Za sprawą ostatnich wydarzeń zdjęcia kobiety jedzącej banany w świadomości polskich elit intelektualnych stały się nagle… zdjęciami kobiety jedzącej banany. Tam, gdzie widziano odważny dialog z komercjalizacją seksu albo krytykę uprzedmiotowienia kobiet, teraz widzimy po prostu jedzenie bananów
Akcja potoczyła się szybko. 26 kwietnia dwie instalacje wideo Sztuka konsumpcyjna Natalii LL i Pojawienie się Lou Salome Katarzyny Kozyry zniknęły z Galerii Sztuki XX i XXI wieku w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wcześniej usunięto też pracę grupy Sędzia Główny. Taką decyzję podjął prof. Jerzy Miziołek, który od ubiegłego roku pełni funkcję dyrektora tej instytucji. Powodem miał być list matki jednego z dzieci, które odwiedziły muzeum na wycieczce klasowej, na dyrektora miało naciskać też Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które potem odcięło się od całej sprawy.
Banan gender i niezgody
Decyzję tłumaczono nieodpowiednim, tj. erotycznymi, czy też – jak to zostało ujęte – genderowymi – treściami, na które – zdaniem dyrektora Miziołka – nie ma miejsca w muzeum odwiedzanym przez szkolną młodzież. Co wzbudziło takie kontrowersje? Praca grupy Sędzia Główny była rejestracją gry telewizyjnej, w której artystki czekały na telefony od widzów i wykonywały ich polecenia (najczęściej było to polecenie obnażenia się). Film Kozyry z kolei przedstawia Lou Salome, postać historyczną, która w stroju dominy poddaje tresurze dwóch mężczyzn przebranych za psy z twarzami Rilkego i Nietzschego. Instalacja Natalii LL to seria nagrań i fotografii przedstawiających jedzące modelki. Uśmiechnięte dziewczyny zajadają się parówkami, kiełbasami, rurkami z kremem, jogurtem i kisielem, a także bananami – i to właśnie banany stały się w ostatnich dniach symbolem walki z cenzurą.
Bo nagle okazało się, że dla większości rodzimej socjety jedzenie banana nie niesie za sobą żadnych skojarzeń z – powiedzmy to w końcu – seksem oralnym i postanowiono udowodnić Ministerstwu Kultury i dyrektorowi Miziołkowi, że prace Natalii LL i Katarzyny Kozyry mylnie zinterpretowano jako epatujące erotyzmem. Media społecznościowe zalały zdjęcia ludzi kultury, polityków, celebrytów i nie tylko, na których pozowali oni z bananami w geście protestu przeciwko usunięciu prac artystek.
Bananowy protest w Polsce
Posłanka Joanna Scheuring-Wielgus umieściła na swoim profilu cztery zdjęcia z podpisem „Po prostu jem banana” i ogłosiła przekornie, że o sfotografowanie tego „gorszącego performansu” poprosiła dzieci. Michał Żebrowski nagrał jednominutowy filmik, jak to ktoś „przyłapuje” go na konsumpcji zakazanego owocu. Bananowe zdjęcia wrzucali też m.in. Magdalena Cielecka, Michał Szczerba, Krystyna Janda i Róża Thun. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski próbował odbić piłeczkę, publikując swoje selfie z jabłkiem i podpisem „Polecam nasze, polskie jabłka. Zdrowsze i mają mniej kalorii niż banany”.
W mediach pojawiły się głosy pytające „Komu przeszkadza banan?”, powstały memy o genderowych bananach, a przymiotniki „skandaliczne” i „kontrowersyjne” pisano w cudzysłowie, żeby podkreślić, że prace zdjęte z wystawy wcale nie powinny być za takie uznawane. Dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie swoją decyzją dokonał cudu: staliśmy się niewinni jak kilkuletnie dzieci, dla których banan to tylko smaczna przekąska na drugie śniadanie.
Sztuka erotyczna czy polityczna?
„Modelki konsumowały, ja to fotografowałam” – opowiadała Natalia LL o pracy nad Sztuką konsumpcyjną. „To była rejestracja konsumpcji, która nagle okazała się strasznie erotyczna. A zachodnia krytyka mówiła i pisała, że jest to sztuka (…), która obnaża PRL” – dodaje artystka. W latach 70., kiedy powstała jej praca, w Polsce pod rządami komunistycznymi banany, kiełbasa i rurki z kremem były dobrami luksusowymi. Pożądanie niedostępnych produktów zostało więc pokazane jako pożądanie seksualne. To jedna z interpretacji.
Serię zdjęć i nagrań można też odczytać jako komentarz do komercyjnej seksualizacji kobiecego ciała, które zawsze musi być atrakcyjne i ponętne – kiedy prezentuje bieliznę, kiedy reklamuje proszek do czyszczenia toalety i kiedy je banany. Można potraktować pracę Natalii LL jako parapornograficzną albo jako witalistyczną – w końcu te roznegliżowane modelki chyba całkiem dobrze się bawią, puszczając oko do widza: „No przecież tylko jem banana, świntuszku”. Od interpretatora zależy, czy uzna, że ich figlarność jest próbą realizacji męskich fantazji czy afirmacją kobiecej seksualności.
Jeżeli miałabym szukać powodu, dla którego prace Natalii LL powinny wisieć w Galerii Sztuki XX i XXI wieku, to właśnie dlatego, że nie są po prostu przedstawieniem kobiet jedzących banany, parówki, rurki z kremem i jogurt. To jest komentarz do rzeczywistości posługujący się skandalizującą retoryką i ta retoryka właśnie ma dać odbiorcy do myślenia. Może go zszokować, może go rozbawić, może zgorszyć. Ale przede wszystkim chodzi o to, że ten sam – rozbawiony bądź zszokowany – odbiorca Sztukę konsumpcyjną może zinterpretować na wiele sposobów, bo praca Natalii LL to pole do interpretacji pozostawia.
Ordynarny akt (cenzury)
Kiedy usunięto prace z wystawy, Piotr Rypson, odwołany niedawno wicedyrektor muzeum, pisał o „ordynarnym akcie cenzury”. Media polskie i zachodnie przypomniały, że prace Natalii LL cenzurowała władza komunistyczna. W Europie Zachodniej, co prawda, Sztukę konsumpcyjną przyjęto dużo bardziej entuzjastycznie, a jeden z kadrów (z jogurtem) trafił na okładkę czasopisma „Flash Art” poświęconego sztuce współczesnej. Niewielu pamiętało jednak, że kiedy Natalia LL w Nowym Jorku prezentowała swoją pracę znanemu marszandowi Leo Castellemu, usłyszała: „America is not ready for this”.
Czy Sztuka konsumpcyjna stanie się kiedyś sztuką, której reprodukcje zamieszcza się w szkolnych podręcznikach? Czy wreszcie okrzepnie na tyle, że dla ucznia VI klasy szkoły podstawowej stanie się po prostu obrazkiem z gołą babą, z którego można się ponabijać, kiedy „facetka od polaka” omawia z klasą jakieś nudne wierszydła? I żaden z tych chłopców nie pomyśli sobie, jaka to skandalizująca sztuka – jak żaden z nich nie pomyślałby tak ani o Olimpii Maneta, ani o Mai nagiej Goi. A przecież to obrazy, które swego czasu trzęsły opinią publiczną, były cenzurowane, a ich autorzy mieli z ich powodu poważne nieprzyjemności.
Prawo do bycia obrażonym
Cenzura – zwłaszcza obyczajowa – to nie jest proste zagadnienie. Granica obyczajności i dobrego smaku jest niezwykle płynna, zwłaszcza kiedy mówimy o świecie sztuki, w którym naruszanie tych granicy często odbywa się po to, żeby uświadomić odbiorcom opresje, tabu i schematy myślowe, z którymi spotykają się na co dzień, a z których nie zdają sobie być może sprawy. Prace Natalii LL, Katarzyny Kozyry i grupy Sędzia Główny, są szokujące i zawierają treści seksualne. Nie udawajmy, że tak nie jest. Możemy próbować szukać w tych treściach jakiejś głębi, a możemy je odrzucić jako gorszące czy po prostu tanie. Mamy prawo poczuć, że jakieś dzieło narusza zasady moralne, którym hołdujemy. Próba przekonywania, że nie powinniśmy odbierać tych prac jako skandalicznych i nasyconych erotyzmem, jest obrazą dla – skądinąd tyleż uznanych, co kontrowersyjnych – autorek.
Możemy zadać sobie pytanie, czy zawarcie tych erotycznych treści ma jakiś sens? Czy w muzeach narodowych jest na te treści miejsce, tak jak jest miejsce na Podkowińskiego i Maneta? Co nas obraża i czy ktoś ma prawo czuć się zniesmaczony dziełem sztuki? Zamiast z miną niewiniątka jeść banany, po prostu o tym porozmawiajmy.
***
Od 29 kwietnia prace znów można oglądać na wystawie. Mimo to, tego samego dnia kilkaset osób zebrało się pod gmachem muzeum i wzięło udział w akcji jedzenia bananów. 6 maja planowana jest zmiana ekspozycji stałej w galerii. Nie wiadomo, czy będzie na niej miejsce dla Sztuki konsumpcyjnej i Pojawienia się Lou Salome.