Wojny były zawsze. Czy znaczy to jednak, że są konieczne? A może konieczne jest tylko to, co było – historia? Przyszłość świata zależałaby wtedy od nas w większym stopniu, niż myślimy
Obserwacja losów świata przyzwyczaiła nas do tego, że wojny są, były i będą. Konflikty zbrojne wrosły w naszą świadomość na tyle, że jesteśmy skłonni traktować je jak element natury. Walczą ze sobą zwierzęta, rośliny – myślimy – a więc też ludzie. I nie ma w tym nic dziwnego.
Jeden z bohaterów sztuki Stanisława Tyma Rozmowy przy wycinaniu lasu stwierdza, że zawsze gdzieś jest głód, tak jak zawsze gdzieś pada. To, co budzi uzasadniony śmiech w przypadku braku pożywienia, w odniesieniu do wojny jest głęboko zakorzenionym przekonaniem. Zawsze gdzieś jest wojna, przemieszcza się i zbiera straszliwe żniwo.
Informacje o wybuchach konfliktów traktuje się więc niekiedy jak prognozę pogody. Coś, na co nie mamy wpływu – możemy tylko obserwować, notować, w najlepszym wypadku silić się na niewiele znaczące przewidywania. Na Wschodzie wciąż wojny, Zachód chwilowo umiarkowanie spokojny – słyszymy, licząc, że nie dosięgnie nas wojenna zawierucha.
Konflikt z perspektywy archeologii
„Wojna to jedna z form interakcji międzyludzkiej, której geneza od lat wzbudza wiele kontrowersji i napędza niekończący się, akademicki konflikt między zwolennikami »pokojowej« oraz »brutalnej« wizji początków ludzkości” – tłumaczy Rafał Skrzynecki, archeolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
„Z perspektywy archeologii zajmującej się odtwarzaniem różnych aspektów życia ludzi z przeszłości na podstawie materialnych pozostałości, jakie się po nich zachowały, zjawisko wojny ma stosunkowo późną metrykę” – zaznacza w rozmowie z Holistic.news.
Skrzynecki przypomina, że najstarsze przejawy zorganizowanych konfliktów zbrojnych datowane są XII–XI tysiąclecie p.n.e. Jak jednak dodaje, na pytanie, czy wojna jest potrzebna, trudno jest udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
„W nawiązaniu do prac wiodących prymatologów, takich jak choćby Frans de Waal, można jedynie przyjąć, że takie zjawiska społeczne jak wojna, ale również daleko posunięta kooperacja – nawet na poziomie międzygrupowym – występują wśród małp człekokształtnych, w tym wśród naszych najbliższych genetycznych krewnych, tj. szympansów i bonobo. W związku z powyższym zachodzi prawdopodobieństwo, że były one znane także pierwszym hominidom” – precyzuje.
Co mówią liczby?
Wojna jest więc czymś, co między ludźmi zdarza się od bardzo dawna. Czy na pewno jest jednak czymś, czego nigdy nie zdołamy się pozbyć? Suche dane skłaniają nas raczej ku odpowiedzi twierdzącej. Według statystyk zamieszczonych w Dictionary of Wars G.C. Kohna, Europa w ciągu ostatnich 3,2 tys. lat zmagała się z ponad 1,6 tys. wojnami, co wskazuje, że wybuchały one średnio co dwa lata. Jeszcze bardziej działają na wyobraźnię dane dotyczące liczby lat, w trakcie których toczyły się wojny. Wynika z nich, że przeciętny rok w Europie to rok, w którym mamy do czynienia z czterema wojnami.
Nieco mniej wojen odnotowano na innych kontynentach, choć jest to prawdopodobnie spowodowane nie tylko wyjątkową skłonnością ich mieszkańców do ugody, lecz także brakiem danych czy różnym od europejskiego rozumieniem wojny. To ostatnie odnosi się m. in. do Afryki, która zajmuje w zestawieniu zaszczytne ostatnie miejsce.
Wojny zawsze więc były. Pytanie o ich konieczność jest jednak raczej filozoficzne niż dotyczące dawnych dziejów. Być może konieczne jest tylko to, co było – historia – a przyszłość świata zależy od nas w większym stopniu, niż myślimy? Odpowiedź na pytanie o konieczność wojen z punktu widzenia logiki może przyjąć nader prostą formułę. Należy po prostu zapytać o to, czy z tego, że jakiś stan rzeczy pojawiał się regularnie w przeszłości, wynika, że będzie się w sposób konieczny pojawiał nadal.
Odpowiedź jest prosta i być może dla niektórych zaskakująca. Brzmi ona „nie”. XVIII-wieczny filozof David Hume zastanawiając się nad indukcją – wnioskowaniem na podstawie doświadczenia o przyszłych zdarzeniach – stwierdził, że jest to procedura zawodna i nie sposób się z nim nie zgodzić. Fakt, że wojna była, nie oznacza, że będzie zawsze, podobnie jak to, że człowiek przez tysiące lat nie wynalazł koła, nie oznaczało wcale, że nigdy go nie wynajdzie.
Wszyscy przeciwko wszystkim
Logika daje więc nadzieję. Świat bez wojen jest możliwy, nawet jeśli nigdy jeszcze nie był realny. Nic nie zrobi się jednak samo. Jeśli chcemy zmierzyć się z problemem, musimy poznać jego przyczyny. Na przestrzeni wieków dominowały dwie – powracające w różnych wersjach – koncepcje dotyczące genezy wojen. Ich autorami były postacie kluczowe dla nowożytnej filozofii politycznej.
Pierwsza z nich, Thomas Hobbes był zdecydowanie pesymistą, jeśli chodzi o ludzką naturę. „Jest (…) oczywiste, że gdy ludzie żyją, nie mając nad sobą mocy, która by ich wszystkich trzymała w strachu, to znajdują się w stanie, który się zwie wojną; i to w stanie takiej wojny, jak gdyby każdy był w wojnie z każdym innym. Albowiem WOJNA polega nie tylko na walce czy też na rzeczywistym zmaganiu – czasem wojny jest odcinek czasu, w którym dostatecznie jest wyraźne zdecydowanie na walkę” – pisał brytyjski filozof w Lewiatanie.
W tym właśnie kontekście pojawia się chyba najsłynniejsza teza Hobbesa – w stanie natury toczy się wojna wszystkich przeciw wszystkim. Jest więc czymś pierwotnym, co nieuchronnie spotka ludzi pozbawionych kagańca zakładanego na nich przez władzę. Pogląd ten – w różnych wariantach – wracał na przestrzeni lat.
W podobny sposób myślał Sigmund Freud, który skłonność do prowadzenia wojen uzasadniał popędem zniszczenia drzemiącym w każdym człowieku. „Analiza snów normalnych ludzi wykazuje, że istniejąca w nas pokusa do zabijania innych ludzi jest silniejsza i występuje częściej, niż byśmy się spodziewali” – pisał austriacki psychiatra. Co ciekawe, autor Kultury jako źródła cierpień łączył pesymizm z aktywnym działaniem na rzecz pokoju.
Pacyfistą był też inny wielki pesymista – Henri Bergson. Jak twierdził, „instynkt wojenny jest tak silny, że ujawnia się jako pierwszy, gdy usuwa się cywilizację, by dojść do natury”. Znacznie dalej poszedł Oswald Spengler, który wojnę wręcz gloryfikował. Niemiecki filozof pisał, że wojna jest „odwieczną formą wyższego istnienia ludzkiego, a państwa są obecne gwoli wojny; są one wyrazem gotowości do wojny”. Jego poglądy – choć sam autor uznawał Hitlera za cokolwiek prymitywnego – służyły, jak określił to inny niemiecki myśliciel, Ernst Cassirer, jako „giętki instrument w rękach przywódców politycznych”.
Dobry dzikus
Po drugiej stronie barykady znajduje się inna znana postać – Jean-Jacques Rousseau. Francuski filozof winą za istnienie wojen obarczał raczej cywilizację niż naturę. Zdaniem autora Wyznań człowiek jest z natury dobry i skłonny do współpracy, a możliwość toczenia wojen stworzyła kultura. Najpierw ze stanu natury wyszli ludzie, tworząc społeczeństwa, które żyły między sobą w stanie natury – czyli pokojowego współistnienia. Niestety, relacje między społeczeństwami uległy przekształceniu. „Stąd poszły wojny narodowe, bitwy, zabójstwa, akty odwetu, wobec których natura się wzdryga i którymi rozum się gorszy; stąd te wszystkie okropne przesądy, które do godności cnoty wynoszą zaszczyt przelewania krwi ludzkiej” – pisze.
Tropem tym podążało wielu późniejszych naukowców zajmujących się wojną. „Wojna to tylko wynalazek” – pisała w 1928 r. amerykańska antropolożka Margaret Mead. Badaczka wysnuła tezę, zgodnie z którą to kultura zachodu wykształciła idealne warunki dla eskalacji agresji, seksizmu i konfliktów zbrojnych. Winą za taki stan rzeczy Mead obarczyła przede wszystkim patriarchalny model rodziny. Prognozy Amerykanki są jednak bardziej optymistyczne niż diagnoza – odpowiednie wychowanie może sprawić, że wojny przestaną być elementem codziennego krajobrazu.
Mead nie twierdzi jednak, że wojna jest zjawiskiem dotyczącym wyłącznie Zachodu. Badaczka, obserwując przemianę zwyczajów ludu Samoa, stwierdza, że agresję kanalizować można w sposób inny niż wojenne mordy. Brutalne rytuały zostały całkowicie zastąpione przez kulturę pokoju, co – w jej opinii – dowodzi faktu, że wojnę można wyrugować także z naszego europejskiego życia.
Jest jeszcze nadzieja
Jak łatwo dostrzec, linia podziału w dyskusji nad przyczynami wojen przebiega zgodnie z opozycją kultura – natura. Jeśli za wojnę odpowiada natura, to jedynym, co nam pozostaje, jest zacieśnianie kagańca, który kultura nakłada na pierwotne skłonności. Czemu jednak człowiek miałby być jedynym zwierzęciem, które toczy wojny z natury? Pozostałe gatunki zabijają się przecież tylko po to, by przetrwać, a już na pewno nie dla orderów i bohaterskiej sławy.
Jeśli więc rację mają ci, którzy przyczyn wojen upatrują w kulturze, to nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wziąć się do pracy i dokonywać korekt w miejscach, w których „osiągnięcia” owej kultury prowadzą do jej nieuchronnego zniszczenia.