Szkoła wydaje się nam czymś tak powtarzalnym i oczywistym jak fakt, że w trakcie nauki proponowane są lekcje z poszczególnych przedmiotów, oceny i przerwy. Tymczasem łatwo zaobserwować szczególny rozwój naszych dzieci dokonujący się podczas wakacji? Rodzice mogą to sprawdzić, porównując wyraźny przyrost wzrostu swoich latorośli, jaki dokonuje się latem. Nauczyciele zaś we wrześniu bardzo często odnotowują rozwój kompetencji, sprawczości czy skuteczności swoich uczniów. Jeśli więc rok nauki nie przynosi takich efektów jak dwa miesiące wakacji, to czy nie należałoby przemyśleć zasadności sposobu funkcjonowania tradycyjnego nauczania?
Zły przykład
Szkoła musi się zmienić. Wzorcem dla wielu przeciwników klasycznej edukacji jest André Stern. Francuski dziennikarz, muzyk, kompozytor, lutnik. Posługuje się kilkoma językami, wykłada, pisze książki i prowadzi zajęcia. Nigdy nie chodził do szkoły. Czytać i pisać nauczył się dopiero w wieku 10 lat. Dwa lata później miał tydzień wypełniony takimi zajęciami jak: malowanie z ojcem w plenerze, metaloplastyka, fotografia (technik fotografowania i obróbki zdjęć w laboratorium), lekcje tańca, indyjskiej sztuki walki kalaripayat (polegającej na sztuce koncentracji). Uczęszczał też na kursy tkactwa i garncarstwa. Nie ominął go również epizod intensywnej nauki algebry. Uczęszczał też regularnie do Kolegium Francuskiego na wykłady z egiptologii, mediewistyki i socjologii.
Robiąc wiele różnych rzeczy na raz, zawsze skupiał się jednak tylko na jednym wybranym przez siebie obszarze. Miał okres, kiedy zajmował się głównie czytaniem wybranego autora. Łączył to z poznawaniem biografii i opracowań krytycznych poszczególnych dzieł. Niemieckiego uczył się na tyle intensywnie, że po czterech miesiącach, zaczął czytać literaturę niemiecką w oryginale. Naukę gry na gitarze połączył z poznawaniem sztuki budowania tych instrumentów. Sam też komponował nowe utwory. Na pytanie, co by zrobił, gdyby chciał zostać lekarzem, odpowiedział, że zdałby maturę i odbył stosowne studia. Tyle że nie musiał. Nie każdy musi.
Przeczytaj także: System ocen – kluczowa pomyłka współczesnego systemu edukacji i szkoły
Budzące się szkoły
Jedną z ciekawszych koncepcji inicjujących zmiany w systemach edukacji wielu krajów jest ruch znany w Polsce pod nazwą „Budzące się szkoły”. Jego twórczynią jest Margaret Rasfeld, która w 2007 roku została dyrektorką Evangelische Schule Berlin Zentrum (ESBZ), gdzie zainicjowała modelowego rozwiązania w obszarze nowej edukacji. Kluczem było odejście od szkolnej rutyny i całkowite zaufanie uczniom jako osobom odpowiedzialnym za własny rozwój. Uczniowie ESBZ w miejsce uczestnictwa w zajęciach z poszczególnych przedmiotów szkolnych, zajmują się wybranymi tematami stanowiącymi realne wyzwania współczesnego świata. W ramach zajęć uczniowie indywidualnie lub w grupach rozwiązują konkretne problemy, twórczo przetwarzając informacje, rozwijając własną świadomość na dany temat i ćwicząc kluczowe kompetencje z zakresu definiowania celów, projektowania oraz wdrażania skutecznych rozwiązań.
Uczniowie biorą udział w serii działań obejmujących przykładowo pracę w pulsarach czy wyzwaniach (ang. challenge). Pulsary to praca na pograniczu wielu nauk. Nauczyciele budują inspirujące środowisko uczenia się, które zachęca uczniów do głębokiego wnikania w treści z różnych dziedzin, i różnorodne możliwości działania. Uczniowie wspólnie porządkują, wykazują relacje i rozwijają wiedzę i umiejętności potocznie wymagane w szkolnej edukacji. Wynikiem jest doprowadzenie do holistycznego obrazu całości podejmowanych działań, łączącego wiedzę z różnych dziedzin i pokazującego różnorodne sposoby radzenia sobie z konkretnymi problemami.
Praktyka challenge to zastosowanie tej samej zasady w pozaszkolnym działaniu uczniów. W tym przypadku uczniowie otrzymują po 150 euro i w ciągu trzech tygodni, korzystając tylko z tych pieniędzy, mają w dowolnym miejscu samodzielnie zrealizować zaplanowane przez siebie projekty. W ramach wyzwań stają przed sytuacjami, które trzeba rozwiązywać często w sposób spontaniczny i bez pomocy dorosłych. Konieczne są tu elastyczność umysłowa, gotowość do zmian i praca zespołowa. W trakcie tego działania uczniowie muszą opuścić swoją strefę komfortu. Dowiadują się, że mogą dobrze żyć bez wygód i rzeczy materialnych (np. smartfonów) i że potrafią działać samodzielnie oraz korzystać i cieszyć się ze swojej sprawczości.
Rozwiązania zaproponowane w Evangelische Schule Berlin Zentrum okazały się z czasem dla Margaret Rasfeld zbyt bliskie systemowym. W 2012 roku wraz z Geraldem Hütherem i Stefanem Breidenbachem zainicjowała ruch Schule im Aufbruch. Kolejny projekt działający już nie tylko w ramach jednej szkoły, ale skupiony na implementowaniu nowych rozwiązań wśród wszystkich zainteresowanych zmianami w edukacji.
Czego powinna uczyć szkoła?
Polskim, choć zdecydowanie międzynarodowym rozwiązaniem, jest propozycja Holistic Think Tank, którego współpracownicy podjęli trud tytanicznej pracy, by ustalić „czego” i „jak powinna uczyć szkoła”. W miejsce treści przedmiotowych skupiono się głównie na kompetencjach. Te uporządkowano w dziesięć podstawowych obszarów określonych wspólną formułą „Czego Powinna Uczyć Szkoła” (CPUS). Należą do nich:
- mierzenie się z wyzwaniami (zbieranie i organizacja danych oraz myślenie krytyczne i rozwiązywanie problemów);
- funkcjonowanie w relacji ze światem, naturą i własnym ciałem (i tworzenie modeli, rozumienie związków przyczynowo skutkowych);
- celowe i pozytywne nastawienie do nauki (otwartość i autonomia będące źródłem dalszej wiedzy i organizacji procesu uczenia się);
- funkcjonowanie w społeczeństwie (rozpoznawanie uprzedzeń i przywilejów, partycypacja, radzenie sobie z konfliktami;
- estetyka i edukacja kulturalna (umiejętności estetyczne, nadawanie znaczeń, dźwiękowa świadomość, twórczość);
- funkcjonowanie w różnorodności (efektywna i konstruktywna relacja z innymi, światowa alfabetyzacja (ang. global literacy), świadomość zagadnień lokalnych i globalnych);
- funkcjonowanie w relacji z państwem (sprawiedliwość, odpowiedzialność, działania demokratyczne);
- przedsiębiorczość (decyzyjność finansowa, proaktywność, planowanie, wytrwałość);
- komunikacja interpersonalna (zdolność do zmiany punktu widzenia, werbalizacji myśli, rozumienie kultury języka);
- samorozwój (świadomość własnej wyjątkowości, samoocena, pokora intelektualna, zorientowanie na życie).
Opracowana lista stanowi jedną z podstaw realizacji projektu mającego na celu implementację w procesie nauczania podejścia zwanego Interdyscyplinarnym Przedmiotem Szkolnym (IDS). Chodzi w nim o to, by wszystkie przedmioty szkolne – matematyka, historia czy chemia – były nauczane w ten sam, spójny sposób, wykorzystując uniwersalne umiejętności miękkie i społeczne jako podstawę w procesie zdobywania wiedzy i umiejętności z zakresu różnych nauk.
Doświadczenie zamiast przedmiotów
W filmie Erwina Wagenhofera „Alfabet” Gerald Hüther cytuje badania mówiące o tym, że 98 proc. dzieci po urodzeniu ma wysokie IQ, ale po ukończeniu szkoły zaledwie dwa procent z nich osiąga takie same, ba, nawet nieco tylko podobne wyniki. Niemiecki neurobiolog próbował w ten sposób wykazać, że wszystkiemu winna jest przesadnie wystandaryzowana edukacja, oparta na współzawodnictwie oraz ocenach potwierdzonych testami.
Podstawowym powodem tego stanu rzeczy jest praktyka pracy z uczniami, które zabijają dziecięcą kreatywność i wyobraźnię, uczą się szablonowego sposobu myślenia w narzuconych strukturach wyznaczonych między innymi przez wymagane przedmioty szkolne.
Podobny pogląd reprezentują inni bohaterowie filmu. Jedną z nich jest, najlepsza wówczas uczennica z Hamburga, która mówi:
Wszyscy wiemy, że szkoła to nie życie, ale moje życie składa się wyłącznie ze szkoły. Czyli coś jest nie tak.
Co? Czy rzeczywiście uzasadnieniem krytycznego stosunku do dzisiejszych systemów edukacji może być to, że są zbudowane przed dorosłych i zaspokajają w gruncie rzeczy głównie ich potrzeby? Czy może to, że założonym rezultatem uczestnictwa dzieci i młodzieży w procesie edukacji ma być skuteczne przygotowanie do walki o wynik? I tylko o wynik?
Ken Robinson w recenzji do książki André Sterna „…i nigdy nie chodziłem do szkoły” podkreśla, że opisane w niej doświadczenia autora to pełen pasji manifest, nawołujący do zmian w edukacji, których fundament stanowią doświadczenie nauki bez szkoły. Wiele wskazuje na to, że każde dziecko może wzrastać i rozkwitać, kiedy zrozumiemy zarówno to, w jaki sposób się uczy, jak i co je motywuje oraz kiedy zapewnimy mu najlepsze warunki do rozwoju.
Tak właśnie może i powinna wyglądać edukacja bez przedmiotów. Nauka oparta na doświadczaniu osobistego rozwoju przez dostrzeganie potrzeb i testowanie rozwiązań. Nikt świeżo narodzonego dziecka nie zapisuje do szkoły, a ono… W ciągu roku, dwóch uczy się chodzić, posługiwać zupełnie dla siebie obcym językiem, jeść łyżką i widelcem oraz skutecznie wywierać wpływ na innych (zwłaszcza na dziadków). Żadne przedmioty nauczania nie są im do tego potrzebne. Wystarczy głęboka chęć pracy na rzecz własnego rozwoju. Podejmowanie celowych i konsekwentnych działań prowadzących dzieci w dorosłość.
Źródła:
Evangelische Schule Berlin Zentrum https://www.ev-schule-zentrum.de/
Schule im Aufbruch https://schule-im-aufbruch.de/
Holistic Think Tank http://holisticthinktank.com/
Może cię również zainteresować: