Jak przejść cztery kontrole lotniskowe na dokument kolegi? Przykład jednego z brytyjskich turystów pokazuje, że takie sytuacje są jak najbardziej możliwe. „Najsłabszym elementem bezpieczeństwa na lotniskach jest człowiek” – przyznaje ekspert
W ostatnią niedzielę Allan Poole wyleciał z Pragi do Newcastle z przesiadką w Amsterdamie. To byłaby zwykła historia, która skończyłaby się pewnie dodaniem do domowego albumu zdjęć Złotej Uliczki i mostu Karola, gdyby nie fakt, że 43-letni Brytyjczyk tę podróż odbył z paszportem… kolegi. Po drodze przeszedł cztery kontrole na trzech lotniskach.
Podróż po Europie z cudzym paszportem
42-letni profesor Uniwersytetu w Newcastle Steve Vincent i jego o rok młodszy kolega Allan Poole przyjechali do Pragi. Drugi z mężczyzn już w niedzielę musiał wrócić do brytyjskiej metropolii. Przez pomyłkę wziął paszport znajomego i ruszył na praskie lotnisko. Tam bez problemów wsiadł do samolotu do Amsterdamu, choć w porcie lotniczym w czeskiej stolicy nikt nie skontrolował jego paszportu.
Rzecznik praskiego lotniska Roman Pacvoň przekonuje, że w Czechach nie popełniono błędu. Brytyjczyk podróżował z Czech do Holandii w ramach strefy Schengen. Jego zdaniem do kontroli paszportu turysty powinno było dojść w Amsterdamie, gdzie ten miał przesiąść się na lot do Wielkiej Brytanii niebędącej częścią strefy Schengen.
Allan Poole relacjonuje, że w Holandii nie przeszedł automatycznej kontroli paszportowej, w czasie której system skanuje dokument, ale skorzystał z bramki z urzędnikiem. Ten przepuścił go bez żadnego problemu. Anglik pokazał jeszcze paszport i bilet przed wejściem do samolotu do Newcastle, a ostatni raz po wylądowaniu w Anglii. Także w tych przypadkach nikt nie robił mu żadnego problemu.
Być może nikt nigdy nie dowiedziałby się o całej sprawie, gdyby jego kolega Steve Vincent następnego dnia nie utknął na lotnisku w Pradze z cudzym paszportem. Vincent czekał tam na na tymczasowy paszport, który za 100 funtów miała dostarczyć mu brytyjska ambasada w Pradze.
Efekt „kuli śniegowej”?
„Z punktu widzenia rozwiązań systemowych lotniska są bezpieczne, ale zawsze najsłabszym ogniwem w systemie bezpieczeństwa jest człowiek. To jego błąd, niedopatrzenie lub niechlujstwo sprawiają, że dochodzi do takich sytuacji” – mówi dr Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.
„Błąd prawdopodobnie popełniono na pierwszym lotnisku, a wszystko, co zdarzyło się potem, to efekt kuli śniegowej. Kiedy pasażer wejdzie w system lotniskowy, opuszcza go dopiero na lotnisku docelowym. Po drodze te kontrole są mniej szczegółowe” – podkreśla.
Dr Liedel przekonuje, że mimo wszystko na lotniskach możemy czuć się bezpieczni. Jego zdaniem nikomu nie udałoby się np. wnieść niebezpiecznego bagażu, który kontrolowany jest o wiele dokładniej.
„Co nie zmienia faktu, że to karygodny błąd. Specjaliści odpowiedzialni za bezpieczeństwo na lotniskach powinni usiąść, znaleźć lukę w systemie i ją naprawić. Być może rozwiązaniem przy przesiadkach byłaby tak szczegółowa kontrola, jak na pierwszym lotnisku? Jeśli coś takiego udało się zrobić zwykłemu Kowalskiemu, z pewnością może to powtórzyć terrorysta czy poszukiwany przestępca, który chce np. uciec z kraju” – zaznacza.
Ekspert przekonuje, że doświadczenia Brytyjczyka nie są wyjątkiem. „Takie zdarzenia mają miejsce. Jednak mało o nich wiemy. Ich nagłaśnianie nie leży w interesie linii lotniczych czy zarządców lotnisk” – dodaje.