Julian Assange – podobny bardziej do zesłańca z długą, białą brodą, niż do siebie samego z czasów świetności – został siłą wyciągnięty z ambasady Ekwadoru w Londynie. Na razie do brytyjskiego aresztu, ale…
Niektórzy widzieli w nim buntownika przeciwko możnym tego świata; demaskatora okrutnych i skorumpowanych władców; kogoś w rodzaju XXI-wiecznego Che Guevary. Ale – z biegiem lat – stawał się postacią coraz bardziej kontrowersyjną, oskarżaną o kierowanie się raczej prywatnymi obsesjami niż ideałami. Hillary Clinton znienawidził do tego stopnia, że zrobił wszystko – być może nawet wszedł w układ z rosyjskimi służbami? – żeby utorować drogę do prezydentury jej rywalowi, Donaldowi Trumpowi, który z ideałami otwartej, racjonalnej, transparentnej demokracji kojarzony jest raczej rzadko.
Ale to nie z tego powodu 47-letni Assange, założyciel i szef WikiLeaks, został w czwartek po południu wytargany z ambasady Ekwadoru w Londynie. Formalna przyczyna aresztowania jest dość błaha – złamanie warunków zwolnienia za kaucją, które w 2012 r. wyznaczył mu londyński sąd. Assange obiecał wtedy stawić się na kolejne posiedzenie, ale nie pojawił się przez siedem lat, które spędził w ambasadzie, korzystając z azylu udzielonego mu przez lewicowego prezydenta Ekwadoru Rafaela Correę. Kiedy następca Correi, Lenin Moreno, pozbawił go azylu, londyńscy stróże porządku dostali prawo wejścia do budynku.
Jednak, jak potwierdziły już brytyjskie władze, nie chodzi tylko o złamanie przyrzeczenia danego przed laty sędziemu (za co grozi Assange’owi w Wielkiej Brytanii do roku więzienia). Również Amerykanie domagają się jego ekstradycji – za udział w spisku, którego wynikiem był gigantyczny wyciek 250 tys. tajnych raportów armii USA. To dzięki nim dziewięć lat temu o WikiLeaks usłyszał cały świat.
W zasadzie wniosek o ekstradycję nie powinien być zaskoczeniem. Już od kilku miesięcy – w efekcie niedopatrzenia sądu w stanie Virginia – było wiadomo, że Amerykanie przygotowali przeciwko niemu tajny akt oskarżenia.
Poniekąd potwierdza to tezę Assange’a, że – choć podejrzewany był o seksualne wykorzystanie dwóch Szwedek – to w gruncie rzeczy jest ofiarą amerykańskiego imperializmu. Że za fasadowymi, obyczajowymi zarzutami kryją się długie macki Waszyngtonu, który nie rezygnuje z ukarania swojego wroga.
Największy szok spośród raportów, które przed dziewieciu laty ujawnił WikiLeaks, wywołał filmik nagrany z kamery bojowego helikoptera nad Bagdadem. Widać na nim, jak piloci rozstrzeliwują spacerujących ulicą ludzi, a nawet dobijają rannych, jednocześnie komentując to w sposób, jakby grali w strzelankę na komputerze. Fakt, że przynajmniej niektórzy z zabitych byli rebeliantami, mieli karabiny czy nawet granatnik, nie umniejszał wstrząsającego wydźwięku filmu.
Assange dostał ten filmik, jak również ćwierć miliona innych wojskowych dokumentów, od szeregowego analityka Bradleya Manninga stacjonującego w bazie pod Bagdadem. Nagrywał je na płyty CD, a następnie wynosił w okładkach albumów Lady Gagi niezauważony przez przełożonych i kolegów. Manning został zdemaskowany i skazany na 35 lat więzienia – za zdradę i ujawnianie tajemnic. W 2014 r. zmienił płeć i od tej pory znany jest jako Chelsea, która opuściła więzienie dwa lata temu, bo prezydent Barack Obama skorzystał z prawa łaski i skrócił jej wyrok (jako że Manning działała/działał – niepotrzebne skreślić – ze szlachetnych pobudek).
Po ujawnieniu raportów, Assange – jako szef WikiLeaks, która rzuciła wyzwanie potężnej Ameryce – przejściowo uzyskał status podobny do gwiazdora rocka. Zadatki na buntownika miał od dziecka; jego rodzice, którzy należeli do wędrownej trupy teatralnej w Australii i wychowali go na niespokojnego ducha. Jako młody haker włamywał się do systemów wielkich korporacji nie po to, by coś ukraść, ale jedynie, by im zagrać na nosie.
Status gwiazdora Assange niefortunnie wykorzystał podczas tournee po Szwecji, kilka miesięcy po ujawnieniu wstrząsającego nagrania z helikoptera. Wdał się tam w intymne relacje z dwiema młodymi Szwedkami, które następnie oskarżyły go o molestowanie i gwałty (jak twierdzą obrońcy Assange’a, kobiety zgłosiły się na policję z zemsty – dopiero gdy dowiedziały się, że zabiegał o ich względy równocześnie). Szwedzka prokuratura wydała nakaz aresztowania podejrzanego i zwróciła się z wnioskiem o ekstradycję do Wielkiej Brytanii, bo Assange akurat przebywał w Londynie. To właśnie przed tym wnioskiem o ekstradycję, rozpatrzonym pozytywnie przez brytyjskie sądy, schronił się w ambasadzie.
Z budynku ambasady dalej kierował swoją organizacją, zarzekając się, że oskarżenia Szwedek są elementem amerykańskiego spisku przeciwko WikiLeaks. Portal nadal ujawniała tajne dokumenty – np. tysiące raportów z ambasady USA na całym świecie do centrali w Waszyngtonie czy sekrety przesłuchań więźniów w Guantanamo, gdzie Amerykanie przetrzymywali – i nadal przetrzymują – podejrzanych o terroryzm, choć nie postawili większości z nich żadnych formalnych zarzutów.
Dwa lata temu szwedzka prokuratura cofnęła nakaz aresztowania i wniosek o ekstradycję, na koncie Assange’a wisiało więc już tylko – tak się wydawało – złamane przyrzeczenie dane londyńskiemu sądowi. Ale w zeszłym roku sąd w Virginii, stanu sąsiadującego z Waszyngtonem, omyłkowo ujawnił informację, że Assange’owi postawiono tajny akt oskarżenia. Za udział w spisku przeciwko Ameryce grozi mu do pięciu lat więzienia.
W międzyczasie namieszał jednak bardzo w amerykańskiej polityce, mianowicie przyczynił się do zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich 2016 r. To właśnie WikiLeaks ujawniła dwa pakiety korespondencji, które kompromitowały Demokratów i najbliższe otoczenie Hillary Clinton. Assange uważa ją za ikonę amerykańskiej hipokryzji i imperializmu, a też za osobistą prześladowczynię i autorkę spisku, który zamknął go na długie lata w ekwadorskiej ambasadzie.
„To ona stoi za różnymi działaniami przeciwko WikiLeaks, dlatego uważamy ją za zagrożenie wolności słowa i prasy” – mówił dziennikarzom telewizji ITV w 2012 r., kiedy Clinton pełniła jeszcze funkcję szefowej amerykańskiej dyplomacji.
Jak WikiLeaks odpłacił się swojej „prześladowczyni”? Najpierw ujawniono e-maile wysoko postawionych działaczy Partii Demokratycznej, z których wynikało, że jej kierownictwo w prawyborach od początku do końca faworyzowało Clinton przeciwko Berniemu Sandersowi, oddolnemu kandydatowi, który wzbudzał entuzjazm młodych, bardziej lewicowo i antysystemowo nastawionych wyborców. Potem wypłynęły e-maile Johna Podesty, szefa kampanii Hillary, traktujące o płatnych, zamkniętych prelekcjach dla nowojorskich banków i instytucji finansowych (za jeden taki wykład brała nawet po 200 tys. dolarów co, już bez względu na to co mówiła, jest dosyć kompromitujące).
Dziś już wiadomo, że – po pierwsze – WikiLeaks dostała te dokumenty od rosyjskich hakerów działających pod kuratelą rządu Putina, a po drugie, że konsultowała ich ujawnienie z Rogerem Stone’m, kiedyś zausznikiem i zaufanym Trumpa. Tym sposobem okazało się, że WikiLeaks, zamiast walczyć ze skorumpowanymi władcami tego świata, wchodzi z nimi w szemrane układy.
Do dziś nie wiadomo, czy WikiLeaks świadomie brała kompromaty na Clinton od rosyjskich służb, czy tylko została nieświadomie wykorzystana. Tak czy inaczej, wizerunek Assange’a ucierpiał.
Ale może stać się męczennikiem pełną gębą, jeśli faktycznie Brytyjczycy oddadzą go Amerykanom. „Będziemy walczyć o wstrzymanie ekstradycji” – mówi Jennifer Robinson, obrończyni Assange’a. „To byłby niebezpieczny precedens, żeby stawiać kogoś przed sądem za publikowanie prawdziwych dokumentów i informacji o rządzie Stanów Zjednoczonych”.
Robinson, która widziała się z aresztowanym klientem, przekazała, że kazał pozdrowić swoich zwolenników, a na powitanie powiedział (mając na myśli rzekomy amerykański spisek): „A nie mówiłem?”