Jak daleko możemy sięgnąć w przeszłość swojej rodziny? Jakie jest prawdopodobieństwo, że wywodzimy się ze szlachty? W najnowszym odcinku podcastu Audioplastykon Dominika Kardaś i Łukasz Grzesiczak rozmawiają z Łukaszem Karpeckim o pracy genealoga
Swoje pierwsze drzewo genealogiczne rozrysował w wieku 13 lat. „Powodowała mną detektywistyczna ciekawość dziecka. Chciałem sprawdzić, czy to, co opowiadają mi moje babcie, jest prawdziwe” – mówi. Przeszukał księgi w swojej rodzinnej parafii pod Przemyślem i tak okazało się, że jego rodzice są ze sobą (co prawda dość daleko) spokrewnieni. „Dopiero potem dowiedziałem się, że w takich małych miejscowościach nie jest to nic niezwykłego” – dodaje. Potem odkrył jeszcze kilka nieznanych faktów z historii swojej rodziny i tak zaczęła się jego przygoda z genealogią.
Dzisiaj Łukasz Karpecki zajmuje się poszukiwaniem rodzinnych korzeni zawodowo. Jak sam przyznaje, praca ta wymaga przede wszystkim wrodzonej ciekawości i dużego uporu, bo większość czasu spędzić trzeba na poszukiwaniach dokumentów kolejnych przodków w archiwach. „Wygląda to tak, że najpierw zwracam się z prośbą o udostępnienie informacji do urzędu stanu cywilnego, potem przeglądam archiwa państwowe w poszukiwaniu starszych dokumentów. Najstarsze można jednak zazwyczaj znaleźć w archiwach parafialnych i diecezjalnych” – wyjaśnia genealog. Zanim jednak zacznie swoją pracę, namawia klientów, by porozmawiali z najstarszymi członkami rodziny i sami uzyskali jak najwięcej informacji, które pomogą w poszukiwaniu danych przodków.
Twój pradziadek szlachcic robił w polu
Kto szuka pomocy profesjonalnego genealoga? Czasem osoby, które z jakiegoś powodu nie znają historii własnej rodziny, czasem prawnicy prowadzący sprawy spadkowe, często – ludzie przekonani, że są potomkami szlachty i poszukują na to dowodu. „W Polsce prawdopodobieństwo znalezienia szlacheckich korzeni w rodzinie jest stosunkowo duże” – mówi Łukasz Karpecki. „Trzeba jednak pamiętać, że szlachta to nie to samo co magnateria czy arystokracja, a często tego nie rozróżniamy. Wiele rodzin miało tytuły szlacheckie, ale w praktyce żyli na podobnym poziomie jak chłopi” – dodaje.
Zdarza się jednak, że poszukiwania rodzinnych dokumentów przynoszą nieoczekiwane wyniki. „Miałem 21 lat, kiedy znajomy genealog wysłał mnie na kwerendę do Wilna. Szukałem wtedy legitymacji szlacheckiej pewnej rodziny Radwiłowiczów” – wspomina Łukasz. Nie znał cyrylicy, nauczył się alfabetu w pociągu. Na miejscu odkrył dokumenty, które doprowadziły go aż do przodków rodziny żyjących siedem wieków temu. „Jest to na tyle niespotykane, że zazwyczaj w takich przypadkach zakłada się jakieś fałszerstwo. Dane udało się jednak potwierdzić w kilku innych źródłach i rzeczywiście mogłem przedstawić klientowi drzewo sięgające aż do XIV w.” – mówi genealog.
Każda rodzina ma swoją historię
„Dlaczego powinniśmy szukać informacji o swoich przodkach?” – pytamy Łukasza. Odpowiada: „Bo każda rodzina ma ciekawą historię. Wydaje nam się, że interesujące są tylko szlacheckie rody, a to nieprawda. Łatwiej jest znaleźć o nich informacje, ale rodziny chłopskie mają nie mniej interesujące koleje losu”.
Jak przyznaje, wielu jego klientów nie spodziewa się, że np. w ich rodzinie – uchodzącej za od wieków katolicką – były osoby innego wyznania. A ci, którzy mają się za „stuprocentowych Polaków” odnajdują wśród swoich przodków korzenie ukraińskie, niemieckie, żydowskie czy ormiańskie. Zdarza się też, że ze względu na zmiany polityczne nasi dziadkowie i babki zmieniali nazwiska – spolszczali je lub nadawali obcojęzyczne brzmienie – a działo się to zwłaszcza na terenach, które często zmieniały właściciela. „To oczywiście utrudnia mi pracę, ale mam już swoje sposoby, by taką osobę w dokumentach odnaleźć” – zapewnia Łukasz.