kilkadziesiąt lat.
„Robi się wyjątek dla tych, którzy zajęli pierwsze miejsce w konkursach skrzypcowych, pianistycznych i muzyki klasycznej – przekonuje Ha. – Nie ma jednak wyjątków dla tych, którzy zajęli pierwszą pozycję na liście «Billboardu». Wymienia się zwycięzców konkursów baletowych, ale nie zwycięzców konkursów b-boyów. Nie ma nic dla mistrzów turniejów e-sportu, który opanowuje świat. Nie ma też nic dla ludzi ze świata filmu. Konieczne są reformy, które będą odpowiadać potrzebom młodszej generacji!”
Władze państwowe jak na razie nie reagują na podobne apele, ale klimat wokół obowiązkowej służby wojskowej mimo wszystko się zmienia. 28 czerwca Trybunał Konstytucyjny ogłosił, że osoby, które ze względu na swoje przekonania odmawiają służby, powinny mieć możliwość wypełnienia obowiązku wobec państwa inaczej, np. przez prace społeczne. Wymienia się też pracę w schroniskach dla bezdomnych, szpitalach, więzieniach, w policji lub straży pożarnej.
Koreańskie prawo za miganie się od wojska przewiduje karę trzech lat więzienia. Według magazynu „Time” wyroki za uchylanie się od służby odsiaduje w Korei więcej osób niż we wszystkich innych państwach świata razem wziętych. Co więcej, pacyfiści w społeczeństwie nieustannie zagrożonym wojną są niemile widziani.
Deputowany Ha powoływał się na petycje pisane rzekomo przez fanów BTS w sprawie zwolnienia idoli z wojska. Wywołało to gwałtowną reakcję członków oficjalnego fanklubu zespołu, zwanego – o ironio! – ARMY.
Najbardziej zagorzali wielbiciele boysbandu zaprzeczyli, by kiedykolwiek prosili armię o zwolnienie dla BTS. W mediach społecznościowych energicznie wypierali się wszelkich związków z petycją, podkreślając, że podpisała ją marginalna liczba fanów zespołu, którzy w żadnej mierze nie stanowią oficjalnej reprezentacji fandomu. W oświadczeniu ARMY czytamy: „Jeśli jest miejsce, do którego muszą iść, to tam pójdą. Wszystko, co możemy zrobić, to czekać na nich”.
Nie są tchórzami
Z perspektywy Zachodu trudno jest zrozumieć taką reakcję. Gdyby powołanie otrzymał Ed Sheeran, Sam Smith czy inny anglosaski idol, petycje fanów z całego świata zalałyby internet. Ale azjatycka mentalność rządzi się innymi prawami.
W oczach Koreańczyków błaganie o zwolnienie ze służby wojskowej byłoby oznaką tchórzostwa i plamą na honorze. Społeczeństwa Dalekiego Wschodu przykładają olbrzymią wagę do wypełniania obowiązków wobec wspólnoty, więc sama sugestia, że piosenkarze mieliby migać się od wojska, jest dla ich fanów niewybaczalną potwarzą.
O zwolnienie ze służby nigdy nie prosili też sami członkowie BTS. Zdają sobie zapewne sprawę, że będą musieli przerwać karierę w najlepszym dla artysty popowego czasie, ale dzięki temu mogą tylko zyskać w oczach fanów z rodzimego kraju.
Zajmujący się popkulturą koreański dziennikarz Ha Jae-keun kwituje: „Stosunek do dekowników i zaniedbywania obowiązków jest w Korei tak wrogi, że w dzisiejszych czasach celebryci czują, że lepiej ustąpić i zaliczyć służbę”.
Będą jak Elvis?
W większości demokratycznych państw świata nie ma już poboru do wojska. W Europie wciąż utrzymują go Finlandia, Szwajcaria, Grecja, Austria, Mołdawia, Ukraina, Białoruś i Rosja, ale kilka z tych krajów planuje z niego zrezygnować na rzecz pełnej profesjonalizacji armii.
W Stanach Zjednoczonych przymusowy pobór zniesiono w 1972 r. Było to pod koniec wojny wietnamskiej, która zraziła część amerykańskiej opinii publicznej do armii. Wcześniej wiele gwiazd popkultury zdążyło zdobyć wojskowe szlify (m.in. Chuck Norris, Clint Eastwood, Oliver Stone, a nawet Jimi Hendrix), choć z reguły miało to miejsce, zanim zakosztowały sławy.
Z jednym słynnym wyjątkiem.
Elvis Presley został powołany do wojska w 1957 r., będąc u szczytu sławy. Król rock’n’rolla musiał przerwać karierę, ale potraktował patriotyczny obowiązek jako wielki zaszczyt. Mówił: „Armia może zrobić ze mną wszystko, co tylko chce. Miliony innych chłopaków zostało powołanych, a ja nie chcę być inny niż wszyscy”.
Presley pełnił służbę przez trzy lata, stacjonując w Teksasie i Niemczech. Po powrocie w 1960 r. odbudował wielką karierę, a pobyt w wojsku tylko zwiększył jego notowania. Szczególnie wśród ludzi nieco starszych, którzy wcześniej uważali go jedynie za oberwańca, nieprzyzwoicie tańczącego z gitarą na scenie. Porządnego amerykańskiego chłopaka w mundurze US Army łatwiej było im zaakceptować jako idola córek i synów.
W Korei Południowej może być podobnie – fani nie zapomną o akcie patriotyzmu swoich ulubieńców. Pytanie tylko, czy cierpliwie poczeka na nich także reszta świata, którego podbój mają na wyciągnięcie ręki.