„Współczesne tendencje migracyjne zmieniają się diametralnie, dlatego władze państw europejskich powinny być przygotowane na jeszcze większą ilość przyjezdnych. Musimy w końcu pogodzić się z tym, że świat nie jest jednorodny i nauczyć się czerpać z innych kultur to, co najlepsze” – mówi w rozmowie z Holistic.News dr hab. Michał Nowosielski
KATARZYNA DOMAGAŁA: Dlaczego określenia „migracja”, „migrant” czy „uchodźca” tak łatwo wywołują dzisiaj strach?
DR HAB. MICHAŁ NOWOSIELSKI*: Myślę, że ten lęk jest obecny w społeczeństwie od kilku lat, a nasilił się w okresie kryzysu migracyjnego, kiedy do Europy masowo przyjeżdżali ludzie z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Mam wrażenie, że ludzie zapomnieli, iż migracje są czymś zupełnie naturalnym, i zaczęli postrzegać te procesy jako całkiem nowe zjawisko, które pojawiło się wraz z kryzysem uchodźczym. Tymczasem obecny kształt demograficzny poszczególnych państw i kontynentów jest właśnie wynikiem wieloletnich migracji różnych ludów.
Czyli paniczny lęk przed zalewem migrantów – muzułmanów, który ogarnął społeczeństwo europejskie w ostatnich latach, to efekt nieznajomości aktualnych procesów migracyjnych, a także ich kultury?
W wielu krajach Europy Zachodniej funkcjonują już duże społeczności muzułmańskie, zatem siłą rzeczy lęk przed obcością kulturową jest tam mniejszy. W przypadku krajów Europy Środkowej sytuacja jest trochę inna…
To znaczy?
Muzułmańscy migranci wydają się uosabiać wszystkie negatywne stereotypy i strach przed obcością. Zauważmy, że skrajnie negatywne postawy wobec uchodźców i migrantów rozpowszechniły się przecież w okresie kryzysu migracyjnego. Media i politycy kreowali wówczas Europę – w tym także Polskę – na twierdzę oblężoną przez obcych. Tymczasem warto uświadomić sobie, że religia muzułmańska nie jest monolitem.
Lęk przed „obcym”, „innym” przybrał wyjątkowo jaskrawe barwy w naszym kraju. Badania CBOS pokazują, że 63 proc. Polaków nie chce przyjmować uchodźców ani migrantów.
Te badania potwierdzają tezę, że Polacy mają szczególny problem z akceptacją innych narodowości i kultur.
Ale przecież nie od zawsze. Kiedyś żyliśmy w zgodzie z Żydami, Romami i innymi narodowościami, które zamieszkiwały tereny Polski.
Te postawy to przede wszystkim wynik polityki, która dominowała zaraz po wojnie. W Polakach zrodziło się wówczas przeświadczenie, że – pod względem religijnym, kulturowym czy etnicznym – są społeczeństwem jednorodnym. W ludziach obudził się strach przed różnorodnością, który pozostał w nas do dziś.
Badacze mobilności twierdzą, że migracje należy rozumieć jako lustro zachodzących zmian na świecie. Czego odbiciem są współczesne migracje?
Na współczesne procesy migracyjne należy patrzeć pod kątem dwóch ważnych aspektów. Po pierwsze, jako ciągłości wędrówki ludów, które trwają tysiące lat, a po drugie – jako zjawisko, które rozwija się ostatnio w niezwykle szybkim tempie, przede wszystkim w wyniku procesów globalizacji. Myślę, że właśnie to szybkie tempo wywołało lęk u społeczeństw, które nie są przyzwyczajone do migrantów w swoich krajach, nieważne czy ekonomicznych, czy uciekających przed wojną.
Musimy być jednak gotowi na to, że w przyszłości te procesy mogą zachodzić jeszcze szybciej, a migrantów będzie jeszcze więcej.
Kraje europejskie pokazują, że nie są przygotowane na takie tempo.
Głowy państw europejskich powinny zadać sobie pytanie, czy potrafią tą – nieuchronną – sytuacją skutecznie zarządzać.
Na ten moment nie potrafią?
Zacznijmy od tego, że kraje europejskie nie są w stanie przyjąć wszystkich migrantów, choć z punktu widzenia ekonomicznego wydawać się to może bardzo opłacalne, ponieważ zasilają oni rynek pracy, którego potrzeby z powodów demograficznych w Europie nie mogą być zaspokojone. Na ten moment istotne pytanie brzmi: czy dysponujemy odpowiednimi narzędziami, które pozwolą nam poradzić sobie z tym problemem?
Odpowiednimi, czyli jakimi?
Po pierwsze, rzetelnie opracowana polityka migracyjna, która m.in. umożliwi wdrożenie rozwiązań, które pomogą oszacować, jacy pracownicy będą potrzebni na konkretnym rynku. A jeśli już przyjmiemy migrantów, należy pamiętać o polityce integracyjnej, której celem jest stworzenie warunków do względnie harmonijnego funkcjonowania cudzoziemców w społeczeństwie. Niestety, doświadczenie pokazuje, że to zadanie nie jest łatwe…
Czyżby miał pan na myśli „otwarcie granic” w Niemczech? Słusznie krytykuje się Angelę Merkel za przyjęcie zbyt dużej liczby migrantów?
Myślę, że na takie wnioski jest dzisiaj zbyt wcześnie, szczególnie jeśli mówimy o ostatniej migracji związanej z kryzysem, ale przykład Niemiec doskonale pokazuje, z jak wieloma paradoksami związany jest problem migracji.
O jakich paradoksach pan mówi?
Zacznę od opłacalności przyjmowania migrantów. Na przykład w Niemczech obok argumentu etycznego za przyjmowaniem uchodźców często pojawiał się również tzw. argument utylitarny. Wskazywano wówczas, że potrzeby niemieckiego rynku pracy są i będą tak duże, że zdoła on zaabsorbować wielu uchodźców. Jednak władze Niemiec zapomniały, że na dostosowanie – często niewykwalifikowanych – pracowników-migrantów do wymogów rynku pracy potrzebny jest czas. Takie przygotowanie trwa wiele lat. Niektórzy twierdzą, że to oczekiwanie nie jest opłacalne.
Kolejna kwestia to postawy społeczeństwa wobec migrantów. Zdarzały się w Niemczech sytuacje budzące jednoznaczny sprzeciw ludzi, o których zresztą informowały media na całym świecie. Przyczyniły się one do wzrostu poparcia ugrupowań prawicowych opowiadających się m.in. za zamknięciem granic dla migrantów. Jednakże spora część niemieckiego społeczeństwa aktywnie pomagała uchodźcom.
Na skutek takich doświadczeń wykształcił się podwójny wizerunek migracji: pozytywny – jako społeczne zjawisko opłacalne z punktu widzenia gospodarczego lub takie, które należy akceptować z powodów etycznych; oraz negatywny – jako problem budzący niepokój, poczucie zagrożenia, a nawet aktywny sprzeciw.
W dyskursie na temat migracji pojawia się też bardzo istotne pytanie: czy mamy prawo odmówić przyjmowania migrantów ekonomicznych i uchodźców?
A mamy?
W przypadku migracji ekonomicznych sprawa jest w miarę prosta – mamy prawo przyjmować tylu migrantów, ilu potrzebujemy.
Jak to wygląda w przypadku uchodźców?
Ta kwestia jest już bardziej skomplikowana. Ciążą na nas – jako na członkach wspólnoty międzynarodowej – moralne zobowiązania do pomocy potrzebującym. W przypadku Polski to zobowiązanie jest na tyle silne, że możemy uznać je jako spłatę moralnego długu za sytuacje, w których to Polacy byli uchodźcami. W ciągu ostatnich 200 lat zdarzało się to przecież nieraz.
Mimo to Polacy nie chcą uchodźców. Przyjmujemy za to coraz więcej migrantów ekonomicznych. W ubiegłym roku padł kolejny rekord procentowy pozwoleń wydanych na pracę tymczasową. Polska staje się krajem masowej migracji zarobkowej. Jak, jako państwo i społeczeństwo, powinniśmy reagować na takie dane?
To bardzo ciekawa kwestia, ponieważ z jednej strony mamy do czynienia z przekonaniem, że migrantów nie przyjmujemy i przyjmować nie chcemy, z drugiej zaś Polska jest jednym z krajów w Europie, które wydają najwięcej pozwoleń na pracę tymczasową. Aktualnie najwięcej takich dokumentów otrzymują Ukraińcy, którzy postrzegani są w Polsce jako „bezpieczni” albo nawet „swojscy” migranci, ponieważ są nam bliscy pod względem kulturowym czy religijnym.
Statystyki z ubiegłego roku pokazują, że przyjeżdża do nas również coraz więcej ludzi z krajów „egzotycznych”.
To prawda. Właśnie w ich przypadku widoczny jest wyraźny rozziew między realną polityką a propagandą, która wyraźnie głosi „nie przyjmować”. Jednak niezależnie od tego, czy uważamy, że należy otwierać czy zamykać granice, musimy pamiętać o istotnej powinności: skoro migranci pojawili się już w naszym kraju, to – nieważne, czy są oni nam bliscy czy dalecy kulturowo – obowiązkiem państwa jest opracowanie oraz wprowadzenie polityki migracyjnej i integracyjnej.
A jednak polski rząd postanowił podjąć pewne działania dot. przyszłości migracji w Polsce. Niecały miesiąc temu Departament Analiz i Polityki Migracyjnej MSWiA przygotował projekt Polityka migracyjna Polski (Projekt z dn. 10 czerwca 2019), który zawiera propozycje polityki migracyjnej i integracyjnej. Sęk w tym, że przygotowało go MSWiA, a nie Ministerstwo Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej, które – wydawałoby się – powinno być najbardziej zainteresowane tą kwestią.
Kwestie integracji migrantów to w dużej mierze kompetencja MSWiA, więc w tej kwestii nie ma zaskoczenia. Zdziwienie budzi raczej sama treść dokumentu, który jest dziwaczną mieszanką zabobonów, uprzedzeń oraz zupełnie przestarzałych – często skompromitowanych – rozwiązań.
Główny nacisk położono na kwestie bezpieczeństwa. Czy nie poświęcono zbyt mało miejsca na realną politykę integracyjną i asymilacji cudzoziemców?
Nacisk na bezpieczeństwo wynika właśnie z tych zabobonów i uprzedzeń. Co ciekawe, autorzy tego dokumentu widzą zagrożenia dla Polski mało realnie. Zupełnie nie dostrzegają tych, które faktycznie są istotne i rzeczywiste. Wynika to z braku pomysłu na to, w jaki sposób integrować migrantów z polskim społeczeństwem.
W Polityce migracyjnej wiele mówi się o zagrożeniu islamem, który nie jest realnym problemem, natomiast mało o konkretnych propozycjach asymilacji cudzoziemców ze społeczeństwem. Zresztą, wizja tego społeczeństwa w omawianym dokumencie też jest jakaś dziwna – jednowymiarowa i zideologizowana…
Rozumiem, że na próżno szukać w tym projekcie rozwiązań, które usprawnią dotychczasowy system?
Mówiąc wprost, wszyscy specjaliści mają nadzieję, że ten dokument to tylko jakiś humbug; coś wypuszczonego przed wyborami, by uspokoić elektorat. Nie warto nad nim zbyt wiele dyskutować, bo on jest niepoważny.
W takim razie jakie narzędzia polityki integracyjnej mogłyby okazać się bardziej pomocne?
Trudno wskazać ich konkretny zestaw. Z pewnością sprawdziłyby się różne formy doradztwa czy konsultacji, ale przede wszystkim odnoszące się do kwestii zawodowych, formalno-prawnych, ale także bardziej miękkich – związanych z uczeniem kultury naszego kraju.
Dużą uwagę należy poświęcić również kwestiom edukacji. Mam na myśli przede wszystkim dzieci migrantów, ponieważ to właśnie im integracja może przychodzić najłatwiej. Potrzebne są programy edukacyjne, które pokażą dzieciom, ale też młodym dorosłym, że różnorodność jest naturalna i normalna, lecz niekoniecznie łatwa do zrozumienia.
Czyli to jednak szkoły odgrywają jedną z najważniejszych ról w tym procesie…
Niewątpliwie. To szkoła powinna uczyć, że pewne procesy, w tym migracyjne, są nieuniknione. Możemy nimi zarządzać, starać się je kontrolować, ale nie unikniemy ich. Poza tym nie zapominajmy, że przecież Polacy są narodem migrującym. Za granicą mieszka ponad 20 mln osób o polskich korzeniach, które też kiedyś znalazły nową ojczyznę.
Zastanawiam się tylko, czy polscy nauczyciele są przygotowani do prowadzenia zajęć, które w rzetelny sposób przybliżą uczniom problematykę procesów migracyjnych oraz rozbudzą zainteresowanie wielokulturowością.
Niestety, takich osób jest niewiele. Aby nauczyciele byli efektywni, potrzebują odpowiedniego przeszkolenia, otwarcia się na problem migracji, a następnie zrozumienia go. Takie przygotowanie zajmie z pewnością sporo czasu, ale jednocześnie może przynieść bardzo pozytywne efekty.
Obecnie w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku rozpoczynamy projekt, który ma na celu właśnie zbadanie takich kompetencji wśród nauczycieli. Poprzez tę inicjatywę chcemy wprowadzić do programu nauczania treści i zajęcia, które pomogą zwiększyć społeczną świadomość na temat procesów migracyjnych oraz innych kultur.
Jak długo może potrwać opracowanie i wdrożenie skutecznej polityki migracyjnej i integracyjnej przez polskie władze?
Trudno oszacować, ponieważ jest to uzależnione od wielu czynników. Po pierwsze, od opracowania dokumentów strategicznych, na podstawie których kraje zobowiązane są do określenia celów polityki migracyjnej oraz narzędzi do jej realizacji. Następnie budowana jest sieć instytucjonalna realizująca założenia zawarte w planie strategicznym. Po trzecie, potrzebny jest duży kapitał finansowy; bez niego nie powstanie efektywna polityka migracyjna.
Czy organizacji polityki migracyjnej i integracyjnej moglibyśmy uczyć się np. od Stanów Zjednoczonych? W końcu żyją tam migranci z całego świata.
Raczej proponowałbym sięgać po rozwiązania oparte na doświadczeniach europejskich. To, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, w kontekście etnicznym jest różne od doświadczeń europejskich. Wystarczy spojrzeć np. na południe USA, gdzie część sektorów rynku pracy jest praktycznie w całości zdominowana przez migrantów.
Europie zagraża taka dominacja?
Jeszcze do tego nie doszło, ale kraje europejskie mogą starać się zapobiec wielu problemom, opracowując konkretne rozwiązania na podstawie własnych doświadczeń. Jeśli ich władze nie wdrożą odpowiednich strategii, prawdopodobnie powielą one wczesne doświadczenia Niemiec, które w latach 60. i 70. XX w. przyjmowały wielu gastarbeiterów, ale nie rozwijały polityk integracyjnych, łudząc się, że tzw. robotnicy-goście popracują i wyjadą.
Jak obecnie kształtują się tendencje migracyjne w Europie i na świecie? Jakich typów migracji powinniśmy się spodziewać w przyszłości?
W Europie wciąż dominują migracje wewnętrzne – z różnych krajów do Wielkiej Brytanii czy Niemiec, z Ukrainy na Zachód. Jednak ich dynamika jest znacznie słabsza niż zaraz po otwarciu europejskich rynków pracy dla nowych członków UE. Ponadto do Europy wciąż napływają migranci z Bliskiego Wschodu oraz Afryki Północnej, w tym z krajów arabskich.
Odrzucając jednak naszą europocentryczną perspektywę, należy również zwrócić uwagę na to, iż można mówić o tzw. różnych biegunach migracyjnych. W takim ujęciu Europa byłaby tylko jednym z nich. Zmienia się schemat znany od bardzo dawna, a mianowicie ludzie nie migrują już z krajów globalnego Południa od krajów globalnej Północy. Dla migrantów bardzo atrakcyjne są już nie tylko Stany Zjednoczone czy Europa, ale m.in. Azja Środkowo-Wschodnia, a także bogate kraje Zatoki Perskiej.
Czy te bieguny zaczną ze sobą konkurować?
Już to robią, a konkurencja będzie się tylko zaostrzać. Jedno jest pewne – władze krajów muszą być przygotowane na to, że migracje będą bardzo dynamiczne, a przyjezdnych będzie coraz więcej.
W takim razie powinniśmy chyba patrzeć na współczesne migracje bardziej w ujęciu społecznym, a mniej w gospodarczym…
Oczywiście, ale – niestety – obecny dyskurs polityczny, szczególnie w Polsce, przedstawia migracje jako coś jednoznacznie negatywnego i zagrażającego. Cóż, wniosek jest zatem smutny: w najbliższych latach nie spodziewałbym się, że polskie władze i społeczeństwo znacząco zmienią postrzeganie tego problemu…
*DR HAB. MICHAŁ NOWOSIELSKI – socjolog, pracownik naukowy w Ośrodku Badań nad Migracjami, członek Komitetu Badań nad Migracjami Polskiej Akademii Nauk oraz Centrum Badań Migracyjnych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, dziekan Wydziału Nauk Humanistycznych i Społecznych PWSZ w Płocku. Ponadto kierownik licznych projektów badawczych o charakterze społecznym. Jego zainteresowania oscylują wokół problemów migracji, szczególnie działania organizacji imigracyjnych.