Politycy i eksperci mieli wątpliwości dotyczące „cyfrowego podejścia” do edukacji. Również rodzicom nie podobało się to, że przedszkolaki potrafiły obsługiwać tablet, zanim nauczyły się pisać odręcznie. Przeciwnicy podobnych rozwiązań przekonują, że obecnie dzieci nie nabywają w szkołach podstawowych umiejętności, takich jak czytanie ze zrozumieniem.
Szwedzka minister edukacji Lotta Edholm (objęła urząd jedenaście miesięcy temu) jest jednym z największych krytyków nadużywania zdobyczy techniki w szkołach.
„Uczniowie potrzebują podręczników. Książki są bardzo ważne”
– przekonuje Edholm.
Zakaz tabletów w przedszkolach
Politycy chcą zakazać pracy na tabletach, smartfonach i komputerach w szwedzkich przedszkolach. Dzieci poniżej szóstego roku życia mają uczyć się wyłącznie z książek.
Międzynarodowe badania (np. Progress in International Reading Literacy Study) sugerują, że edukacja w krajach skandynawskich stoi na bardzo wysokim poziomie. Jednak od 2016 roku, gdy wprowadzono w Szwecji program cyfryzacji szkolnictwa, dzieci zaczęły osiągać coraz gorsze wyniki na egzaminach.
„Mamy dowody na to, że narzędzia cyfrowe utrudniają proces edukacji. Zdobywanie wiedzy powinno opierać się na drukowanych podręcznikach, a nie ogólnodostępnych źródłach cyfrowych, których rzetelność nie została zweryfikowana”
– czytamy w oświadczeniu Instytutu Karolinska (uczelni, która przyznaje Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny).
Część ekspertów twierdzi, że uczniowie mogli radzić sobie gorzej z powodu nauki zdalnej, którą wymusiło ogłoszenie pandemii koronawirusa. Wpływ na wyniki testów mogli mieć też imigranci, którzy trafiali do szwedzkich szkół, nie znając języka.
Technika i edukacja
UNESCO (United Nations Educational, Scientific and Cultural Organization; agencja ONZ, której celem jest wspieranie współpracy międzynarodowej w dziedzinie kultury, sztuki i nauki) również jest zaniepokojona nadużywaniem narzędzi cyfrowych w szkołach.
„Apelujemy o odpowiedzialne stosowanie zdobyczy techniki w edukacji”
– czytamy w raporcie UNESCO.
Organizacja wzywa wszystkie kraje do informatyzacji szkół, ale jednocześnie ostrzega, że internet nie zastąpi książek i indywidualnej pracy nauczycieli z uczniami.
„Dzieci poniżej dziesiątego roku życia potrzebują czasu i ćwiczeń, aby nauczyć się pisać odręcznie. Na tym etapie edukacji pisanie na klawiaturze lub ekranie dotykowym jest bez sensu”
– uważa Catarina Branelius, nauczycielka ze Sztokholmu.
Edukacja online budzi kontrowersje
W czasie lockdownów wiele szkół zdecydowało się na lekcje online. Od tamtej pory na świecie toczy się dyskusja, czy taka forma edukacji nie szkodzi uczniom.
Polecamy:
„Rząd Stanów Zjednoczonych przekazał dzieciom miliony laptopów zakupionych ze środków publicznych. Jednak nie rozwiązało to żadnych problemów w szkolnictwie”
– uważa Sean Ryan, prezes wydawnictwa McGraw Hill.
W niektórych miejscach dostęp do internetu jest utrudniony. Wielu uczniów mieszka na przykład w przyczepach kempingowych. Zdarza się, że rodzice nie są w stanie opłacić szybkiego internetu. Z lekcji online nie wszyscy mogą więc korzystać.
Miliony na zakup książek
Szwedzki rząd chce wydać niemal sześćdziesiąt pięć milionów dolarów na zakup książek dla uczniów. Nie wszyscy uważają, że to słuszna decyzja.
„Konserwatywni politycy chętnie krytykują nowe rozwiązania techniczne. To dobry sposób na pokazanie przywiązania do tradycyjnych wartości. Ale laptopy, smartfony i instalowane na nich aplikacje są tylko częścią czynników, które mają wpływ na edukację”
– komentuje Neil Selwyn, wykładowca pedagogiki na Uniwersytecie Monash w Melbourne w Australii.
Edukacja zmienia się wraz z rozwojem techniki i nic tego nie zmieni. Jednak nowe metody nauczania są testowane bezpośrednio na dzieciach, co może prowadzić do spadku jakości kształcenia. Lekcje online przynoszą inne efekty, niż bezpośredni kontakt z nauczycielem i rówieśnikami w klasie. Być może stąd wynikają gorsze wyniki w nauce odnotowane po ogłoszeniu pandemii.
Dowiedz się więcej:
Zobacz też:
Źródło: AP