W Egipcie rozpoczęły się pierwsze od sześciu lat protesty przeciwko rządzącym. Tym razem nie chodzi o politykę czy religię. Ludzie mają dość biedy i rozpasania władzy
Zaczęło się niewinnie. 2 września Mohamed Ali, niespełniony aktor i inwestor budowlany, w pokoju hotelowym w Barcelonie nagrał film, w którym domagał się od władz Egiptu zaległych 13 mln dolarów za swoje usługi. Przy okazji w filmiku, który na Facebooku obejrzały ponad 4 mln osób, mężczyzna obnażył korupcję wśród elity politycznej i wojskowej oraz jej ekstrawaganckie wydatki.
Głównym bohaterem filmu okazał się wymieniony z imienia i nazwiska prezydent Egiptu Abdel al-Fattah as-Sisi. Ali wywołał największą od sześciu lat falę oburzenia i protestów w całym kraju. Jego apel o wyjście na ulice i skandowanie hasła „Sisi out” padł na podatny grunt. Pomimo zakazu zgromadzeń powyżej 10 osób Egipcjanie tłumnie wyszli na ulice. Ku zaskoczeniu służb bezpieczeństwa, policji i wojska, manifestacje odbyły się w Kairze, Aleksandrii, Suezie, Damietcie i El-Mahalli el-Kubrze.
Zdaniem politycznych obserwatorów ten oddolny i niepodszyty ideologią czy religią protest może zakończyć się rewolucją społeczną, która zmiecie ze sceny politycznej prezydenta Sisiego. W Egipcie, w którym mieszkają 102 mln ludzi, co trzeci obywatel żyje na granicy ubóstwa. Według danych Banku Światowego z kwietnia ok. 60 proc. populacji Egiptu jest albo biednych, albo zagrożonych głodem.
Tykająca bomba w gospodarce
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że gospodarka Egiptu ma się dobrze. Od czasu, gdy prezydent trzy lata temu przystąpił do trudnego programu reform wspieranego przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, spadła inflacja i deficyt budżetowy. Pożyczka od MFW w wysokości 12 mld dolarów sprawiła, że ekonomiści i inwestorzy zaliczają dziś Egipt do najszybciej rozwijających się gospodarek świata.
Głębsze spojrzenie na sytuację wewnętrzną pokazuje jednak rosnący wskaźnik ubóstwa najbiedniejszych i wysokie koszty utrzymania klasy średniej. Dla przykładu, litr benzyny 95 od lipca kosztuje 9 funtów egipskich, tyle samo trzeba zapłacić za kilogram ziemniaków, a kilogram mięsa to wydatek rzędu 200 funtów.
Średnia płaca wynosi 3625 funtów, a najniższa emerytura to 900 funtów, czyli 218 zł. Już te liczby mogą tłumaczyć, dlaczego filmik odsuniętego od państwowych zamówień inwestora budowlanego spowodował taką reakcję Egipcjan. Wzrost niezadowolenia społecznego wśród najbiedniejszych wywołała także decyzja o ograniczeniu przez rządzących subwencji na podstawowe artykuły, takie jak chleb, olej i fasola.
Wzbierająca fala niezadowolenia
Od kilku dni w Egipcie utrudniony jest dostęp do internetu, a państwowe media w zasadzie milczą na temat protestów lub twierdzą, że Mohamed Ali jest niepoczytalny i działa na zlecenie zdelegalizowanego Bractwa Muzułmańskiego. Rządowe telewizje i portale informacyjne sugerują, że „podżegacze” w swoich relacjach „posiłkują się zdjęciami z protestów ulicznych, które miały miejsce osiem lat temu”.
Tymczasem sytuacja robi się coraz bardziej napięta, ponieważ w swoim ostatnim filmiku Ali wezwał Egipcjan do uczestnictwa w Marszu Miliona, który ma się rozpocząć w piątek na słynnym pl. Tahrir w Kairze. To tu w 2011 r. rozpoczęła się Arabska Wiosna, w wyniku której władzę stracił dyktator Hosni Mubarak, a dwa lata później obalony został prezydent Muhammad Mursi.
Za dużo ludzi, za mało pracy
Prezydent as-Sisi ma powody do obaw. W ponad 100-milionowym kraju aż 70 mln to ludzie, którzy nie przekroczyli 35. roku życia. Średnia wieku wynosi zaledwie 28 lat, a kobiety rodzą średnio troje dzieci. Potrzebne będą nowe miejsca pracy i środki na opiekę medyczną i edukację, a perspektywicznie – na emerytury i renty. W ciągu zaledwie 10 ostatnich lat liczba ludności Egiptu zwiększyła się o prawie 20 mln.
Tymczasem władza robi niewiele, by choćby zapanować nad demografią. Brakuje szkół, szpitali i perspektyw zatrudnienia. Według Trading Economics rzeczywista stopa bezrobocia wynosi 7,5 proc. „Przyrost naturalny to większe zagrożenie niż terroryzm” – powiedział kierujący egipskim centrum badań statystycznych CAPMAS gen. Abu Bakr al-Gendy. Wedle anonimowych przedstawicieli władzy prezydent Sisi w tej chwili najbardziej boi się milenialsów. To nastolatkowie, którzy podczas Arabskiej Wiosny byli jeszcze dziećmi, a dziś są głównymi odbiorcami przekazu Mohameda Alego i to oni mobilizują swoich rówieśników do demonstracji.
Wiele wskazuje na to, że Egipt czeka kolejna konfrontacja władzy z narodem. Do tej pory wszystkie tego typu protesty kończyły się w tym kraju rozlewem krwi i zmianą rządzących.