W kontrakcie małżeńskim można zapisać różne rzeczy. Na przykład to, że co pięć lat żona ma otrzymywać konkretne prezenty, że mąż ma sfinansować jej studia albo ile biżuterii kobieta ma dostać za urodzenie dziecka. I takie wymagania stawiają dziewczyny, które mają po 23 lub 24 lata
Miłość to krucha podstawa związku – mawiają kobiety. Za dobrą podstawę uznają natomiast to, że partner jest z dobrej rodziny oraz że jest w stanie zabezpieczyć finansowo żonę. Rozwód jest hańbą, która naznacza kilka pokoleń naprzód, a za dyshonor panuje odpowiedzialność zbiorowa. To wszystko w kraju, w którym dochód na mieszkańca wynosi ponad 15 tys. dolarów. O miłości i hańbie w Omanie opowiada socjolożka i reporterka Agata Romaniuk.
ANNA WILCZYŃSKA: W książce „Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu” opisujesz kobiety żyjące w państwie dość niezwykłym. Bo Oman to kraj naftowy, obrzydliwie bogaty, obecnie wciśnięty w strefę konfliktu – między Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabię Saudyjską i Jemen. To kraj muzułmański z przedziwnym władcą – dobrotliwym despotą, sułtanem, co do którego wszyscy są przekonani, że jest gejem. Opisujesz kobiety z kraju sprzeczności.
AGATA ROMANIUK*: Napisałam książkę o tym, jak w Omanie – w kraju rozdartym między tradycją a nowoczesnością, Tinderem a zaaranżowanym związkami, poligamią i rozwodami – układa się życie kobiet. Piszę o matkach i córkach, siostrach, sąsiadkach i żonach, a także o kobietach zależnych – nianiach, służących, kolejnych żonach, prostytutkach.
To życie kobiet w kraju, gdzie oprócz sułtana rządzą zasady honoru i hańby.
W Omanie te normy społeczne są absolutnie kluczowe. Jest to społeczeństwo, w którym niczego nie da się ukryć. Jedna z moich bohaterek, Aisza, ma romans z żydowskim finansistą z Londynu. I ten związek funkcjonuje wyłącznie poza Omanem pomimo tego, że Aisza to kobieta bardzo zamożna, z dużymi wpływami, z rodziny królewskiej. Ona się boi tego, że ktoś w Omanie uzna jej związek za hańbę.
Z tego powodu nie może nawet wrzucić sobie z tym mężczyzną zdjęcia na Facebooka. A to wszystko dlatego, że Aisza rozważa, iż być może wyda się kiedyś za mąż za Omańczyka. A wtedy cała jej historia życia rodzinnego i prywatnego zostanie prześwietlona. Wtedy taki krótki związek z finansistą rzutowałby na całą jej rodzinę. Nawet osoby blisko z nią spokrewnione mogłyby mieć problemy ze znalezieniem partnera. Kobiety w Omanie wydają się mieć niesamowitą wolność, ale jest to wolność iluzoryczna, bo żyją w szklanej klatce społecznych konwenansów.
Wszystko jest zależne od tego, że trzeba znaleźć żonę lub męża?
Tak, bo proces szukania partnera jest bardzo rozbudowany. W Omanie to, że kogoś kochasz, jest tylko jednym z etapów procesu decyzyjnego. W pierwszej kolejności sprawdza się, czy kandydat na męża jest na pewno z dobrej rodziny, z dobrego plemienia. Potem następuje weryfikacja szczegółowa, czyli np., czy brat lub wujek takiego kandydata czegoś nie przeskrobał. Jeśli się okaże, że brat narzeczonego zdradzał swoją żonę, to może poskutkować odstąpieniem od decyzji o małżeństwie. W relacjach tego typu panuje odpowiedzialność zbiorowa. Często w sytuacjach jakichś problemów rodzinnych trudne sprawy zamiata się pod dywan, by nie rzutowały na nieżonate osoby w rodzinie.
Taką hańbą, która ciągnie się przez pokolenia, jest też rozwód?
Oczywiście. Mąż jednej z moich bohaterek, Sabrijji, panicznie boi się z nią rozwieść, bo ma młodsze rodzeństwo, które wkrótce będzie szukać mężów i żon. Nie przejmuje się tym, że jego małżeństwo się rozpadło, że ma wyrok za przemoc. To go niepokoi o wiele mniej niż fakt, że jego rozwód będzie odebrany jako dyshonor dla rodzeństwa. Niektóre rodziny przy takich sondach kandydatów na męża dla swojej córki rezygnują ze składania propozycji ślubu z uwagi na nieszczęśliwe małżeństwa i rozwody, które pojawiły się w rodzinie potencjalnego narzeczonego 50 lat temu!
Omanki jeżdżące najnowszymi modelami BMW, wykształcone w Londynie lub w Tokio opowiadały, że np. nie wyjdą za proponowanego im kandydata, bo doniesiono im, że ktoś w jego rodzinie uprawiał czarną magię. Takie pomieszanie bardzo tradycyjnego podejścia z niesamowicie komfortowym i nowoczesnym życiem daje czasem poczucie odrealnienia.
Ale nie ma zwyczaju zawierania małżeństw z osobą zupełnie obcą?
Nie, jednak wybiera się osoby z kręgu znajomych, sąsiadów, zaprzyjaźnionych rodzin. Zdarzają się także przypadki, że przyszli małżonkowie poznają się w jakichś prozaicznych okolicznościach i zawiązuje się uczucie. Wtedy ojciec chłopaka występuje z prośbą do ojca dziewczyny o zgodę na ślub i zaczyna się proces skanowania rodziny. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to odbywają się oficjalne zaręczyny i negocjacje muzułmańskiego daru ślubnego dla przyszłej panny młodej. Ten dar – wiano, zabezpieczenie na wypadek rozwodu dla narzeczonej – jest często przekazywany w gotówce, co bardzo mnie zaskoczyło. Zwyczajnie przychodzi mężczyzna z workiem albo z siatką z Carrefoura. I tu kolejna sprzeczność. W świecie płatności zbliżeniowej pan młody te pieniądze przynosi w siatce.
Ile jest w takiej siatce?
Często w takiej siatce jest 10 tys. riali (ok. 100 tys. zł), bo tyle może kosztować dar ślubny. Prawo państwowe reguluje, że dar ślubny nie może być wart mniej niż 2 tys. riali, ale sugeruje także, żeby nie wymagać więcej niż 5 tys. Więc są takie pary, które muszą poczekać z małżeństwem, bo oszczędzają na wiano. Wydawać by się mogło, że panna młoda mogłaby odpuścić i wydać przy mniejszym darze. Ale nie może, bo honor rodziny jej nie pozwoli. Banki udzielają też specjalnych kredytów na dary ślubne dla kobiet. Z drugiej strony są też pary, które pobierają się za jednego riala, bo ich rodziny są tak zamożne, że to, co wpiszą w kontrakcie ślubnym, nie ma żadnego znaczenia.
Bo przy oficjalnym zawarciu małżeństwa spisuje się także kontrakt małżeński.
Nie zawsze spisuje się go na papierze, bo w Omanie dane słowo ma ogromne znaczenie. To również jest kwestia hańby, jeśli ktoś nie jest w stanie spełnić danej obietnicy. W takim kontrakcie małżeńskim można zapisać sobie różne rzeczy. Na przykład to, że co pięć lat żona ma otrzymywać konkretne prezenty, że mąż ma sfinansować jej studia medyczne albo ile biżuterii kobieta ma dostać za urodzenie dziecka. I takie wymagania stawiają dziewczyny, które mają po 23 lub 24 lata. Nie wiem, czy w takim wieku sama wiedziałabym, jak rozważnie do takiego kontraktu podejść.
Omanki przyznają w rozmowach, które przytaczasz, że miłość to krucha podstawa związku. Jaka jest zatem mocna podstawa? Dobry kontrakt?
Dobra podstawa związku dla Omanek składa się z trzech rzeczy. Pierwsza, to żeby rodzina męża była szanowana. Druga – mąż musi zapewnić żonie zabezpieczenie finansowe. No i trzecia – jak jest miłość, to dobrze. Sama miłość nie wystarczy. Jak nie ma miłości, to jeszcze się przeboleje. Ale jak nie ma jednej z dwóch pierwszych rzeczy, to nie ma się co pchać w taki związek. Kobiety mówią o tym bardzo swobodnie, ale rzeczywiście jest tak, że bez odpowiedniej podstawy finansowej przy rozwodzie w Omanie kobieta może stracić dzieci. Od tego w omańskim społeczeństwie wiele zależy. To są tak naprawdę małżeństwa rodzin, a nie indywidualnych osób.
Dobrze jest mieć wykształconą żonę?
Oczywiście. W Omanie kobiety mają nieograniczony dostęp do edukacji i mogą wykonywać dowolny zawód. Tam są zupełnie inne prawa niż te, które panują w sąsiednich krajach arabskich. W Omanie w ciągu ostatnich 49 lat, czyli odkąd na tron wstąpił obecnie panujący sułtan Kabus ibn Sa’id, analfabetyzm kobiet spadł z 88 proc. prawie do zera. Problem jest jednak inny. Kobiety są dobrze wykształcone, kończą studia, ale po studiach rzadko garną się do pracy. Rząd stara się temu przeciwdziałać, ale aktywizacja zawodowa kobiet jest bardzo trudna. Kobiety nie mają silnego etosu pracy. Obecnie obserwujemy dopiero drugie pokolenie kobiet, które pracuje poza domem. No i w Omanie większość kobiet ma służbę.
A kiedy skończy się ropa? Kobiety ruszą na rynek pracy, tak jak w sąsiedniej Arabii Saudyjskiej, żeby utrzymać gospodarkę na wysokim poziomie?
Kiedy skończy się łatwe wydobycie ropy, czyli za jakieś 15 lat, wtedy być może nie będzie wyjścia.
Piszesz w swoich reportażach, że w Omanie wylądowałaś przypadkiem. W zamknięte środowiska omańskich kobiet weszłaś jako przybysz z obcego świata. A jednak z czasem udało ci się wejść w ich życie, poznać bardzo intymne historie kobiet zdradzonych, porzuconych, stających przed trudnymi wyborami.
W reportażach to wygląda, jakby moje relacje z Omankami nawiązywały się w pięć minut, ale to był bardzo długi proces. W nawiązywaniu takich relacji pomógł mi fakt, że nie przyjechałam do Omanu jako turystka, ale byłam zmuszona prowadzić tam normalne życie – chodzić do przychodni, przemieszczać się z dzieckiem po mieście, załatwiać sprawy w urzędach.
Gdy weszłam w zwykłe sytuacje społeczne, zaczęłam podglądać życie innych kobiet i właśnie z takiej pozycji wchodziłam w ich historie – nie jako reporterka i socjolożka, ale jako sąsiadka, kobieta, którą poznały na porodówce, u lekarza, z którą chodziły na jogę. Z jedną z moich bohaterek rodziłam dziecko tej samej nocy, z innymi spotykałyśmy się, ponieważ też miały dzieci.
Tak było w przypadku twoich bohaterek, Mauzy i Mariam.
Tak, i wydawało mi się, że Mauzę dobrze znam, bo przychodziła bardzo często do mojej sąsiadki. Wiedziałam, że jest pierwszą z dwóch żon swojego męża. Wiedziałam także, że z drugą, młodszą żoną, doskonale się dogaduje. Dopiero po jakimś czasie, widząc, jak te dwie żony życzliwie się do siebie odnoszą, zapytałam je, czy coś je łączy. Bardzo swobodnie opowiedziały o tym, że się kochają.
Co widać, gdy zajrzy się za zasłonę lub za tradycyjną żelazną maskę, którą noszą omańskie kobiety?
Przede wszystkim ogromną solidarność. W dodatku to nie jest solidarność przeciwko komuś: przeciwko innym żonom, przeciwko mężczyznom, przeciwko ojcu. To raczej solidarność losów i wsparcie. Moje bohaterki wielokrotnie mówiły w kontekście swoich związków, że miłość jest fantastyczna, ale przemija. Na całe życie zostają relacje między kobietami.
*Agata Romaniuk –doktor socjologii PAN, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje z „Dużym Formatem”, jest założycielką Grupy Reporterskiej Głośniej. Autorka zbioru reportaży „Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu”.