#Polska2029: „Politycy dobrze robią, że podkręcają tłum, bo tłum popiera ich krzykiem, myślą, uczynkiem i słowem. Dobry polityk powinien umieć się z nim dogadywać, pobudzać go do wściekłości lub miłości. Widać to najlepiej podczas rewolucji; zaczynając od rewolucji francuskiej, a kończąc na naszych polskich protestach. Czy warto więc politykom grać na emocjach? Odpowiem w sposób nieoczywisty: oni muszą to robić” – mówi w rozmowie z portalem Holistic.news psycholog społeczny prof. Zbigniew Nęcki
SZYMON PIEGZA: Jaką rolę w polityce ogrywają emocje?
PROF. ZBIGNIEW NĘCKI: Przede wszystkim uważam, że ludzie nie doceniają stanów emocjonalnych jako źródła swojego postępowania i poglądów. To nie jest tak, że się na chwilę wkurzyłem, zaraz mi przeszło i wszystko wraca do normy. Ślady takich reakcji zostają w człowieku na długo i kształtują nasze poglądy i przekonania, te dobre albo złe. Gra na emocjach to bardzo potężny instrument polityczny. Każdy mądry polityk powinien umieć to robić.
Z jednej strony człowiek jest istotą racjonalną i powinien wybierać to, co opłacalne i korzystne. Jednak mamy także drugą część mózgu, która jest odpowiedzialna za to, co nielogiczne i nieracjonalne, za szukanie frajdy i przyjemności, i to właśnie ona reaguje emocjonalnie na wszystko, co się dzieje. Czy warto politykom grać na naszych emocjach? Odpowiem w sposób nieoczywisty: oni muszą to robić.
W jaki sposób to robią?
Możliwości jest bardzo wiele. Politycy wywołują negatywne emocje w społeczeństwie poprzez choćby wyszydzanie oponenta politycznego. Proszę sobie przypomnieć niedawną sytuację, kiedy posłanka opozycji Małgorzata Kidawa-Błońska zapytała swoich kolegów partyjnych na konferencji prasowej: „Gdzie nasz program?”, myśląc o zeszycie, w którym ten program był zapisany. Obóz rządzący od razu wykorzystał to, mówiąc, że posłanka, która jest dzisiaj kandydatem na premiera, nie zna swojego programu wyborczego. Ta piękna scenka miała wywołać rozbawienie i lekceważenie konkretnego polityka.
Inny przykład grania emocjami to tendencyjnie wyłapanie jakiegoś minusa, który miałby skompromitować naszego przeciwnika, jak np. sprawa lotów najważniejszych osób w państwie. Oczywiście nie można tego nadużywać, ale też należy wziąć pod uwagę, że VIP-y muszą mieć jakieś przywileje, więc to nie jest tak, że należy im teraz zakazać latania. Oczywiście z tych lotów można zrobić emocjonalną pałkę na naszych przeciwników politycznych, pokazując, że my byliśmy w porządku, a oni wykańczają finansowo państwo.
Do podobnych zagrywek może być wykorzystywany nawet wygląd. Podawałem już ten przykład wiele razy: uśmiech lidera Platformy Obywatelskiej – Grzegorza Schetyny. Uśmiech generalnie budzi zaufanie, jest gestem otwartości, ale w tym przypadku budzi negatywne emocje. Schetyna jako szef wielkiej partii nie powinien się uśmiechać w sposób wiernopoddańczy, ale władczy. Inny przykład: proszę sobie przypomnieć, jaki podział w narodzie nastąpił ze względu na rodzaj nakrycia głowy – pamiętne mohery, czyli symbol prostoty, zacofania, i jedwabie. Mówiąc krótko, to są drobne zachowania, które wywołują silny sygnał emocjonalny.
Razem z zachowaniami ze strony polityków idą nośne hasła, które również rozgrzewają społeczeństwo do czerwoności.
Mocne hasła ideologiczne również doskonale wpływają na wyobraźnię. Takim politycznym hasłem może być np. bezpieczeństwo narodowe. Każdy chce żyć w bezpiecznym państwie, ale co zrobić, by nasza narodowa duma była bezpieczna? Definicje dają politycy, a społeczeństwo lubi patrzeć na defiladę żołnierzy, pokaz wojsk, marsze, fanfary, bo to daje nam poczucie bezpieczeństwa i wyzwala emocje.
Inne hasło, które zawsze budzi emocje, to dziecko lub bieda dziecka. Ten obrazek każdego rozczula, stąd wielkie powodzenie programu 500 plus, ale też zainteresowanie dodatkowymi emeryturami dla seniorów, bo to ludzie starsi, słabi, którym trzeba pomóc, zaopiekować się nimi.
Festiwal podobnych obietnic obserwujemy podczas każdej kampanii wyborczej. Także teraz polityczni liderzy stają na głowie, by przebić w rozdawnictwie swoich rywali.
No właśnie. Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedno uniwersalne hasło: „obietnice”. Obietnice to piękna funkcja komunikacyjna, która polega na tym, że osoba mówiąca podejmuje zobowiązanie na rzecz słuchacza. Wierzymy w obietnice, idziemy za nimi, kochamy je. W okresie przedwyborczym obietnice mnożą się jak grzyby po deszczu, ale nigdy nie wiadomo, skąd ten miód ma płynąć. Oponenci pytają: skąd weźmiecie na to pieniądze? PiS odpowiada: wyłapiemy złodziei, i to jest kolejna kapitalna nośność, która pokazuje, że oto wyłapaliśmy oszustów podatkowych, malwersantów mieszkaniowych i innych. Za to mają wielkiego plusa i społeczeństwo to docenia.
Emocje, emocje, jeszcze raz emocje. Można przecież naobiecywać, czego się chce, a później studzić żal wyborców na dwa zasadnicze sposoby: ludzie zapominają, co im obiecano, a poza tym zawsze można powiedzieć, że niezależnie od nas zmieniły się warunki i na razie nie możemy zrealizować tego, co naobiecywaliśmy.
Nośnymi hasłami można wywoływać też strach i gniew wśród społeczeństwa. Przed kim jest wzbudzany strach? Przed wrogiem. A gdzie jest wróg? Czai się, ponieważ wróg ma zawsze tę cechę, że się gdzieś kryje i czai. Za komuny wróg czaił się w kartoflach i stonce, teraz wróg chowa się w mniejszościach, np. seksualnych. To bardzo skuteczne działanie. Przerażeni ludzie są w stanie bardzo wiele poświęcić, żeby opanować strach. Kto umie dobrze regulować poziom lęku, niepewności, ten ma potężną siłę.
Jak tę potężną siłę regulującą poziomy strachu i gniewu w społeczeństwie wykorzystują politycy?
Francuski socjolog i psycholog Gustave Le Bon już 100 lat temu pisał w swojej Psychologii tłumu, że tłum to istota emocjonalna, nieracjonalna i można nią manipulować do woli, a ja się z nim zgadzam. Trzeba mieć tylko przywódcę, który powie, czy bić, czy podziwiać. Tłum i zbuduje pomnik, i ukamienuje. Ta grupa jest bardzo mocno emocjonalna. Gdy człowiek jest w tłumie, dzieją się z nim dziwne rzeczy; zaczyna robić to, co robią inni lub inni robią to, co my, poziom konformizmu jest więc bardzo wysoki. Tłum bywa wspaniały, ale bywa też okrutny.
Politycy dobrze robią, że podkręcają tłum, bo tłum popiera ich krzykiem, myślą, uczynkiem i słowem. Dobry polityk powinien umieć się z tłumem dogadywać i współpracować. Widać to najlepiej podczas rewolucji; zaczynając od rewolucji francuskiej, a kończąc choćby na naszych polskich protestach. Z perspektywy polityków warto więc tłum rozgrzewać, pobudzać do wściekłości lub miłości. Właśnie tam pojawią się twoi zwolennicy, a przeciwnicy twojego wroga.
Polscy politycy częściej podgrzewają społeczeństwo do miłości czy do wściekłości?
Już od kilkunastu lat powtarzamy, że Polska jest podzielona, że ten podział wcale nie jest nowym zjawiskiem. Od dłuższego czasu obserwujemy wzajemne szczucie się, straszenie, plucie na siebie słowami i zachowaniami. Zarówno w słowach, postawach, jak i działaniach widzimy upadek kultury politycznej, obserwujemy natomiast rozwój spontanicznej emocjonalności, bezmyślnych szczuć i komentarzy, których sensem jest tylko odbicie piłeczki, którą ktoś w nas rzucił.
Dziś w polityce bardzo często mylą się dwa poziomy: personalny i rzeczowy. Rozmawiając o poważnych problemach, mamy do czynienia z personalnymi atakami, które idą w obie strony. Należałoby zachęcić wszystkich ludzi, którzy idą do polityki, by nie atakowali personalnie, ale skupili się na poglądach.
Do czego politykom potrzebny ten gniew społeczeństwa?
Ponieważ on dostarcza oddanych wyborców. Cały sęk nie jest na tym, by ktoś cię wybrał raz, ale by popierał cię ciągle. Wzbudzanie gniewu, złości, ze wskazaniem, gdzie jest zło, jest po prostu konserwowaniem swoich zwolenników. Dobry polityk, budując silne emocje, wyłącza mózg swojego zwolennika i włącza w to swoje przekonania. W ten sposób realizuje swój cel: na wiele lat ma wiernego wyborcę. Ten proces nazywa się potocznie praniem mózgu. Zawsze silne emocje konserwują.
Przed każdymi wyborami partie polityczne muszą pochylić się nad owymi „nieprzekonanymi”. Podczas obecnej kampanii wyborczej obserwujemy, że partie polityczne nie walczą o nowy elektorat, ale przekaz adresują do swoich wyborców, chcą ich jeszcze bardziej umocnić i zmotywować, wręcz „zabetonować”, stąd różne hasła pokazujące, że tamci są ci źli, bo kradli i niszczyli państwo, a my was obronimy i z nami będzie jak w rajskim ogrodzie.
Czy nie sądzi pan, że w ostatnich latach ta gra społecznymi emocjami jest nakręcana do granic możliwości? Że osiągamy już pewien poziom krytyczny?
Tak, politycy posuwają się do coraz ostrzejszych posunięć, wyraźnie widać, że owa spirala nienawiści jest coraz bardziej nakręcana. Budowanie trwałych elektoratów przez wrogość do przeciwnika jest jednak krótkowzroczne.
Dlaczego?
Ponieważ w ujęciu długofalowym emocje zawsze mijają, są zwiewne, więc w końcu wykorzysta je ktoś inny. Przez to jednak znika poczucie wspólnoty narodowej, wspólnych interesów. Powinniśmy dyskutować, spierać się, ale musimy w końcu pracować dla wspólnego dobra. Właśnie ta spirala nienawiści niszczy nadzieję na poczucie wspólnoty. Tego w Polsce bardzo brakuje.
Będąc w Stanach Zjednoczonych, widziałem, jak ostro walczą ze sobą republikanie i demokraci, ale przecięty Amerykanin jest tak dumny z bycia Amerykaninem, że wspólnota jest dla niego najważniejsza. W Polsce tego nie ma. Kosztem tych wzajemnych przepychanek tracimy wizję wspólnego interesu, jakim jest dobro narodowe.
Czy politykom dzisiaj w ogóle leży na sercu dobro narodowe czy raczej partykularne interesy?
Nie chcę ich wszystkich mierzyć jedną miarą, ponieważ na pewno są to różni ludzie, ale o tych, których znam osobiście, mam złe zdanie. Tym ludziom z reguły wydaje się, że kto ma dostęp do ucha władcy, ten jest ważny. Poza tym odpowiedzią na to pytanie jest również perspektywa czasowa. Politycy myślą perspektywą krótkoterminową, i to też jest problem. Chodzi tylko o to, by utrzymać się u władzy, a co będzie dalej, o to niech się już inni martwią. Nie można jednak zapominać, że w tej grze idee muszą być ważniejsze niż stołek.
Zerknijmy jeszcze na badania zaufania społecznego, według których politycy od dłuższego czasu utrzymują się na haniebnie niskim poziomie. To bardzo niedobre, że elita jest tak słabo szanowana i tak nisko oceniana przez społeczeństwo.
Do czego to prowadzi?
Do tego, że naród jest już zmęczony tym całym politycznym bałaganem. Niestety, politycy to często ludzie, których główną ambicją jest dojście do władzy i jej utrzymanie, nie zważając na środki. Zapominamy o tym, że funkcjonowanie w polityce musi opierać się na uczciwości i etyce. Czasem słyszymy piękne hasła: „wolność”, „równość”, „braterstwo”, ale w praktyce okazuje się, że nie dla wszystkich wolność i nie dla wszystkich równość, bo są „równi” i „równiejsi” wobec prawa.
Niestety, cały świat jest skonstruowany tak, że jedno mówimy, a drugie robimy. Już starożytni mówili: „Wiem, co dobre, a idę za złem”, więc tacy sami też są politycy. Upraszczanie brutalnej rzeczywistości polega na tym, że podziw wobec polityka zamienia się w kartkę wyborczą. Konserwatyści czy nacjonaliści w całej Europie działają dziś podobnie. To przecież nic nowego, jak tylko powtórka z lekcji historii.
Jakie będą tego skutki?
Nakręcenie spirali nienawiści powoduje konflikt społeczny, całkiem możliwe są ofiary, a nawet walki uliczne. Możemy być świadkami takich wydarzeń już 11 listopada podczas obchodów Święta Niepodległości. Jak mówiłem, przewiduję zmniejszanie się poczucia wspólnoty ze względu na podział jednych i drugich, będziemy więc coraz mniej zorientowani patriotycznie, w przeciwieństwie do grup nacjonalistycznych, których fanatyzm będzie się nasilał, ponieważ ci ludzie posiadają prostą wizję i prostą rzeczywistość.
Mam nadzieję jednak, że te przepychanki na dworze, wokół królestwa i dworu, będą zadziorami, które zostaną dworskimi, a nie narodowymi. Przewiduję, że jeszcze w tym roku wzajemne szczucie na siebie polityków będzie bardzo widoczne, gdyż ciągle jesteśmy jeszcze w maratonie wyborczym, ale już za rok czy dwa staniemy się bardziej wyciszeni. Trzeba też liczyć, że kolejne nasze wybory będą mądrzejsze.
Jak my, jako społeczeństwo, możemy bronić się przed tym, że politycy niemal codziennie manipulują naszymi emocjami i próbują nas wciągnąć w swoją brudną grę?
Pierwszym krokiem jest zdanie sobie sprawy z tego, że jesteśmy coraz bardziej podgrzewani i nastawiani przeciwko sobie. Jak sobie z tym radzić? Przede wszystkim korzystajmy z wielu źródeł wiadomości, nie ograniczajmy się w swoich przekonaniach i poglądach do jednego kanału, do jednego medium. Bardzo ważne jest również, by nie upraszczać rzeczywistości, posługując się np. stereotypami.
Trzeba też wystrzegać się fanatycznego przekonania o słuszności swojej racji. Nie dajmy sobie wmawiać miłości do polityków czy miłości do czegokolwiek innego. Sprawdzajmy sami to, co nam próbują wcisnąć do głowy. Zachęcam do pracy intelektualnej nad obrazem rzeczywistości, a emocje niechaj będą, bo są konieczne, bo są wspaniałym smakiem naszego życia, ale nie mogą dominować w życiu publicznym.
A czy nie sądzi pan, że ten gniew wzbudzony w społeczeństwie może obrócić się przeciw tym, którzy go nakręcają?
To raczej niemożliwe. Przy radykalnych posunięciach, takich jak np. masowe protesty uliczne, może to nastąpić, ale myślę, że do tego jest nam bardzo daleko.
Dość optymistyczne przekonanie.
Patrzę na przyszłość z optymizmem. Musimy jeszcze, jako społeczeństwo, wiele przejść, ale ja widzę przyszłość w pozytywnym świetle. W najbliższych latach nie przewiduję żadnych poważnych konfliktów w naszym kraju, więc cieszmy się, że jest spokojnie i bezpiecznie.
***
Prof. Zbigniew Nęcki – psycholog społeczny, nauczyciel akademicki, mediator i ekspert w dziedzinie negocjacji. Założyciel i wieloletni kierownik Katedry Negocjacji na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz dziekan Wydziału Psychologii i Nauk Humanistycznych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Autor wielu prac z zakresu kierowania zespołami ludzkimi, technik negocjacji i psychologii biznesu.