„Pamiętam nauczycielkę ze szkoły średniej, której zdarzało się odwołać wcześniej zapowiedziany sprawdzian ze swojego przedmiotu. »Mam fatalny nastrój i wiem, że będę dziś źle oceniała« – tłumaczyła się. Nastrój ma wpływ na ocenę. Ona jest zawsze subiektywna, podobnie jak historia” – mówi prof. Andrzej Chwalba, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie
ŁUKASZ GRZESICZAK: Panie profesorze, z czasów mojej edukacji pamiętam szkoły, w których za takie opowiadanie o historii, jakie uprawia pan w swojej najnowszej książce „Zwrotnice dziejów. Alternatywne historie Polski”, dostałby pan po prostu dwóję…
PROF. ANDRZEJ CHWALBA*: W mojej pamięci znajduję podobne i jeszcze mocniejsze obrazy. Ale w ciągu wielu lat w tej materii dużo się zmieniło. Znani polscy profesorowie, jak Andrzej Paczkowski, Włodzimierz Borodziej, Janusz Tazbir, Jerzy Strzelczyk, byli autorami tekstów z zakresu historii alternatywnej, podobnie jak ceniony ekonomista Witold Orłowski. Autorem pomysłu „Historii alternatywnej”, która jest w tytule książki, jest redaktor Wojciech Harpula. Uzgodniliśmy warunki współpracy. Dlatego nasza opowieść koncentrowała się na faktach i jest zgodna z warsztatem naukowym historyka.
Ostatnio popularność zyskuje też historia kontrfaktyczna…
Historia alternatywna różni się od kontrfaktycznej. Ta pierwsza koncentruje się na realnym obrazie. Historyk uprawiający historię alternatywną nie zmienia PESEL-i historycznym postaciom, nie zmienia ich płci, przedwcześnie nie uśmierca. Natomiast historia kontrfaktyczna wpisuje w dzieje nowe wydarzenia, które tylko hipotetycznie mogły mieć miejsce. Zbliża nas do literatury, blisko fantasy.
Przedwczesne uśmiercanie politycznych przywódców to domena historii kontrfaktycznej, alternatywna próbuje odpowiedzieć na pytania o znaczenie decyzji i faktów, które miały miejsce?
Tak, z redaktorem Harpulą postanowiliśmy iść śladami historii alternatywnej. Choć ta często w Polsce budzi jeszcze kontrowersje, jest powszechnie akceptowana w innych krajach Europy i świata. Nauczyciele w szkołach anglosaskich, niemieckich, francuskich czy belgijskich zachęcają swoich uczniów do spojrzenia na historię w ten sposób, bo przecież nie wszystko można w racjonalny sposób wytłumaczyć. Dzieje są niejednokrotnie grą przypadkowych zdarzeń. Wstałem lewą, a nie prawą nogą, miałem zły nastrój, moim zachowaniem kierowały emocje – i w efekcie zmieniłem zwrotnicę.
Pamiętam swoją nauczycielkę ze szkoły średniej, której zdarzało się odwołać wcześniej zapowiedziany sprawdzian ze swojego przedmiotu. „Mam fatalny nastrój i wiem, że będę dziś źle oceniała” – tłumaczyła się. Nastrój ma wpływ na ocenę. Ona jest zawsze subiektywna, podobnie jak historia.
To nowość w przypadku uprawiania historii w Polsce?
Pozytywistyczny sposób uprawiania historii powoli odchodzi w zapomnienie. Kiedyś historyk szukał źródeł przede wszystkim w archiwach, uważał, że to właśnie dokumenty wytworzone przez administrację państwową przybliżają go do obiektywnego opisania zdarzeń. Historyk starał się po prostu ustalić fakty. Ale z czasem okazało się, że ten sposób uprawiania historii nie wyczerpuje wszystkich możliwości. Historykom przestało to wystarczać, zaczęli interesować się motywacją ludzi, kontekstem, w jakim podejmowano decyzje. Sięgnęli do innych źródeł – wspomnień, materiałów śledczych, druków ulotnych, ikonografii, literatury pięknej.
Historia najnowsza wzbogaciła się choćby o historię mówioną. Ta jest wynikiem rozmowy ze świadkiem historii. Historyk próbuje się dowiedzieć od niego, jak widział wydarzenia będące jego udziałem. Jaka była jego perspektywa.
W polskiej szkole ciągle jesteśmy w objęciach historii pozytywistycznej?
Trudno generalizować, wszystko zależy od nauczyciela. W istocie mało o tym wiemy. Dysponujemy jednostkowymi doświadczeniami i nielicznymi wynikami badań. Sporo zależy także od podstawy programowej. Na temat ostatniej dużo można by dyskutować, czy przypadkiem nadmiernie nie obciąża ucznia wiedzą typu encyklopedycznego. Niestety, w praktyce oczekuje się, wbrew deklaracjom, że uczeń polskiej szkoły ma przede wszystkim znać fakty, a niekoniecznie je rozumieć. Takim sposobem uczenia historii robimy sobie i uczniom szkodę. Historia ma uczyć myślenia i rozumienia ludzkich motywacji, a tym samym przygotowywać młodzież do aktywnego życia społecznego i obywatelskiego.
Uczenie o historii alternatywnej w polskiej szkole miałoby sens?
Może nie tyle uczenie, co danie szansy uczniom poszukiwania możliwych, prawdopodobnych scenariuszy w dziejach. Z pewnością by to nie zaszkodziło, a pomogło, skoro innym pomaga. Przede wszystkim dałoby szansę młodym ludziom innego spojrzenia na dzieje. Pozwoliłoby na trening szarych komórek, na czym powinno nam zależeć. Na szczęście w polskiej szkole nie brakuje odważnych nauczycieli. W tym roku laureatów olimpiady historycznej dla gimnazjalistów nagrodzono właśnie „Zwrotnicami dziejów”. Uznano widocznie, że to książka, która może prowokować do dyskusji i pozytywnie wpływać na myślenie. Bardzo nas to cieszy.
W książce kreśli pan profesor siedem alternatywnych historii. Każda z nich pokazuje, że nasz kraj mógłby być zupełnie inny. Każda wydaje się prawdopodobna i tylko przypadek sprawił, że nasz los potoczył się inaczej. Nie ma sensu zdradzać ich wszystkich, chętnych można po prostu odesłać do lektury. Ciekawi mnie, która z nich wydaje się panu profesorowi najistotniejsza z punktu widzenia skali konsekwencji?
Cały ciąg zdarzeń, które zapoczątkował Konrad Mazowiecki przez sprowadzenie Krzyżaków na ziemie polskie. Ten ciąg prowadzi nas do Grunwaldu, wojny trzynastoletniej i hołdu pruskiego. W ten sposób Polska straciła wielką szansę mocnego ulokowania się nad Bałtykiem.
Sugeruje pan, że gdyby nie pochopna decyzja Konrada Mazowieckiego, dziś Niemcy nie byłyby liderem Europy, a niemiecki tak ważnym językiem w naszej części świata?
Byłbym ostrożny z taką tezą. Jednak prawdą jest, że z zakonu krzyżackiego narodziły się Prusy Książęce, a potem Królestwo Pruskie, które uczestniczyło w rozbiorach Polski, pokonało Napoleona, a potem zjednoczyło Niemcy. Do historii europejskiej kultury przeszły m.in. pruski dryl czy pruska edukacja. Pruskość obrosła legendą, a jej początek wiąże się z Konradem Mazowieckim.
Historia mogła potoczyć się inaczej?
To pytanie towarzyszyło naszym dziejom od wieków, stawiali je nasi kronikarze, potem historycy, publicyści, dziennikarze i politycy. Konrad Mazowiecki powinien mieć świadomość, że zakon krzyżacki był na tamte czasy potężną instytucją polityczno-wojskową, a skądinąd wybitny wielki mistrz zakonu Herman von Salza był przyjacielem papieża i cesarza. Król Węgier usunął zakon ze swojego terytorium, gdy ten niebezpiecznie urósł w siłę. Potem Węgrzy bez wsparcia zakonu dali sobie radę z najazdami ze Wschodu.
Sprowadzenie Krzyżaków na ziemie polskie było następstwem rozbicia dzielnicowego. Brakowało silnego ośrodka centralnego, a książęta niejednokrotnie kierowali się prywatą. Kiedy zorganizowano wspólną wyprawę książąt przeciwko pogańskim Prusom, to skłóceni polscy książęta dbali przede wszystkim o własne interesy, a nie skupili się na walce. Konrad nie miał cennej cechy u polityka – cierpliwości. Polityk przewidujący czeka, aż dojrzały owoc sam mu spadnie. Nie próbuje trząść drzewem, kiedy owoce nie są dojrzałe. Przecież pokojowa chrystianizacja na pruskiej granicy zaczęła powoli przynosić efekty.
Mnie najbardziej niezwykła wydaje się idea, że Polska dziś mogłaby nie być katolicka, a nasz kościół mógłby nieco przypominać ten anglikański…
Niewiele brakowało, by właśnie tak się stało. W XVI w. w Polsce, podobnie jak w znacznej części Europy, nastąpiła fascynacja prądami protestanckimi. W Polsce znajdowały one wyznawców przede wszystkim z powodów politycznych. Szlachta przyjmowała kalwinizm, mieszczaństwo miast Polski zachodniej luteranizm. W olbrzymiej większości nie stało za tym głębsze przeżycie religijne czy ideologia, ale interesy. Chciano wykorzystać reformację do przebudowy kraju, co wiązało się ze zmniejszeniem roli duchowieństwa katolickiego i przejęciem jego majątków ziemskich.
Dlatego polski Sejm, w którym była silna reprezentacja posłów kalwińskich, zobowiązał króla Zygmunta Augusta do zwołania tzw. narodowego soboru, który miał debatować na temat uniezależnienia polskiego Kościoła katolickiego od Rzymu, który wówczas uważano za obce państwo wtrącające się w wewnętrzne sprawy polskiego króla i szlachty. Król długo się wahał i ostatecznie soboru nie zwołał, a pomysł wraz kontrreformacją umiera.
Ta decyzja miałaby poważne znaczenie dla naszej kultury i przyszłości. Spowodowałaby podwyższenie poziomu wykształcenia Polaków, obniżenie politycznego znaczenia stanu duchownego, doprowadziłaby do konfiskaty majątków kościelnych.
A które z wydarzeń nam współczesnych – pana zdaniem – zainspiruje historyków za sto lat?
Namawia mnie pan, by porzucić historię alternatywną i oddać się futurologii…
Być może będzie to, nieco przypadkowa przecież, decyzja o brexicie?
Niezależnie jak skończy się historia brexitu, raczej nie jest to wydarzenie, które wstrząśnie losami Europy. Anglia przez wieki sytuowała się poza Europą, co innego gdyby z Unii Europejskiej wyszły kraje jej rdzenia, jak Francja czy Niemcy. Myślę, że za sto lat będziemy się zastanawiali, dlaczego XXI w. stał się wiekiem chińskim. Tak jak XIX w. należał do Brytyjczyków, a XX w. – do Amerykanów.
W XIX w. Chiny niespodziewanie i łatwo przegrały konflikt z mocarstwami europejskimi. We wcześniejszych epokach zawsze górowały nad innymi, a teraz zostały upokorzone. Jednym z motorów ich działania jest silne przekonanie, że – wcześniej czy później – Europejczycy i Amerykanie muszą za to zapłacić. Mają wszelkie dane ku temu, by osiągnąć sukces: potężne zasoby demograficzne, zdyscyplinowane społeczeństwo i tradycje wspaniałej kultury. Ten wiek będzie prawdopodobnie należał do Pekinu.
*Profesor historii, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego, popularyzator historii, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Historycznego, specjalizuje się głównie w historii Polski i powszechnej XIX i XX w., dziejach Krakowa oraz historii obu wojen światowych. Ostatnio nakładem Wydawnictwa Literackiego wraz z Wojciechem Harpulą opublikował książkę „Zwrotnice dziejów. Alternatywne historie Polski”.