Status słynnej dzielnicy Amsterdamu stał się przedmiotem sporu za sprawą planów władz miasta. Pracownicy erotycznego biznesu sprzeciwiają się pomysłom, które mogą doprowadzić do pozbawienia ich miejsca pracy
„Nie wycieraj swojej kampanii przeciwko turystyce naszymi »prawami człowieka«” – pisze na portalu społecznościowym jedna z pracownic branży holenderskiego seksbiznesu. Podobne słowa skierowane do burmistrz Amsterdamu płyną nie tylko ze strony środowiska, które Femke Halsema chciałaby obronić przed nadużyciami. Krytyczne uwagi pod adresem władz miasta, wraz z internetowym hejtem, spływają do ratusza z całego świata.
„Gdzie jest dzielnica Czerwonych Latarni?” – to jedno z pytań, którego mieszkańcy Amsterdamu mają już serdecznie dość. „Gdy słyszę je po raz setny tego samego dnia, mam ochotę popchnąć pytających prosto do kanału” – pisze Senay Boztas na łamach brytyjskiego dziennika „The Guardian”.
Tego typu opinie nie są wcale odosobnionymi przypadkami. Miasto nie wytrzymuje naporu turystów – według oficjalnych statystyk odwiedza je już 17 mln osób rocznie. Tłumy coraz bardziej utrudniają poruszanie się rowerami, co odbiera miastu jedną z największych zalet i przeszkadza w kultywowaniu dwukołowej tradycji. Mieszkańcy stolicy Holandii chcieliby odzyskać choć część przestrzeni dla siebie.
300 lat płatnych uciech
Pierwsza kobieta na stanowisku burmistrza Amsterdamu znalazła na to sposób. Femke Halsema w ubiegłym tygodniu przedstawiła plany ograniczenia działalności seksualnej w dzielnicy Czerwonych Latarni. Była przywódczyni krajowej partii Zielonych powiedziała, że „miasto musi odważyć się myśleć o tej dzielnicy bez prostytucji”.
Motywacją dla tej propozycji ma być zmniejszenie liczby turystów oraz troska o dobro pracowników świadczących usługi seksualne, którzy według niej często padają ofiarami handlu ludźmi. „Proceder ma miejsce w najpiękniejszej i najstarszej części naszego miasta” – podkreśliła burmistrz, nawiązując do historii dzielnicy.
Setki lat temu przyciągała ona żeglarzy, którzy po długich rejsach szukali pociechy w ramionach tutejszych kobiet. „Obecnie zastępują je głównie pracownice z zagranicy, o których nie wiemy, jak się tu znalazły” – argumentowała Halsema. „Należy ograniczyć handel ludźmi, oszustwa i pranie pieniędzy. Chcę mniej niedogodności dla mieszkańców i przedsiębiorców. Musi być tam ciszej, czyściej i po prostu bardziej znośnie niż teraz” – zaznaczyła.
Halsema rozważa wprowadzenie zakazu pracy seksualnej na terenie dzielnicy Czerwonych Latarni lub przeniesienie całego erotycznego biznesu w inne miejsce. Możliwe jest rozwiązanie, które sprawdziło się już w Hamburgu, czyli stworzenie „erotycznej strefy miejskiej”, do której wchodziłoby się przez specjalne bramki wejściowe.
Tego lata odbędą się konsultacje społeczne, które pozwolą ocenić stopień poparcia amsterdamczyków dla tych pomysłów.
Erotyczny biznes czekają kłopoty
Poza zamknięciem dzielnicy Czerwonych Latarni kolejne możliwe opcje obejmują zakaz korzystania z witryn domów publicznych. Pokazy z żywymi manekinami za szybami wystaw to jeden z najbardziej znanych obrazków z Amsterdamu. Kobiety zachęcające do skorzystania ze swoich usług budzą coraz większy opór władz miasta. Wśród propozycji pojawiły się ograniczenie pozwoleń na takie pokazy w witrynach lub stworzenie specjalnych bramek regulujących do nich dostęp. „Kobiety stojące za 330 oknami dzielnicy Czerwonych Latarni stały się kolejną atrakcją turystyczną dla osób odwiedzających Amsterdam” – krytycznie oceniła Halsema.
Grupa zawodowa, której Halsema chce ochronić, szybko jednak zaprotestowała przeciwko „wykorzystywaniu w kampanii poparcia dla pani burmistrz”. W reakcji na jej słowa w Amsterdamie powstała lobbystyczna organizacja o nazwie Red Light United. Jej władze twierdzą, że 90 proc. ze 170 ankietowanych kobiet zatrudnionych w seksbiznesie chce pracować w oknach znajdujących się w ulicach kanału Singel en De Wallen.
Jeden z członków grupy lobbystów, pod pseudonimem Foxxy, w rozmowie z dziennikiem „Het Parool” podkreślił, że „pracownicy seksualni to ludzie, którzy mają prawo do miejsca pracy”. „Przeniesienie dzielnicy nie jest żadną opcją, ponieważ wtedy klienci nie będą wiedzieć, gdzie znaleźć osoby świadczące usługi seksualne” – zaznaczył. Jak podkreślił, sam jest Holendrem i mieszkańcem Amsterdamu.
„Jeśli zasłonią okna, wszystkie pracownice seksualne zejdą do podziemia i władze będą potrzebować dużo więcej ludzi, by kontrolować sytuację. Nie sądzę, by to zadziałało” – powiedziała w rozmowie z agencją Reuters używająca pseudonimu Foxy Angel prostytutka, członkini organizacji PROUD broniącej interesów pracowników seksualnych.
„Wiele kobiet woli pracować w tym miejscu, bo mają dobre warunki sanitarne i mogą nawiązywać kontakt wzrokowy z klientami” – stwierdziła Foxy Angel. Jak jednak dodała, prostytutki często spotykają się z pogardą i niewłaściwym zachowaniem zwiedzających.
Problem z klientami turystami
Przeciwnicy zmian w prawie twierdzą, że władze miasta nie powinny „obrażać się na turystów”, gdyż dla wielu osób turystyka jest jedynym źródłem utrzymania.
Europejskie social media kipią od krytycznych uwag pod adresem Femke Halsemy. W komentarzach pod artykułem z informacjami o jej planach pojawiają się nawet groźby turystów, wspominających „piękne chwile” spędzone w dzielnicy Czerwonych Latarni. Wśród bardziej rzeczowych argumentów nie brakuje zarzutów o zamachu na wolność i otwartość Holandii.
Mimo to propozycje włodarz miasta znajdują w mieście spore poparcie. „Życie w mieście, w którym zwykła ścieżka rowerowa prowadzi cię przed oblicze roznegliżowanych kobiet sprzedających się w oknach, jest rzeczą dziwną. Szczególnie, że zazwyczaj jedziesz z dziećmi i musisz szybko wskazywać im coś piekielnie interesującego po drugiej stronie ulicy” – czytamy w dzienniku „The Guardian”.
Dużym problemem w ostatnich latach stało się „pogorszenie jakości turysty” odwiedzającego Amsterdam. Amatorzy erotycznych uciech nie stosują się do przyjętych zasad – nagrywają witrynowe pokazy, oddają mocz w miejscach publicznych, poniżają i obrażają pracowników seksualnych.
Zaułki z gwarancją anonimowości
Cor van Dijk, prezes organizacji Ondernemersvereniging Oudezijds Achterburgwal reprezentującej firmy w dzielnicy Czerwonych Latarni, twierdzi, że przyczyną problemów było przymusowe zamknięcie ok. 100 okien przez poprzednią administrację. „To były okna w zaułkach, gdzie klienci nadal mieli pewną anonimowość” – podkreślił w rozmowie z brytyjskim dziennikiem. „Skompresowaliśmy tę samą liczbę osób na mniejszym obszarze, co przyniosło opłakane efekty” – dodał.
„Do zmian zmuszają nas okoliczności, ponieważ Amsterdam się zmienia” – oceniła Femke Halsema, cytowana przez agencję Reuters. „Myślę, że wiele spośród kobiet, które tam pracują, czuje się upokarzane i wyśmiewane” – stwierdziła.
Burmistrz wyjaśnia, że celem zmian jest ochrona kobiet w obliczu pogarszających się warunków pracy, walka z przestępczością oraz odświeżenie otoczonego kanałami 500-letniego Starego Miasta Amsterdamu, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Realizacja planów władz Amsterdamu będzie największą zmianą w seksprzemyśle od czasu, gdy Holandia zalegalizowała prostytucję prawie 20 lat temu.
Źródła: Guardian, Reuters, PAP