Gdy nasz idol okazuje się złym człowiekiem. Czy można oddzielić artystę od jego dzieła?

W jaki sposób traktować artystów, którzy zachowują się wbrew naszym wartościom? Czy artysta musi być osobą moralną? Czy możemy dalej śmiać się na „Annie Hall” i tańczyć do piosenek Jacksona? A co wtedy, gdy nasz idol jawnie wspiera znienawidzony przez nas obóz polityczny? Być może moralne wzburzenie więcej mówi o odbiorcach sztuki i jej roli we współczesnym świecie, niż o moralności samych artystów?


John Lennon bił swoją pierwszą żonę; T.S. Eliot był antysemitą; Ezra Pound zadeklarowanym faszystą; Woody Allen wszedł w związek z córką swojej partnerki Soon-Yi; Roman Polański przyznał się do gwałtu na 13-letniej Samancie Gailey; William Burroughs podczas pijackiego spotkania nieumyślnie postrzelił swoją żonę; francuski filozof Louis Althusser udusił swoją żonę; inny francuski filozof, Bernard Stiegler, cztery razy napadał na bank i dopiero ostatni skok zakończył się więzieniem.

„Niemoralna sztuka” i nieprzyzwoity artysta 

W klasycznej koncepcji teorii sztuki, popularnej od czasów średniowiecza, bycie artystą i zachowanie moralne nie stoi w porządku logicznego wynikania. Artysta postępuje dobrze wówczas, gdy wykonuje swoje dzieło zgodnie z zasadami rzemiosła. Sztuka od wieków pozostawała sposobem właściwego tworzenia rzeczy. W średniowieczu słowa technears były nierozróżnialne, a ich znaczenie odnoszono do działalności zarówno malarza, poety i rzeźbiarza, jak i konstruktora mostów lub szewca. Ale gdy dziś prowadzimy debatę nad dziełem konkretnego piosenkarza, reżysera filmowego lub autora książki, nagle przypominamy sobie różne niewygodne fakty z jego życia. Dlaczego?

Niemoralna sztuka lub zagadnienie moralności artysty zdaje się być problemem typowo współczesnym, który swój punkt kulminacyjny osiągnął wraz ze wzrostem znaczenia biografii i rozwojem ery fanowskiej. Od wieków wielu artystów zachowywało się w swoim życiu okropnie, jednak często tworzyli oni coś pięknego i poruszającego. Dziś jednak brak przyzwoitości w życiu prywatnym zakłóca nam odbiór dzieła. Trudno oglądać, słuchać lub czytać bez pamięci o nieprzyzwoitym występku artysty; jednak wciąż to robimy – kontynuujemy nasze obcowanie ze sztuką, oddzielając lub próbując oddzielić artystę od jego dzieła. Co mówi to o naszej kulturze i podejściu do sztuki?

Bez wątpienia Caravaggio był jednym z największych malarzy włoskiego renesansu, ale także mordercą, który odebrał życie drugiemu człowiekowi w bójce. Dziś mało kto potrafi odczuwać dyskomfort i oburzać się moralnie, podczas podziwiania „Chłopca z koszykiem owoców”. Ponadto trudno spotkać kogoś, kto zrównałby zachwyt nad włoskim mistrzem z akceptacją jego życiowych wyborów. Inaczej jest w przypadku reżysera Woody’ego Allena lub Romana Polańskiego, ponieważ korzystają oni wciąż z mocy własnego autorytetu i pozycji zawodowej.

Fenomen fana

Bez wątpienia żyjemy w czasach fanowskich. Wraz ze wzrostem znaczenia biografii i kultury unieważnienia (ang. cancel culture), narodził się ten specyficzny ruch w kulturze. Jednak nie sprawił on, że chętniej przedkładamy dzieło nad biografię; jest wręcz odwrotnie. Kiedy to, co lubisz, staje się ważne, zaczyna również definiować twoją osobę; innymi słowy – staje się obsesją, w której dzieło to objawienie geniuszu, natomiast biografia artysty spełnia rolę biblii.

Claire Dederer, autorka wydanej niedawno książki „Monsters: a fan’s dilemma” definiuje zjawisko bezgranicznego uwielbiania artysty przez fana jako relacją pasożytniczą. Zdaniem autorki dobrze opisuje to rosnące przekonanie, że jako odbiorcy prowadzimy prawdziwie emocjonalną relację z artystami. Iluzję więzi potęguje i podtrzymuje komunikacja w mediach społecznościowych. Oczywiste jest, że internet spotęgował to przeświadczenie; w rzeczywistości można powiedzieć, że sama bliska relacja fana z artystą stała się kolejnym towarem, strącając z tego miejsca dzieło. 

Claire Dederer zauważa, że nie ma nic dziwnego w naszej dezorientacji – zbyt silne emocje powodują, że stajemy się bezbronni wobec niewygodnej biografii ukochanego twórcy.  Nie wiemy, jak reagować na jego życie, które traktowaliśmy do tej pory zbyt osobiście, a nasze moralne oburzenie i żal powinniśmy potraktować jak proces odrywania się pasożyta od ciała żywiciela.

Warto wspomnieć sprawę J.K. Rowlnig, która w 2021 roku zasygnalizowała swoim fanom, że jest związana ze wschodzącym ruchem „tożsamości płciowej”. Rowling argumentowała wówczas, że płeć jest determinowana wyłącznie przez narządy płciowe, a zaprzeczanie temu zagraża życiu dziewcząt i kobiet. Informacja ta nie miała żadnego wpływu na świat Harry’ego Pottera, jednak reakcją fanów było moralne oburzenie. Pod wściekłością krył się również smutek – smutek fana, którego ukochane dzieło uległo splamieniu.

Sztuka znów znaczy 

Jak zauważa Adam Kirsch, w artykule dla „The Washington Post”, obawa przez szkodliwym wpływem sztuki na odbiorców była obecna już w myśleniu starożytnych Greków. Jednak w przeciwieństwa do nas, skupiali się oni wyłącznie na samym odbiorze dzieła artysty. W „Państwie” Platona Sokrates wygłasza słynną mowę o tym, aby wydalić z doskonałego państwa poetów i wszelkiej maści artystów, bowiem podkopują autorytet herosów i bogów: „Najważniejsze, aby opowieści, które usłyszą dzieci, kształtowały cnotliwe myśli” – uzasadnia Sokrates.

Warto w tym miejscu wspomnieć panikę moralną (ang. satanic panic) wokół zespołów metalowych, które w latach 80. XX wieku miały rzekomo wyznawać kult Szatana i tym samym demoralizować młodzież. Dziś większość tamtych zespołów weszła do kanonu muzyki rozrywkowej; a ówczesna panika przyczyniła się do zwiększenia popularności samego gatunku.

Być może racje miał Gilles Deleuze, który w swoim eseju o Prouście pisał: „Dzieło sztuki znaczy więcej niż dzieło filozoficzne […] To, co napiera na nas przemocą, jest bogatsze od wszelkich owoców naszej dobrej woli lub uważnej pracy, a to, co «daje do myślenia», jest ważniejsze od samej myśli”.

Kiedy postrzegamy zachowanie lub samo dzieło artysty jako wywrotowe i wymagające społecznej kontroli, w rzeczywistości oddajemy hołd jego artystycznej sile, która kształtuje zbiorową wyobraźnię. W ten oto przewrotny sposób wzburzenie moralne wokół roli artysty na nowo wyniosło sztukę do roli aktywnego elementu krajobrazu współczesności. 

Źródła:

Opublikowano przez

Mateusz Schuler

Autor


Dziennikarz, filozof, Ślůnzok. Autor artykułów poświęconych filozofii techniki oraz etyce środowiskowej. Zainteresowany historią kapitalizmu oraz alternatywnymi ruchami politycznymi. W przeszłości prowadzący audycję radiową z muzyką elektroniczną w tle. Mieszka w Katowicach.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.