W centrum nie zaparkujesz, a w smog – nie pojedziesz w ogóle. Przynajmniej dieslem. Władze europejskich miast patrzą na samochody coraz mniej przychylnie. Prymusem w tej dziedzinie jest Paryż
Są kolorowe i niepozorne, jednak niezwykle ważne dla wszystkich, którzy chcą wjechać samochodem do Paryża. Na przedniej szybie każdego auta w stolicy Francji musi znajdować się jedna z sześciu naklejek programu Crit’Air. Ich symbolika jest bardzo czytelna. Pojazdy najmocniej dokładające się do zanieczyszczenia powietrza są oznaczone numerem pięć i szarym kolorem. Czwórka, trójka i dwójka to po kolei kolory bordo, pomarańczowy i żółty. Fioletowa jedynka oznacza auto spalinowe, ale takie, które mieści się w najnowszych normach dotyczących emisji spalin. Zieloną naklejką mogą pochwalić się auta zeroemisyjne – np. elektryczne.
Paryż prymusem w walce z zanieczyszczeniem powietrza
Samochody to główne źródło paryskiego smogu, z którym zaciekle walczy socjalistyczna mer stolicy Francji Anne Hidalgo. Największe skrzyżowania, takie jak ogromne rondo wokół Łuku Triumfalnego, często dosłownie cuchną spalinami. Jest na to jednak sposób. Jeśli wartości szkodliwych pyłów w powietrzu idą w górę, na ulice nie wyjadą auta oznaczone najniższymi kategoriami.
„Więcej samochodów to więcej zanieczyszczeń. Po prostu. W czasach postprawdy pewnie wielu chciałoby się z tym kłócić. My będziemy trzymać się faktów” – powiedziała Hidalgo przy okazji startu systemu Crit’Air. Przeciwnicy nowego prawa uważają jednak, że w Paryżu wystarczyłoby wzmocnić komunikację miejską i parkingi park & ride, a zakazy nie przyniosą nic dobrego.
Co więcej, od 2025 r. do Paryża nie wjedziemy dieslem. Silniki wysokoprężne mają szczególnie zwiększać poziom zanieczyszczania. Podobnie, ale o wiele szybciej, zareagował Madryt. Jego władze już teraz wyrzuciły z centrum miasta najbardziej szkodliwe samochody. Chodzi o diesle wyprodukowane przed 2006 r. i auta benzynowe, które wyjechały z fabryki przed 2000 r. W ten sposób zanieczyszczenie szkodliwym dla zdrowia dwutlenkiem azotu ma spaść o 23 proc. w ciągu najbliższych dwóch lat.
Z nowymi pomysłami na walkę ze smogiem dyskutują jednak właściciele małych ciężarówek. Często pracują na zasadzie samozatrudnienia, od zlecenia do zlecenia dowożąc towar również do centrum miasta. Kupno nowego dostawczaka jest poza zasięgiem ich portfela, szczególnie po kilku chudych latach kryzysu finansowego. Dlatego wielu z nich boi się plajty. Straszą też pustymi półkami w sklepach, do których nie będą mogli dojechać. Władze mimo to nie chcą wycofywać się ze swoich pomysłów.
„Zanieczyszczenie powietrza przewyższa dopuszczalne normy od 10 lat, a mieszkańcy są narażeni na oddychanie powietrzem, które niekorzystnie wpływa na ich zdrowie. Chodzi szczególnie o grupy najbardziej wrażliwych osób, czyli dzieci i seniorów” – powiedziała w rozmowie z dziennikiem „The Guardian” Ines Sabanes, odpowiadająca w madryckim magistracie za kwestie związane ze zdrowiem.
Jak radzą sobie inne europejskie stolice?
Odważnie radzi sobie w tej sprawie również niemiecki Hamburg. Tam dostęp aut do publicznych dróg ograniczono na kanwie tzw. Dieselgate. W 2015 r. okazało się, że Volkswagen fałszował wyniki testów emisji swoich modeli z silnikami wysokoprężnymi. Później wyszło na jaw, że nie on jeden, a afera miała dotyczyć też samochodów Audi czy Mercedesa. Był to impuls do wprowadzenia zakazu ruchu dla starych diesli na niektórych ulicach – mogą poruszać się na nich tylko te spełniające normy emisji Euro 5 (czyli wyprodukowane najpóźniej w 2009 r.) i Euro 6 (czyli nie starsze niż cztery lata).
To nie koniec listy. Jest na niej również Oslo, ograniczające ruch diesli w całym mieście w dni ze smogiem (włączając w to również obwodnice). Burmistrz Kopenhagi zakazał używania w stolicy Danii… nowych diesli, chcąc zniechęcić mieszkańców do ich kupowania. Starsze nadal mogą jednak poruszać się po ulicach. Giorgios Kaminis, burmistrz Aten, chciałby zupełnego zakazu wjazdu aut do centrum miasta. Brytyjczycy jeżdżący autami starszymi niż 11 lat za wjazd w głąb Londynu muszą zapłacić 21 funtów i 50 pensów. Z badań wynika także, że ponad połowa kierowców w Wielkiej Brytanii chciałaby wprowadzenia zakazu jazdy na olej napędowy w swoich miastach.
Europejskie metropolie chcą w ten sposób ograniczyć rosnący poziom zanieczyszczenia powietrza. W 2016 r. w Paryżu mówiono nawet o „najgorszym smogu od dekady”. W ciągu doby w powietrzu unosiło się średnio 80 mikrogramów szkodliwego pyłu PM10 na metr sześcienny. Jednak według polskich norm taki stan powietrza zostałby określony jako… umiarkowany.