„Ze zniszczonej elektrowni atomowej do powietrza i morza codziennie wydostają się substancje radioaktywne. Prace na terenie zakładu praktycznie się nie posuwają i nie wiadomo, co stało się z paliwem jądrowym, które uwolniło się z reaktorów. Nikt nie wie, czy w ciągu najbliższych dekad uda się zakończyć prace porządkowe” – ostrzega Nahoko Nakamura w 9. rocznicę katastrofy elektrowni atomowej w Fukushimie.
Od czasu wyboru Tokio na gospodarza XXXII Letnich Igrzysk Olimpijskich nie ustaje krytyka, że rząd przeznacza poważne środki na imprezę sportową, podczas gdy brakuje pieniędzy dla poszkodowanych w wyniku wielkiego trzęsienia ziemi, tsunami i katastrofy elektrowni atomowej w Fukushimie w marcu 2011 r. Obywatele i przedstawiciele organizacji pozarządowych uważają, że władze lekceważą radioaktywne skażenia terenu i narażają mieszkańców na niebezpieczeństwo.
Ponad 30 organizacji z całej Japonii połączyło siły, rozpoczynając niezależne od władz pomiary poziomu promieniowania. Aktywiści publikują zebrane dane na stronie internetowej Minna-no Data Site. Zgromadzone informacje umożliwiły im stworzenie mapy skażenia Japonii. W 2019 r. zrzeszenie organizacji skupionych wokół tego projektu zostało nagrodzone prestiżową nagrodą Kongresu Dziennikarzy Japonii.
EWA DRYJAŃSKA: Czy w Japonii powinny się odbyć igrzyska olimpijskie?
NAHOKO NAKAMURA*: Wejście na stadion olimpijski w Tokio jest zabronione, nie możemy więc zmierzyć poziomu radioaktywnego cezu dokładnie na jego terenie. Natomiast ziemia na stadionie jest nowa, ponieważ większość obiektów sportowych została przebudowana. Można więc stwierdzić, że ziemia w tym miejscu nie jest skażona.
Ale nie o to chodzi. Wokół obiektu, na prowadzącej do niego drodze i na terenie, gdzie będą przebywać goście, nawet po dekontaminacji (procesie oczyszczenia z substancji radioaktywnych – red.) znajdują się punkty nagromadzenia radiacji, tzw. hot spoty. Wynika tak zarówno z naszych, jak i z rządowych pomiarów. Oczywiście przebywanie tam przez jeden dzień nie musi oznaczać od razu zagrożenia dla zdrowia, ale takie ryzyko istnieje.
Twierdzicie, że problem jest jednak szerszy niż potencjalne skażenie terenów, na których stoją obiekty sportowe.
Ze zniszczonej elektrowni atomowej do powietrza i morza codziennie wydostają się substancje radioaktywne. Prace na jej terenie praktycznie się nie posuwają i nie wiadomo, co stało się z paliwem jądrowym, które uwolniło się z reaktorów. Nikt nie wie, czy w ciągu najbliższych dekad uda się zakończyć prace porządkowe.
W Czarnobylu ludność ewakuowano już w przypadku 1 milisiwerta (mSv, jednostka miary oddziaływania promieniowania na organizmy żywe – red.). W Japonii, jeśli skażenie terenu spadnie poniżej 20 mSv, możesz wracać do domu i twoje prawa jako ewakuowanego nie są już respektowane. Ewakuacja staje się „dobrowolna”, w związku z czym państwo przestaje zapewniać zakwaterowanie, pracę i opiekę zdrowotną. Wypłaty niewielkich odszkodowań mieszkaniowych zostały przerwane w marcu 2017 r. Ewakuowani są zatem często zmuszeni do powrotu na rzekomo oczyszczone z radiacji tereny.
Skoro prawa ludzi dotkniętych tą katastrofą zostały pogwałcone w taki sposób, budowa nowych obiektów sportowych i wytyczenie trasy biegu ze zniczem olimpijskim przez skażone tereny, jakby katastrofa nie miała miejsca, jest w oczywisty sposób niewłaściwe. Jesteśmy bardzo zaniepokojeni organizacją igrzysk w atmosferze udawania, że nie ma skażenia ani żadnych innych problemów.
Co w takim razie powinny zrobić władze?
Problem polega na tym, że japoński rząd zawsze na pierwszym miejscu stawia gospodarkę, promuje politykę, która ochrania wielkie firmy i przemysł jądrowy, a zaniedbuje sytuację zwykłych ludzi. Powinniśmy zmienić te priorytety i w pierwszej kolejności chronić środowisko i zdrowie ludności.
Uważamy, że obecne kryterium ewakuacji 20mSv na rok powinno zostać obniżone przynajmniej do 5 mSv. Wraz z wprowadzeniem ostrzejszej normy ci, którzy będą chcieli się ewakuować, powinni uzyskać prawo do stałych badań medycznych i odszkodowania za utracone domy i miejsca pracy.
Jakie wnioski płyną z pomiarów odnośnie do bezpieczeństwa żywności pochodzącej z rolnictwa i rybołówstwa?
Na szczęście w przypadku warzyw i owoców poziom radioaktywnego cezu jest na tyle niski, że nie wzbudza niepokoju. Na polach stosuje się wiele środków zapobiegawczych, takich jak: nawożenie potasem, wymiana gleby czy mycie warzyw i owoców. Jednak nawet jeśli nie zawierają one radioaktywnego cezu, to ziemia uprawna jest nim skażona, co oznacza, że rolnicy narażają swoje zdrowie, pracując w polu.
Z drugiej strony skażenie u dzikich zwierząt, roślin i grzybów, które występują w lasach i górach, a nie na polach, nadal przekracza bezpieczne normy. Należy wystrzegać się ich spożywania.
Dlaczego władze nie przeprowadziły pomiarów w takim zakresie jak wasza organizacja?
Sami pytamy o to nasze władze. Nie mamy właściwie żadnego komentarza z ich strony. Nie robią pomiarów w bekerelach (jednostka miary aktywności promieniotwórczej – red.), kryteria ewakuacji i dekontaminacji zostały wyznaczone jedynie na podstawie badania wysokości radiacji w powietrzu, a nie w glebie, do której pomiaru używa się bekereli. A my nawet w miejscach, gdzie powietrze nie jest skażone, znajdujemy hot spoty cezu. Wydaje mi się, że państwo zaniechało tego pomiaru, zdając sobie sprawę, że do skażenia gleby cezem doszło na ogromnym terenie, w zawiązku z czym pomiary pociągałyby za sobą dekontaminację znacznie większych obszarów niż obecnie.
Część ekspertów oraz lobbystów przemysłu energetycznego twierdzi, że katastrofa w Fukushimie nie miała skutków zdrowotnych i że japońskie społeczeństwo jest raczej zagrożone „radiofobią”. Wskazują także, że obywatele samodzielnie mierzący poziom promieniowania nie są specjalistami.
Jest wiele teorii na temat skutków zdrowotnych oddziaływania substancji radioaktywnych. Skoro Międzynarodowa Komisja Ochrony Radiologicznej, która promuje energetykę jądrową, także głosi, że nawet małe dawki mogą wywołać skutki zdrowotne, nie rozumiem, jak można znacznie zwiększyć dopuszczalne roczne limity w porównaniu do normy obowiązującej przed katastrofą.
Ówczesny oficjalny doradca prefektury Fukushima ds. ryzyka związanego z promieniowaniem Shunichi Yamashita, by uspokoić ludzi, powiedział: „Radiacja nie dotyka tych, którzy się śmieją”. Ludzie w Fukushimie uwierzyli; „Nie może być wątpliwości, skoro powiedział to tak uznany nauczyciel akademicki”. Ci, którzy nie zachęcają mieszkańców skażonych terenów do ewakuacji, według mnie ponoszą odpowiedzialność za ich stan zdrowia.
Jakie są reakcje ze strony japońskiego społeczeństwa na wasze działania?
Część japońskiego społeczeństwa uważa, że działania rządu nie są odpowiednie, popiera naszą aktywność i robi użytek ze zgromadzonych przez nas informacji, idąc na wybory czy kupując żywność. To ludzie, którzy cenią swoje życie i którym zależy na zrównoważonym społeczeństwie.
Druga część społeczeństwa jest nastawiona do nas agresywnie. Uważa, że robimy zamieszanie wokół kwestii promieniowania, co szkodzi gospodarce Japonii. Do tej grupy należą ci, którzy efektywność ekonomiczną i interes wielkich firm stawiają ponad prawa człowieka i życie ludzi.
Są też niestety obojętni, którzy w praktyce współdziałają z naszymi krytykami.
Czego inne społeczeństwa mogą się nauczyć z katastrofy w Fukushimie?
Nie ma absolutnie bezpiecznej elektrowni atomowej. Gdy wydarzy się katastrofa jądrowa, nie da się jej zatrzymać. Po upływie 100 lat ludzie nadal będą zamieszkiwali tereny, których skażenie będzie niszczyło ich życie, pracę, społeczność. Długotrwałe efekty dotkną nie tylko ludzi, lecz także lasów, rzek, pól, mórz, zwierząt i roślin.
Skażenie w takich przypadkach nie ograniczy się do Japonii, bo przez atmosferę i oceany będzie się rozprzestrzeniać po całej Ziemi. W tym samym czasie rząd i firma, w której doszło do katastrofy, nie będą udzielać prawidłowych informacji, zaniżając lub ukrywając skalę jej oddziaływania.
Po katastrofie wielu obywatelom otworzyły się oczy i podjęli rozmaite działania, w tym zaangażowali się w politykę. Wierzę w to, że współpraca z nimi krok po kroku zaprowadzi nas do prawdziwej demokracji.
*Nahoko Nakamura – rzeczniczka i członkini Komitetu Wykonawczego Minna-no Data Site. Po katastrofie nuklearnej w marcu 2011 r., zaniepokojona bezpieczeństwem swoich dzieci, zaangażowała się w działalność na rzecz rozpowszechniania informacji dotyczących skażenia radioaktywnego. Brała udział w opracowaniu mapy radiacji w Japonii.