„Dopiero teraz kształtuje się pokolenie polskich reżyserów, którzy wolni są od traum historycznych. Oni mają szansę tworzyć kino zaangażowane w aktualne konteksty, którego w Polsce brakuje” – mówi Marcin Pieńkowski, dyrektor artystyczny 19. festiwalu filmowego Nowe Horyzonty, który zakończył się w niedzielę we Wrocławiu
Jedenaście dni, 223 filmy, 600 seansów, 120 tys. widzów, czyli 10 proc. więcej niż w roku ubiegłym – to bilans tegorocznych Nowych Horyzontów. Grand Prix festiwalu otrzymał thriller Przynęta (Bait) autorstwa Marka Jenkina.
Katarzyna Domagała: Czy Nowe Horyzonty to festiwal, który chce spełniać misję społeczną?
Marcin Pieńkowski: Nie stawiałbym tak sprawy, ponieważ publiczność Nowych Horyzontów jest inteligentna. To ludzie, którzy nie potrzebują, by twórcy ich uświadamiali czy pouczali. Stawiałbym raczej na to, że oni przychodzą tutaj, aby po prostu obejrzeć filmy, doświadczyć emocji, a przy okazji poszerzyć swoje horyzonty.
Jesteśmy jednak festiwalem masowym, mającym dużą siłę rażenia, więc w tym roku podczas gali otwarcia pozwoliłem sobie wygłosić manifest. Mówiłem o tym, że kino to wolność. I choć – być może – brzmiało to jak truizm, czułem, że takie słowa musiały paść. Natomiast filmy, które wybraliśmy, są rozwinięciem tego manifestu.
Jakie filmy, które pojawiły się na tegorocznym festiwalu, poleciłby pan szerszemu gronu odbiorców?
Oczywiście największe zainteresowanie budzą najgłośniejsze filmy – stanowiące ok. 20 proc. programu – które były wyświetlane na największych światowych festiwalach. Czyli np. Ból i blask Almodóvara czy Pewnego razu… w Hollywood Quentina Tarantino, które oczywiście polecam.
Jednak poza nimi zawsze zachęcam widzów, by szli pod prąd swoim gustom, czyli wybierali filmy, na które zazwyczaj nie kupiliby biletu. W tym roku szczególnie zachęcam wybrać się na Mowę ptaków Xawerego Żuławskiego, który nie będzie miał łatwo w regularnej dystrybucji, ponieważ nie jest filmem prostym.
W jakim sensie nie jest prosty?
To jest bezsprzeczne mind-blowing współczesnego polskiego kina. Na taki film czekaliśmy od wielu lat. Xawery Żuławski – za pomocą mocnych środków i synkretyzmu gatunkowego – ukazuje bardzo aktualną wizję Polski. I choć ten film na pierwszy rzut oka może wydawać się chaotyczny czy niezrozumiały, to doskonale odzwierciedla współczesną Polskę.
Andrzej Żuławski, który napisał scenariusz, występuje tutaj w roli proroka. Zgadza się pan?
Uderzający jest fakt, że scenariusz Mowy ptaków powstał kilka lat temu. Żuławski – jak profeta – doskonale przewidział, w jakiej kondycji będzie dzisiaj polskie społeczeństwo. Pokazał, z jakimi problemami będziemy się borykać i co może nam grozić, jeśli ich nie rozwiążemy. Ten film bezsprzecznie ma charakter profetyczny.
W którą stronę zmierza dzisiaj kino światowe, europejskie i polskie? Jakie tendencje w nim dominują?
Może zacznę od najtrudniejszego wątku, czyli kina polskiego. Ono na pewno bardzo się zmienia, a jednocześnie staje się bardzo uniwersalne. Co prawda polscy twórcy nadal robią wiele filmów poświęconym traumom narodowym, nieprzepracowanej historii czy martyrologii Polaków, lecz – z drugiej strony – do polskiej kinematografii wchodzą również filmy otwarte na to, co aktualne i ważne. Są one nadzieją dla polskiego kina.
Jacy polscy filmowcy tworzą takie kino?
Jagoda Szelc, Tomasz Wasilewski, Jan Komasa czy Jan Matuszyński. Oni wychodzą ze swoją twórczością poza granice kraju, pokazując bardzo aktualne problemy w niesztampowych formach.
Można powiedzieć, że to pewnego rodzaju nowa fala w polskim kinie, która pokazuje, że coś się zmienia. Co istotne, wraz z nią pojawiła się również fala producentów, którzy potrafią dostrzec potencjał w takich filmach, docenić je i rozpromować na świecie.
Poza tym w polskim kinie wciąż dominuje dramat. Raczej nie udaje się nam tworzyć kina gatunkowego, a jeśli już, to są to filmy spod znaku Córek dancingu Agnieszki Smoczyńskiej i powstają bardzo rzadko. Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy potrafili robić kino gatunkowe na wysokim poziomie.
A jak sprawa wygląda w kinie światowym?
Współczesne kino światowe jest rozpięte między naturalizmem, kontemplacją a kreacją.
To znaczy?
Z jednej strony mamy mocne realistyczne kino Françoisa Ozona przedstawiające dobitnie problem pedofilii, natomiast z drugiej doskonałych kreatorów kina: Alberta Serrę czy Quentina Tarantino, tworzących mocno autorski obraz rzeczywistości.
Na pewno współczesne kino jest bardzo różnorodne, dlatego coraz trudniej określić pewne trendy czy nurty. Są one bardzo rozmyte, niewyraźne, dlatego mamy poważne problemy z kategoryzacją filmów w tym kontekście. Raczej na pierwszy plan wychodzi ich problematyka.
Dostrzegam też pewną ciekawą tendencję w kinie światowym: powstaje albo wiele filmów o charakterze kontemplacyjnym – dogłębnie analizujących konkretną tematykę – albo prawdziwe ekstremum – wstrząsy typu Climax, bombardujące widzów.
Tegoroczne Nowe Horyzonty pokazały, że to kino światowe – znacznie bardziej niż polskie – trzyma się współczesności, spraw aktualnych. Jak pan – jako człowiek od lat związany z filmem – na to reaguje?
Ubolewam nad tym. Oczywiście kino światowe znacznie szybciej i sprawniej reaguje na współczesność i ją komentuje – w zasadzie było tak od zawsze. Brakuje mi tego w polskim kinie, ponieważ dochodzi czasami do takich wydarzeń, które aż proszą się, aby jakiś twórca filmowy przeniósł je na ekran czy wszedł z nimi w polemikę. Takim filmem jest – bez wątpienia – Mowa ptaków, który ma szansę zmienić coś w mentalności Polaków, ale to jeden z niewielu takich przykładów.
Jest również Patryk Vega, który porusza na ekranie aktualnie konteksty społeczno-polityczne. I choć nie zawsze robi to z sensem, jego filmy cieszą się ogromnym zainteresowaniem.
Proszę też zauważyć, jak mało w polskim kinie powstało filmów o współczesnym młodym pokoleniu, które jest przecież przyszłością. W zasadzie tylko Wszystkie nieprzespane noce Michała Marczaka, które niestety nie odbiły się głośnym echem w dyskusji publicznej.
Z czego wynika to niewielkie zainteresowanie aktualnym kontekstem? Przecież nie brakuje w kraju dobrych reżyserów.
Oczywiście, że nie brakuje, jednak – jak pokazuje historia kinematografii – polscy filmowcy od zawsze byli raczej kreatorami artystycznymi, którzy chętniej odwoływali się do literatury, sztuki czy fascynowali historią Polski niż aktualnym kontekstem. Pokolenie twórców wolnych od historycznych traum, II wojny światowej, czasów stalinizmu czy PRL, rozwija się dopiero teraz. Będą mogli zapełnić swoją artystyczną tabula rasa dowolnym kontekstem i – jak sądzę – będzie on osadzony we współczesności.
Z drugiej strony, nie mogę powiedzieć, że takie filmy nie powstają. Dowodem są choćby dotychczasowa twórczość Małgośki Szumowskiej dotykająca bardzo trudnych tematów, często psychologicznych. To kino, które porusza i zmusza do refleksji. Właśnie takiego kina potrzebujemy dzisiaj w Polsce. I mamy dostatecznie dużo utalentowanych i inteligentnych twórców, którzy w przyszłości będą je robić.
*Marcin Pieńkowski – jest dyrektorem artystycznym Międzynarodowego Festiwalu Nowe Horyzonty, wieloletnim ekspertem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, a także autorem licznych publikacji poświęconych kinematografii.